czwartek, 30 grudnia 2010

2011




źródło

Demokryt
Szczęścia nie znajdziesz w posiadaniu czegoś, ani w złocie. Uczucie szczęścia ma swój dom w duszy ludzkiej.

Marek Aureliusz
Na końcu swojego życia pomyślisz sobie, w jaki sposób mogłeś przeżyć każdy miniony dzień. Wtedy jednak nie będziesz mógł cofnąć czasu. Zacznij więc tak żyć już teraz!
Nie zapomnij: człowiek potrzebuje naprawdę bardzo niewiele, aby być w życiu szczęśliwym.

Abert Einstein
"Ważne jest, aby nigdy nie przestać pytać. Ciekawość nie istnieje bez przyczyny."

Forrest Gump
"Żyj tak, żebyś po latach mógł powiedzieć : „Przynajmniej się nie nudziłem."
 
Tego Wam życzę w 2011.

środa, 29 grudnia 2010

Sylwestrowy zawrót głowy,

czyli garść pomysłów dla tych z nas, które nie zdecydowały jeszcze jak będzie wyglądać ich  sylwestrowa fryzura

źródło

poniedziałek, 27 grudnia 2010

39. Święta, Święta…….

…….. i po Świętach. Przedświąteczna bieganina i zamęt znalazły swój godny finał- trzydniowe napychanie brzuchów pysznościami, gwar rozmów przy stole, rozświetlona choinka i jeszcze więcej bieganiny i zamętu. W sumie, Święta to ciężka praca! Ale po kolei.

Pogoda, niestety, nie dopisała. Wigilia Bożego Narodzenia była pod znakiem deszczu (od mżawki po konkretne padanie). Tu i tam pojawiała się złowroga mgła. Na szczęście, przy wigilijnym stole odmeldowali się wszyscy, a i humory dopisywały, bo jak mogły nie dopisywać skoro na stole pojawiały się dania, na które czeka się cały rok. Mimo, że nie są one szczególnie wykwintne czy niespotykane, nigdy nie smakują tak świetnie, jak w ten właśnie wieczór. Ponieważ jestem wierną i oddaną fanką pierogów oraz makiełek, na te dania czekałam szczególnie. I doczekałam się, ależ się doczekałam! Jak zwykle mocne postanowienie w brzmieniu: „W tym roku nie pozwolę, aby łakomstwo wzięło górę nad rozsądkiem” szybko poszło w gęsty las, żeby nie powiedzieć puszczę pierwotną! Zabrałam się do pałaszowania z wielkim apetytem i nie ustawałam do momentu, gdy ktoś- jakiś chudy facet w czerwonym, przydużym ubranku, z długą białą brodą, ciągnący za sobą bezkształtny wór- zaczął dobijać się do drzwi tarasu. Od zewnątrz. Po krótkiej dyskusji zdecydowaliśmy się go wpuścić, bo to Wigilia i dodatkowe miejsce przy stole czekało na niespodziewanego gościa. Ale gość jeść nie chciał: mówił, że lekko spóźniony jest, a jeszcze parę domów musi odwiedzić tego wieczoru ( kilka już pewnie wcześniej odwiedził, bo na dość zmachanego wyglądał). Bez zbędnych ceregieli obdarował wszystkich wieloma kolorowymi paczkami, pusty wór na plecy zarzucił i odjechał. Toyotą Corollą! Jakoś przeboleliśmy fakt, że Święty Mikołaj reniferów nie miał oraz, że -na oko- to jakieś 25 wiosen liczył. Pokój wypełnił się szmerem rozpakowanych prezentów i okrzykami zachwytu spowodowanymi ich zawartością.

Poznajcie Trąbalińskich, moich tegorocznych, prezentowych faworytów:


Dzięki Trąbalińskim moje stópki nigdy zimna nie zaznają!


I jak tu nie kochać Świętego Mikołaja (nawet jeżeli wynajęty przez Internet był)?

25 grudnia przyniósł zmianę pogody- temperatura poszła w dół, a kałuże wody zamieniły się w mini lodowiska. Niektórzy z zaproszonych na ten dzień gości mieli kłopoty z dotarciem na świąteczny obiad. Na szczęście większości się udało. Tematem obiadowej konwersacji była- oczywiście- pogoda. Okazuje się, że trudne warunki meteo mogą być pożywką twórczości słowotwórczej- wymyślaliśmy sobie nowe określenia na to, co synoptycy nazywają gołoledzią. Zwycięzcą konkursu został autor określenia „stłuczydupa”. Wiem, wiem- puryści językowi się bardzo oburzą, że to nieeleganckie, ale ja uważam, że słowo to w sposób zwięzły i obrazowy ilustruje bolesne skutki zalegania cienkiej warstwy lodu na powierzchni, po której się poruszamy.

26 grudnia- kolejna biesiada, kolejni goście, nadal zamęt i bieganina. A wieczorem refleksja, że właściwie to już po Świętach jest. I jak co rok zdziwienie, że to tak szybko przeleciało.

Święta Bożego Narodzenia to rytuał, powtarzalność, rutyna. „Nuda”- ktoś powie. „Protestuję”- zakrzyknę gromko i prędko. Bo magia Bożego Narodzenia polega na tym, że wszystko dzieje się tak samo, ale zawsze po raz pierwszy i jedyny. I dlatego pamiętamy każde Święta, jako inne i ważne. Pozostają z nami na zawsze
i trwają w nas wszystkie, lekko tylko się usuwając, by zrobić miejsce tym nowym, które przecież znowu przyjdą i mimo, że znamy je tak dobrze, znowu będziemy na nie z utęsknieniem czekać i cieszyć się nimi- ponownie, ale zawsze po raz pierwszy.

środa, 22 grudnia 2010

38. Wkurzakowych Świąt!

Domek posprzątać √
Domek udekorować √
Prezenty kupić √
Prezenty zapakować √
Wkurzaka dopilnować ! ( w toku)

Kolejny rytuał świąteczny do odhaczenia to upilnowanie Wkurzaka, żeby pod choinką nie buszował. Do końca życia nie zrozumiem jak można być tak wkurzająco samolubnym, by zakradać się pod drzewko i prezenty przetrząsać. I to nie tylko wizualnie- dowodu nie mam, ale idę o zakład, że któregoś roku Wkurzak wizytówki na prezentach pozamieniał, aby największa paczka jemu przypadła, bo według tego stwora dobry prezent, to duży prezent. Ależ niespodzianki czekały na nas po rozwiązaniu kokard na pudełkach! Powiem tylko, ze załapałam się na jakiegoś dzyngsa, który służył do regulowania innego dzyngsa umieszczonego pod maską samochodu. Gdyby moje ówczesne autko takiego dzynksa miało, to bym go sobie -na bank- wyregulowała. Ale nie miało. (W uzupełnieniu dodam, że Wkurzakowi Święty Mikołaj przyniósł śliczne kolczyki, zapakowane w dziesięć różnej wielkości pudeł, pudełek i pudełeczek. Bardzo twarzowe, szkoda tylko, że Wkurzak nie ma przebitych uszu!)

Chcę wierzyć, że tamto traumatyczne doświadczenie czegoś Wkurzaka nauczyło, ale za każdym razem, gdy widzę taki obrazek:


w głowie zapalają mi się światełka. Nie, nie te choinkowe- te alarmowe.

Może nie powinnam Wkurzaka na pokuszenie wodzić i prezentów pod choinką z wyprzedzeniem wykładać, ale nie mogę się powstrzymać. Widok drzewka obłożonego kolorowymi paczkami- kto mu się oprze? Tak więc wykładam podarki już w wigilijny poranek i delektuję się tym widokiem aż do kolacji- dziecinne i banalne, wiem, ale dla mnie ważne, bo taki obrazek pamiętam z dzieciństwa, a wszystko, co w życiu ważne wtedy się po raz pierwszy zdarzyło. Nawet fakt, że muszę przez kilka godzin za ochroniarza choinki robić mnie nie powstrzymuje. Ot, nasza domowa tradycja bożonarodzeniowa, która też ma swój urok.

Z OSTATNIEJ CHWILI!

Podejrzałam Wkurzaka skradającego się w stronę choinki, więc ruszyłam za nim
( dyskretnie, bezszmerowo), aby ewentualne bezeceństwa prezentowe udaremnić. To, co zobaczyłam wywołało u mnie rumieńce na twarzy częściowo spowodowane wstydem, że tak niesprawiedliwie Wkurzaka oceniłam, częściowo ekscytacją. Oto, co zobaczyłam:


Ach, ten Wkurzak! Wkurzający jest, samolubny bywa, niepraktyczny i bujający w obłokach.Ale również ujmujący, czarujący i kochany. No i mój. I tak magiczny, jak same Święta Bożego Narodzenia.


Pachnącej nadzieją choinki, miłości i zaufania w sercu, wielu magicznych, świątecznych wspomnień i szczodrego Mikołaja życzą wszystkim
Aylla i Wkurzak

Wkurzakowych Świąt!

sobota, 18 grudnia 2010

37. Zanim zabłyśnie pierwsza gwiazdka


Święta zaczynają się u mnie na tydzień przed Wigilią. A zaczynają się od zamętu, bieganiny, narastającego zmęczenia i irytacji. Zamęt i bieganina wynikają z tradycji, zmęczenie i irytacja- ze słabej logistyki.

Przed Świętami uruchamia mi się przymus sprzątania- babcia sprzątała, mama sprzątała, więc wydedukowałam, że ja też sprzątać muszę. Bo w Święta musi być czyściutko tam, gdzie widać i tam, gdzie nie widać też. Tam, gdzie widać łatwo się sprząta, bo miejsca te nie wnoszą do czynności sprzątania żadnych niespodzianek. Co innego zakamarki, miejsca tajemne, których zawartość to istna skarbnica różności! Dokładne ich spenetrowanie jest czasochłonne, ale również na swój sposób przyjemne. Okazuje się, na przykład, że sprzątająca jest posiadaczką dużej ilości nieodpakowanych nawet środków czyszczących zachomikowanych gdzieś w odległym kącie łazienki. (Od przybytku głowa nie boli, ale odkrycia takiego dokonuje się wkrótce po nabyciu nowej partii chemikaliów, które każdy brud usuną, blask wszystkiemu przywrócą, a cały dom napełnią zapachem świeżości.)

Ale to jeszcze nic. Najlepsze są wszelkiej maści szuflady. Ich zawartość jest jak pajęcza sieć- niemal niewidoczna, ale niezwykle silna. Oplata ofiarę i niepostrzeżenie wciąga w głąb szufladowej otchłani. A tam otwiera się przed nią królestwo wspomnień: kiedyś ważne notatki na tematy dawno zapomniane; fotograficzne skrawki wakacyjnych wspomnień; płyty CD z muzyką niesłuchaną; niechciane kiedyś prezenty, które nagle wyładniały. I wszystkie inne rzeczy do tej pory ukryte, które teraz zaczynają na nowo opowiadać swoje historie. Słuchanie ich jest wciągające i chętnie się mu oddaję. Aż do momentu, gdy zdaję sobie sprawę, że czas się dla mnie nie zatrzymał, a Święta są już o kilka godzin bliżej. Wtedy muszę pożegnać nowych-starych przyjaciół i wrócić do- nadal nieposprzątanej- rzeczywistości. Aby zdążyć przed pierwszą gwiazdką, trzeba zacząć wszystko robić dwa razy szybciej, co skutkuje zamętem i bieganiną.

Niedociągnięcia logistyczne leżą u podstaw zmęczenia i irytacji. Co rok obiecuję sobie, że tym razem prezenty zaplanuję we wrześniu, a nabędę najpóźniej w październiku. Co rok nadejście grudnia odnotowuję ze zdziwieniem, że to już. Reszta jest prostą konsekwencją powyższego- staję się kroplą w oceanie naznaczonych przedświątecznym obłędem zakupoholików, galopujących od sklepu do sklepu w poszukiwaniu prezentowego Graala. Stadium I -zmęczenie i irytacja, okresowo wspomagane zniechęceniem i chęcią ogłoszenia prezentowego strajku generalnego. Stadium II- frustracja okraszona dokuczliwym bólem kończyn dolnych. Stadium III- zacięta determinacja, na granicy wariacji. Stadium IV- ulga, bo znowu się udało. Pewnie, że się udało! Przecież to magiczny czas.

I po co to wszystko? Czemu nie dam sobie spokoju z tym przedświątecznym obłędem? Bo jest częścią świątecznej tradycji, która jest częścią mnie. Bez niego Boże Narodzenie przyszłoby i odeszło niezauważone. A w życiu trzeba mieć co wspominać.

piątek, 17 grudnia 2010

Radość czytania

Słowa mają wielką moc. Mogą ranić boleśniej niż razy i głębiej niż oręż. Mogą też ukoić ból, pocieszyć w strapieniu, zabrać nas do świata namalowanego jedynie słowem, który staje się równie realny, jak ten za oknem. I mimo, że nie możemy go dotknąć dłonią, polizać językiem czy usłyszeć, widzimy go równie wyraźnie jak stojący na biurku kubek z niedopitą kawą.

Wspomnienie ‘napisanego lasu’ zostanie w zakamarkach pamięci, by tam czekać na moment, w którym będzie nam potrzebne. Gdy rzeczywistość znów nie da się nam do końca okiełznać, wrócimy tam, by zatrzymać rozpędzony pocisk i dać sarence czas na ucieczkę. Bo każdy z nas chce być demiurgiem- choćby przez okamgnienie, choćby w świecie słów.

Wyboru wiersza do dzisiejszego „Kącika poetyckiego” dokonała Becia. Serdecznie dziękuję.

czwartek, 16 grudnia 2010

Okropna prywata na publicznym blogu

GRATULUJĘ!



Można odetchnąć z ulgą

Mrożące krew w żyłach doniesienia o smutnym końcu Świętego Mikołaja nie potwierdziły się!!! Szeroko opisywany wypadek lotniczy się co prawda zdarzył, ale jego ofiarą był jakiś gumowy, dmuchany przebieraniec, który nadział się na nos samolotu, bo zasad ruchu lotniczego nie znał. A że gumowy był, to nawet nie zauważył, że się nadział. Tak więc żadnych poważnych strat z tego powodu nikt nie odniósł. No, może w wyjątkiem pana Grinch'a, który na megagłupka wyszedł ze swoją przedwczesną radością, że Święta odwołane.

Święty Mikołaj odpoczywa sobie obecnie w swoim domku,


 aby w stosownym momencie przystąpić do wykonywania obowiązków służbowych.



Ufff, można odetchnąć z ulgą i prezentu się spodziewać (oczywiście, jeżeli się -tak jak ja -grzecznym przez cały rok było).

wtorek, 14 grudnia 2010

Postępy śledztwa

Połączonym siłom policji oraz mniej i bardziej tajnych służb różnych krajów świata udało się sporządzić portret pamięciowy osobnika podejrzewanego o dokonanie zamachu lotniczego, w którym zginąć miał Święty Mikołaj. Indywiduum owo wygląda tak:


i mimo ciążącego na nim podejrzenia o czyn haniebny, nie traci animuszu- na paskudnej gębie maluje mu się złośliwy uśmiech. Zgroza! Dodatkowo, śmiał się zestroić w ciuchy swojej ofiary- brak słów na opisanie takiej arogancji!

Wiem, że w większości krajów tego globu istnieje domniemanie niewinności, dlatego czynię poniższe zastrzeżenie: Jeżeli opisany zarzut zostanie udowodniony, to chciałabym temu stworowi powiedzieć, że


You're a mean one Mr. Grinch
You really are a heel.
You're as cuddly as a cactus,
You're as charming as an eel,
Mr. Grinch!
You're a bad banana,
With a greasy black peel!

You're a monster, Mr. Grinch!
Your heart's an empty hole.
Your brain is full of spiders.
You've got garlic in your soul,
Mr. Grinch!
I wouldn't touch you
With a thirty-nine-and-a-half foot pole!


poniedziałek, 13 grudnia 2010

Z ostatniej chwili

Z ogromnym smutkiem donoszę to, co zapewne już wiecie, gdyż krzyczą o tym wszystkie agencje prasowe, stacje telewizyjne i radiowe na całym świecie. Łącza internetowe wręcz się zagotowały. Cała ludność planety Ziemia, bez względu na wiek, płeć, narodowość czy wyznawaną religię, pogrążyła się w smutku na wieść o wstrząsającym wypadku lotniczym, w którym zginął ulubieniec wszystkich, gość wyczekiwany przez cały rok. Był jedyny w swoim rodzaju, potrafiliśmy wybaczyć mu niezdarność ruchów, ubogie słownictwo ( właściwie to posługiwał się jednym tylko zdaniem: 'Merry Christmas, HO HO HO!'), wątpliwy gust jeśli idzie o tekstylia oraz ewidentne błędy dietetyczne, które doprowadziły go do chorobliwej otyłości.

Pomimo tego, wszyscy wyczekiwali spotkania z nim- choćby domyślnego, bo nie wszyscy go widzieli na własne oczy. Był stałą częścią naszego życia, adresatem niezliczonej ilości listów z prośbami o stosowną rekompensatę za bycie grzecznym przez cały rok. Był stałym elementem naszych Świąt. Był niezastąpiony i jedyny. Będzie nam go brakowało bardziej niż jesteśmy sobie to w stanie wyobrazić.

Światowe agencje informacyjne opublikowały zdjęcie z katastrofy- jest wstrząsające, więc ukryłam je, klikacie 'pokaż' na własne ryzyko.








Specjalnie powołana grupa dochodzeniowa zajmuje się ustaleniem osoby odpowiedzialnej za ten okrutny postępek. Trzymam rękę na pulsie i będę Was informować na bieżąco o postępach śledztwa.

piątek, 10 grudnia 2010

Kolokwium poprawkowe ze znajomości "Kącika poetyckiego" zawartości

Witam wszystkich 'poprawkowiczów'. Proszę usiąść, zebrać myśli i udzielić odpowiedzi na poniższe pytanie:
Do jakiego gatunku literackiego (według ich autora) należą następujące utwory Tadeusza Boya Żeleńskiego:

a/ "Stefania"
b/ "Ernestynka"
c/ "Franio"

Ci z Was, którzy udzielili (bez oszukiwania Photobucket ) poprawnej odpowiedzi, to jest



a/ powieść psychologiczna
b/ powieść obyczajowa
c/ powieść dydaktyczna


w nagrodę otrzymują zaliczający wpis do indeksu oraz możliwość zapoznania się z powieścią fantastyczną tego samego autora pod tytułem "Ludmiła".

Ci z Państwa, którzy podali odpowiedź błędną lub nie podali żadnej, zechcą skontaktować się z Adminem bloga w celu wyznaczenia terminu egzaminu komisyjnego.
Smiley

środa, 8 grudnia 2010

Oby nam się bezpiecznie latało

Dla tych, którzy na Święta wybierają się gdzieś samolotem- ku przestrodze i z życzeniami, aby Wam się takie rzeczy nie przydarzyły. Dla tych, którzy pozostają na ziemi- dla rozrywki. Wszystkie zamieszczone poniżej wymiany zdań są nie tylko zabawne, ale przede wszystkim (niestety) prawdziwe.

BOAC (mówiąc językiem angielskim z akcentem z ekskluzywnej szkoły prywatnej):
Heathrow Centre, tu British Airways Speedbird lot 723.
Heathrow Centre: British Airways Speedbird lot 723, tu Heathrow Centre, słucham?
BOAC: Heathrow Centre, British Airways Speedbird lot 723 chce przekazać wiadomość.
HC: British Airways Speedbird lot 723, Heathrow Centre gotowy do przyjęcia wiadomości.
BOAC: Heathrow Centre, British Airways Speedbird lot 723, podaję wiadomość: Mayday, Mayday, Mayday...

Wieża: "Airline XXX, wygląda na to, że macie otwarte drzwi przedziału bagażowego".
Kapitan (po szybkim sprawdzeniu kontrolek): "A, dzięki wieża, ale patrzycie na nasze drzwi od APU.*"
Wieża: "OK, Airline XXX, macie pozwolenie na start."
Kapitan: "Pozwolenie na start, Airline XXX."
Wieża (podczas, gdy samolot kołuje do startu): "Airline XXX, eee.... wygląda, ze twoje APU gubi bagaż."
*APU, czyli Auxiliary Power Unit (jednostka zasilania pomocniczego) - pomocniczy silnik dostarczający moc elektryczną, hydrauliczną lub/i pneumatyczną.

Kapitan przez interkom do pasażerów: "Proszę Państwa, nasz start się nieco opóźni. Niestety, maszyna, która niszczy Państwa bagaże się zepsuła i nasza obsługa naziemna musi niszczyć bagaże ręcznie."

Wieża: Jesteście Airbus 320 czy 340?
Pilot: Oczywiście, że Airbus 340.
Wieża: W takim razie, niech pan będzie łaskaw włączyć przed startem pozostałe dwa silniki.

Pilot: Prosimy o pozwolenie na start.
Wieża: Sorry, ale nie mamy waszego planu lotu. Dokąd lecicie?
Pilot: Do Saltzburga, jak w każdy poniedziałek...
Wieża: DZISIAJ JEST WTOREK.
Pilot: No to super, czyli mamy wolne...

Opóźniony start samolotu VIP'a Ala Gore'a z lotniska ALB w piątkowy wieczór wkurzył cały ruch lotniczy na Północnym Zachodzie. Po kolejnej zmianie informacji o oczekiwaniu na lądowanie, kontroler zapytał:
- "Commuter 5678, wytrzymasz jeszcze jakieś pół godziny?". Na co uzyskał odpowiedź:
- "Tak, oczywiście, nie mam problemu z paliwem. Ale muszę przestrzec, że już połowa moich pasażerów przeszła do obozu Republikanów."

Samolot: "Radar, jesteśmy szykiem dwóch A10, właśnie nad wami i, eee.. ..tego.., ...zapomnieliśmy jaki mieliśmy sygnał wywoławczy."
Radar: "Żaden problem, przydzielimy wam tymczasowe sygnały: Głupek Jeden i Głupek Dwa."

Pilot małego samolotu pocztowego miał dość swobodne podejście do przepisowego słownictwa, prawdopodobnie z powodu znudzenia rutynowymi, nocnymi lotami. Każdego dnia o 2:15 w nocy lądował na małym lotnisku wywołując je:
- "Dzień dobry lotnisko Jones, zgadnij kto?"
Kontroler lotów też był znudzony, ale nalegał na zachowanie prawidłowej terminologii i pouczał tego pilota codziennie jak prawidłowo korzystać z radia. Lekcje nie przynosiły rezultatu i pilot kontynuował swoje codzienne pytania "zgadnij kto?".
Tak było też pewnej nocy, gdy w radiu zabrzmiało:
- "Dzień dobry lotnisko Jones, zgadnij kto?"
Kontroler, tym razem dobrze przygotowany, wygasił wszystkie światła na lotnisku i odpowiedział:
- "Tu lotnisko Jones, zgadnij GDZIE!"

Samolot linii SABENA zatrzymuje się za samolotem KLM-u na zatłoczonej drodze podjazdowej, w oczekiwaniu na start.
SABENA do KLM na częstotliwości kontroli: "KLM, czwarty w kolejce na start, zgłoś się na 3030."
Po paru minutach SABENA woła znowu: "KLM, trzeci w kolejce na start, zgłoś się na 3030."
Znów brak odpowiedzi, wiec SABENA woła kontrolę: "Wieża, powiedzcie maszynie KLM przed SABENA 123, żeby się do nas zgłosili na 3030."
I wtedy włącza się załoga KLM-u: "Wieża, powiedz SABENIE, ze profesjonaliści z KLM Holenderskie Linie Lotnicze nie wchodzą na prywatne kanały, podczas gdy powinni być na nasłuchu wieży."
SABENA odpowiada na to: "Dobra wieża, nie ma sprawy, tylko powiedz tym profesjonalistom z KLMu, ze nie zdjęli szpilek blokujących podwozie.
(chwila ciszy)
KLM: "Wieża, KLM 123 prosi o pozwolenie na powrót do bramki."

poniedziałek, 6 grudnia 2010

36. List do Świętego Mikołaja

Drogi Święty Mikołaju,

To ja, Aylla. Może mnie pamiętasz, bo pisałam już do Ciebie wielokrotnie, praktycznie każdego roku. Nawet jak sama pisać nie umiałam, to dyktowałam listy do Ciebie rodzicom. Tak więc doświadczenie w tej materii mam, a i obserwacje pewne na przestrzeni lat poczyniłam. Zauważyłam, mianowicie, że od pewnego czasu, zacząłeś mnie lekko zaniedbywać i z obowiązków dostarczania prezentów wnioskowanych wywiązywać się niedbale. Przykład: gdy poprosiłam o pokój na świecie, otrzymałam od Ciebie własnoręcznie napisany list, w którym pytałeś czy moi rodzice byli pod wpływem substancji prawem zakazanych, kiedy mnie poczęli. (Ponieważ jestem osobą dobrze wychowaną, nie odpowiedziałam na ten zarzut haniebny w sposób, na jaki zasługiwał. Szanownym Czytelnikom pragnę wyjaśnić, iż rzeczony list otrzymałam zamiast, a nie jako dodatek do prezentu, o który upraszałam.)

Idą Święta, pisanie listów do Ciebie jest częścią mojej przedświątecznej tradycji, więc zasiadłam do klawiatury, aby poinformować Cię, że cały rok byłam grzeczną dziewczynką- pilnie pracowałam, dokształcałam się, prawa nie łamałam-nawet moja liczba mandatów drogowych jest poniżej średniej krajowej. Krótko mówiąc, zasłużyłam pochwałę i poklepanie po główce. No i oczywiście na prezent. Aby Ci życie ułatwić, nie proszę o konkretną rzecz, zdaję się na Twój dobry smak i wyczucie ( upewnij się jednak, że ‘cokolwiek’ dla mnie przeznaczone jest przestronne, ma automatyczną skrzynię biegów i napęd na cztery koła. Acha, i jeszcze żeby różowe nie było, miało poduszki powietrzne- dla pasażerów też- oraz wbudowany GPS, ABS, alufelgi i podgrzewane fotele. I jeszcze klimatyzację. A także pamięć ustawienia fotela kierowcy, kierownicy i lusterek).

Mam nadzieję, że nie sprawię Ci mą prośbą zbyt dużego kłopotu. A że na prezent ów zasłużyłam wiesz bardzo dobrze, ponieważ ‘widzisz mnie, gdy śpię, widzisz mnie, gdy nie śpię, widzisz mnie, gdy jestem grzeczna….”- no tak przynajmniej Anglicy o Tobie śpiewają, a ja im wierzę.

Już sobie wyobrażam, jak bardzo będę zaskoczona, gdy znajdę miły prezencik od Ciebie pod choinką. Podskokom, westchnieniom, szczęśliwym okrzykom i cmokaniom z zachwytu nie będzie końca. Z niecierpliwością czekam na ten moment!

Serdecznie pozdrawiam, Aylla




P.S. A w razie gdybyś i tym razem postanowił zignorować mój list, to wiedz, że wiem jak się nazywasz, i wiem, gdzie mieszkasz. Wiem również, że zatrudniasz te karłowate, zielonkawe elfy, aby dla Ciebie harowały ( o reniferach już nie wspomnę). Myślę, że zarówno Twój lokalny fiskus jak i tamtejszy odpowiednik Inspekcji Pracy ( o Towarzystwie Opieki Nad Zwierzętami nie wspomnę) powinny się tym Twoim szemranym interesikiem zainteresować. Jeżeli jeszcze na ten pomysł nie wpadły, to – jeśli prezenciku wzmiankowanego powyżej nie dostanę-chętnie im podrzucę stosowne tematy inspekcji. A w ogóle, co to za pomysł jest, żeby ludziom do domu przez komin włazić i ciasteczka wyjadać! I wkładać na siebie ten niedorzeczny kostium z przykrótkimi spodniami! Wierz mi, jeżeli się w moim kominie zaklinujesz, grubasie bez poczucia estetyki, to do Wielkanocy będziesz dyndał, łbem do dołu! Więc lepiej ze mną nie zaczynaj i do salonu samochodowego zasuwaj! Bo jak nie, to pożałujesz!
Całuski, A.



piątek, 3 grudnia 2010

Sprawdzian ze znajomości "Kącika poetyckiego" zawartości

No, toście się doczekali! Klasówkę Wam robię (jednopytaniową, ale zawsze).
Proszę podać autora oraz tytuł utworu, z którego pochodzi niniejszy cytat:

"Z tym największy jest ambaras
Żeby dwoje chciało na raz."


Ci z Was, którzy odpowiedzieli poprawnie, czyli


Tadeusz Boy Żeleński, "Stefania" (powieść psychologiczna), która w dniu 10.09.2010 do "Kącika poetyckiego" zawitała

mogą przejść do "Kącika" i w nagrodę poczytać sobie o losach Ernestynki i Frania.
Ci, którzy podali odpowiedź złą (lub w ogóle jej nie udzielili) muszą przejść do "Kącika" i szybciutko nadrobić zaległości, zanim ich pan Żeleński z zaświatów straszyć przyjdzie.

środa, 1 grudnia 2010

W życiu najważniejsze, by znaleźć swoje miejsce na ziemi.....*

Z pamiętnika Bieszczadnika ( autor nieznany)

12 sierpnia, imieniny: Lecha, Euzebii
Przeprowadziliśmy się do naszego nowego domu w Bieszczadach. Boże, jak tu pięknie. Drzewa wokół wyglądają tak majestatycznie. Wprost nie mogę się doczekać, kiedy pokryją się śniegiem.

14 października, imieniny: Alana, Kaliksta
Bieszczady są najpiękniejszym miejscem na ziemi!!! Wszystkie liście zmieniły kolory - tonacje pomarańczowe i czerwone. Pojechałem na przejażdżkę po okolicy i zobaczyłem kilka jeleni. Jakie wspaniale!!! Jestem pewien, ze to najpiękniejsze zwierzęta na ziemi. Tutaj jest jak w raju. Boże, jak mi się tu podoba, czemu wcześniej nie wpadłem na pomysł aby się tutaj przeprowadzić?!!

11 listopada, Święto Niepodległości
Wkrótce zaczyna się sezon myśliwski. Nie mogę sobie wyobrazić, jak ktoś może chcieć zabić coś tak wspaniałego, jak jeleń. Mam nadzieje, że wreszcie zacznie padać śnieg, wtedy myśliwym trudniej będzie wytropić zwierzynę.

2 grudnia, imieniny: Balbiny, Bibianny
Ostatniej nocy wreszcie spadł śnieg. Obudziłem się i wszystko było przykryte białą kołdrą. Widok jak z pocztówki bożonarodzeniowej. Wyszliśmy na dwór, odgarnęliśmy śnieg ze schodów i odśnieżyliśmy drogę dojazdową. Zrobiliśmy sobie świetną bitwę śnieżną (wygrałem!), a potem przyjechał pług śnieżny i znowu musieliśmy odśnieżyć drogę dojazdową. Kocham Bieszczady.

12 grudnia, imieniny: Dagmary, Aleksandry
Zeszłej nocy znowu spadł śnieg. Pług śnieżny znowu powtórzył dowcip z drogą dojazdową. Po prostu kocham to miejsce.

19 grudnia, imieniny: Gabrieli, Dariusza
Kolejny śnieg spadł zeszłej nocy. Ze względu na nieprzejezdną drogę dojazdową nie dojechałem do pracy. Jestem kompletnie wykończony odśnieżaniem. Pieprzony pług śnieżny.

22 grudnia, imieniny: Zenona ,Honoraty
Zeszłej nocy napadało jeszcze więcej tych białych gówien. Cale dłonie mam w pęcherzach od łopaty. Jestem przekonany, ze pług śnieżny czeka tuż za rogiem, dopóki nie odśnieżę drogi dojazdowej. Skur*****!

25 grudnia, Boże Narodzenie
Wesołych pier******* Świąt! Jeszcze więcej gównianego śniegu. Jak kiedyś wpadnie mi w ręce ten skur***** od pługa śnieżnego, przysięgam na Boga-zabije! Nie rozumiem, dlaczego nie posypią drogi solą, żeby rozpuściła to cholerstwo.

27 grudnia, imieniny: Teofili, Godzislawa
Znowu to białe gówno napadało w nocy. Przez trzy dni nie wytknąłem nosa z domu, z wyjątkiem odśnieżania drogi dojazdowej za każdym razem, kiedy przejechał pług. Nigdzie nie mogę dojechać. Samochód jest pogrzebany pod góra białego gówna. Meteorolog znowu zapowiadał dwadzieścia pięć centymetrów tej nocy. Możecie sobie wyobrazić, ile to oznacza łopat pełnych śniegu?!

28 grudnia, imieniny: Jana, Maksyma
Meteorolog mylił się! Tym razem napadało osiemdziesiąt pięć centymetrów tego białego cholerstwa. Teraz to nie odtaje nawet do lata. Pług śnieżny ugrzązł w zaspie, a ten łajdak przyszedł pożyczyć ode mnie łopatę! Powiedziałem mu, że sześć już połamałem, kiedy odgarniałem to gówno z mojej drogi dojazdowej, a potem ostatnią rozwaliłem o jego zakuty łeb.

4 stycznia, imieniny: Elżbiety ,Anieli
Wreszcie wydostałem się z domu. Pojechałem do sklepu kupić coś do jedzenia i kiedy wracałem, pod samochód wpadł mi pieprzony jeleń i całkiem go rozwalił. Narobił szkód za trzy tysiące złotych!!! Powinni powystrzelać te cholerne zwierzaki. Że też myśliwi nie rozwalili wszystkich w sezonie.

3 maja, Święto Konstytucji
Zawiozłem samochód do serwisu w mieście. Nie uwierzycie, jak zardzewiał od tej pieprzonej soli, którą posypują drogi!

18 maja, imieniny: Eryka, Feliksa
Przeprowadziłem się do miasta. Nie mogę sobie wyobrazić, jak ktoś, kto ma odrobinę zdrowego rozsądku, może mieszkać na takim zadupiu!


*.... ale nie zawsze od pierwszego razu się to udaje.

poniedziałek, 29 listopada 2010

W przysłowiach mądrość się kryje

Przysłowia warto znać, gdyż są krynicą mądrości. Prowadzą nas bezpiecznie po zawiłych ścieżkach życia, uczą radzić sobie w tarapatach. To z nich wiemy, że
" Gdzie kucharek sześć, tam garnizonowy punkt żywienia", czy też, że  "Gość w dom, Bóg wie po co?". Niezawodne przysłowia pomogą nam też odnaleźć się bezpiecznie w skomplikowanym świecie komputerów. Należy jedynie przyswoić sobie poniższe:

1. Jeden Celeron kompa nie czyni.
2. Nie wywołuj przerwań z BIOS-u.
3. Mądry Polak po errorze.
4. Jak trwoga, to do serwisu.
5. Nie wszystko dioda, co się świeci.
6. Gdzie dysków sześć, tam dużo formatowania.
7. Komu w drogę, temu laptop.
8. Na twardzielu dioda gore.
9. Co dwie kopie, to nie jedna.
10. Z próżnego i recover nie odzyska.
11. Nie resetuj drugiemu, co tobie nie miłe.
12. Co wolno Adminowi, to nie Użytkownikowi.
13. Nie chwal systemu przed pierwszym padem.
14. Ciągnie się jak backup nad ranem.
15. Dopóty dysk dane nosi, póki mu bootsector nie padnie.


Uzbrojeni w powyższą wiedzę, sprawnie i  płynnie będziecie się poruszać w świecie maszyn zwanych 'komputerami'. Wyrazy wdzięczności za naukę proszę zamieszczać w komentarzach.

piątek, 26 listopada 2010

"Kącik poetycki" jak zwykle do usług

Tym razem wydanie specjalne dla ludzi pióra- tych z nazwiska wymienionych
i tych, którzy się do bycia inspiracją dla poety nigdy nie przyznają. Dla całej reszty- ku przestrodze bądź natchnieniu. Zapraszam do lektury perełek, które zawdzięczamy  Wisławie Szymborskiej  i Marianowi Hemarowi.

środa, 24 listopada 2010

Dla równowagi (trawiennej )

 Dziś proponuję coś do picia. Będzie pysznie i wcale nie strasznie. 
 Czy ktoś zamawiał kawę?

 

Kawę podano, zapraszam do konsumpcji.

wtorek, 23 listopada 2010

Hungry eyes

With these hungry eyes
One look at you and I can't disguise
I've got hungry eyes
I feel the magic between you and I
I've got hungry eyes

... kiedy widzę jedzonko, zwłaszcza tak ślicznie podane.


 Choć czasami może się zrobić  porno   parno i  gorąco,


  a czasami po prostu strasznie   http://zaazu.com





(mimo wszystko) SMACZNEGO!

niedziela, 21 listopada 2010

35. Gwiazdką być



Gwiazdka to ma klawe życie
Oraz wyżywienie klawe!
Przede wszystkim już o świcie
Dają jej do łóżka kawę.
A do kawy croissanta,
A gdy już podeżre zdrowo,
To przynoszą jej na tacy
Gazetkę kolorową.*

Z owej gazetki, jeszcze będąc w pościeli, gwiazdka dowiaduje się gdzie i z kim się wczoraj spotkała, o czym rozmawiała i/lub gdzie się wybiera dziś. Na tej podstawie gwiazdka decyduje, na którego pisarzynę się obrazić, bo ją oszkalował ( na przykład bazgroląc coś o nie dość promiennym uśmiechu, którym obdarowała jakiegoś fana), który zdjęciorób dobrze jej nos wykadrował, więc mu się pochwała
( i następna ustawka na niby przypadkowe zdjęcia) należy. Parę telefonów powinno sprawę załatwić- trzask prask i plan pracy umysłowej na dzień dzisiejszy wykonany.

Teraz czas na pracę fizyczną- i to wcale nie łatwą. Bo przecież podjęcie decyzji, do jakiego klubu dziś wyjść, w co się ubrać, do kogo zagadać, a przed kim się ukryć to prawdziwe pożeracze energii fizycznej. Ale to cena za klawe życie, więc narzekać nie wypada.

Wieczór przychodzi i odchodzi równie szybko- większość jest do siebie podobnych, więc zlewają się w bezkształtną masę wspomnień, na tyle rozmazanych, że szczegóły uleciały, pozostał jedynie szkielet powtarzalnych wydarzeń. Co wcale nie oznacza, że następnego dnia gwiazdka nie zabierze się do lektury gazetki kolorowej z drżącym sercem. Otóż, zabierze się.

Drżenie serca spowodowane jest niewiadomą i nadzieją. Niewiadoma stanie się wiadomą już po otwarciu gazetki, bo wtedy stanie się jasne, czy o gwiazdce napisali, czy nie, a jak napisali, to na której stronie piśmidełka. To ostatnie wcale nie jest bez znaczenia, bo wyznacza długość gwiazdkowania gwiazdki- czym bliżej ostatniej strony o niej piszą, tym bliżej do stanu, kiedy pisać przestaną, a gwiazdkę wchłonie i przetrawi galaktyka przebrzmiałych, zapomnianych celebrytów. Upewniwszy się, że jeszcze piszą, gwiazdka przystępuje do lektury zamieszczonego tekstu, z nadzieją, że któraś pisarzyna wreszcie powie jej i światu, dlaczego i z czego gwiazdka jest znana, bo nie ma bardziej żenującej rzeczy niż być znanym  tylko z tego, że jest się znanym. Nadzieja ta zwykle okazuje się płonna, a gwiazdka pozostaje niedoinformowana. Serce trochę z tego powodu boli, ale co tam. Najważniejsze, że

Gwiazdka to ma klawe życie
Oraz wyżywienie klawe!
Przede wszystkim już o świcie
Dają jej do łóżka kawę……….


 

* W oryginale Waligórskiego klawe życie ma „Cysorz”

sobota, 20 listopada 2010

Sprzeczka z żoną

Wstawiony, pod gazem, ululany, urżnięty, czy po prostu pijany- zawiłości odmiennych stanów świadomości w dialog  damsko- męski  zgrabnie ujął Julian Tuwim i do "Kącika Poetyckiego" zainteresowanych Czytelników zaprasza.
 

niedziela, 14 listopada 2010

34. Telewizja śniadaniowa


Jest w każdej szerokości geograficznej, ma ją każdy kraj, a może nawet każda większa stacja telewizyjna w każdym kraju. Nadaje się do oglądania w każdym języku, nawet, gdy się tego języka nie zna. Bo słowo nie jest w niej najważniejsze- liczy się obrazek, a ten jest zawsze taki sam: para prezenterów ( to zawsze musi być ona i on, inaczej oskarżenia o dyskryminację płciową płynęłyby szeroką rzeką do komputera wydawcy takiego programu) uśmiechnięci od ucha do ucha, robiący co w ludzkiej mocy, aby przekonać publikę, że kochają tę robotę, a rozmowy, które przyszło im prowadzić są ‘o czymś’.

Wokół pary prowadzących dominuje scenografia kwiatowo-warzywna, bo to zdrowo i kolorowo. Przecież ‘oglądacze’ też zapewne mają gustowną dynię ozdobną, od niechcenia rzuconą na środek stolika do kawy ( a jak nie mają, to powinni chcieć mieć). Miejscem centralnym studia jest kanapa- zwykle duża i wygodna, na której zmieniają się goście. A że zmieniają się z prędkością, z jaką mechanicy teamów Formuły 1 wymieniają opony w bolidach, żaden z zaproszonych nie jest w stanie udzielić sensownie rozbudowanej odpowiedzi na pytanie, którym go prowadzący zaatakował.

Poruszana tematyka ma zasięg imponujący- od sposobów na pieczenie pysznego i zdrowego chleba w domowym piekarniku elektrycznym, (który nie ma ani odpowiedniego kształtu, ani temperatury, ani wentylacji), po najnowsze wieści z trasy przemieszczania się strefy podwyższonego ciśnienia atmosferycznego w rejonie wysp Bora-Bora. (Takie ruchy mas powietrza pewnie niczego dobrego nie zwiastują, ale na wytłumaczenie skutków ich rozhasania czasu nie starcza.)

W kącie studia telewizji śniadaniowej zwykle znajduje się kuchnia, w której jakiś znany garkotłuk pichci jedzonko, które ponoć każdy może sobie we własnej kuchni spreparować i się nim cieszyć w samotności lub zaprosić sobie kompaniję wesołą i ich nim uraczyć. Oczywiście, jeżeli wcześniej uda mu się zgromadzić niezbędne składniki, których rozpiętość- jak wszystko w telewizji śniadaniowej- jest imponująca: od ciecierzycy po białe trufle.

Gdzieś w tle przygrywa jakiś zespół lub solista, który właśnie wydał / ma właśnie wydać płytę, a którego menadżer ma ‘układy’ i mu taką promocję załatwił. A że występ artysty odbywa się przy akompaniamencie brzękania garnków, to już nie jest ważne- prawdziwy talent się obroni, bez względu na okoliczności.

Oglądanie telewizji śniadaniowej to bardzo pouczające doświadczenie, wszystkim je polecam. Bo tu w pigułce człowiek dowie się jak chałupę warzywem przyozdobić, jak gościa zagadać, żeby sam po dwóch minutach uciekł, jak kaczkę gęsią nadziać      (a może to odwrotnie było?) i wielu, wielu innych cennych rzeczy. Wszystko to szybciutko i sprawnie- trzask prask i widz uświadomiony, misja wykonana. A jak ktoś ma apetyt na szersze zgłębianie tematu i wiedzę pogłębioną, to niech sobie poszuka innego programu, gdzie mu długo i detalicznie temat wyłożą- zwykle w porze najmniejszej oglądalności.

wtorek, 9 listopada 2010

Dziś w "Kąciku poetyckim"

... zawiłości teorii względności mową wiązaną  jasno i przejrzyście wyłożone dzięki talentowi p. Mariana Hemara. Zapraszam do lektury.

sobota, 6 listopada 2010

33. Pożytki z posiadania nieżytu nosa płynące


Nieżyt nosa, popularnie katarem zwany, to przypadłość stara jak świat. Jest to również jedna z tych dolegliwości, wobec której potężna wiedza medyczna musi odtrąbić porażkę, ogon podwinąć i do niemocy się przyznać, choć wstyd czerwieni lica niemal wszechwładnych lekarzy. Serce przeszczepić potrafią, w mózgu pogrzebać potrafią, a gila skutecznie obetrzeć nie potrafią. Zgroza!

Ludzie kataru nie lubią, wkurzaki wszelkiej maści też na niego psioczą. No bo co tu jest do lubienia: zakatarzona istota zużywa większość energii walcząc o zaczerpnięcie oddechu. Na inne czynności nie starcza już sił. Nawet marzyć już się biedakowi nie chce ( chyba, że o swobodnym oddychaniu). I tak, prosta wydzielina śluzowa wypływająca z naszej kichawy pozbawia nas nie tylko komfortu fizycznego, ale także odbiera nam dużą część tego, co nas od zwierząt odróżnia- wyobraźni.

Skoro taki katar straszny i walczyć z nim skutecznie nie sposób, postanowiłam skupić się na pozytywach z faktu jego posiadania płynących. Oto i one:

  • ‘Ja mam katar, a ty nie’ może być zdaniem nobilitującym, gdyż ludziom zwykle jest przykro, jeżeli czegoś nie mają, a mogliby mieć,
  • Katar jest bardzo przydatny przy czynnościach typu krojenie cebuli- upośledzenie zmysłu węchu katarem wywołane eliminuje strugi łez płynące po policzkach niektórych krojących (siekanie cebuli to bardzo ‘wzruszająca’ czynność),
  • Katar to wspaniały glejt na robienie tego, czego bez niego sobie odmawiamy: ‘Mogę zjeść dwie tabliczki czekolady? Pewnie, że tak! Przecież mam katar, więc muszę jakoś swe życie zasmarkane osłodzić!’
  • ‘Kopać leżącego się nie godzi, więc mnie nie dręcz i nie męcz, tylko do serca przytul i utul. A po drodze z pracy, załatw kilka spraw, których załatwienie od tygodni odwlekałam i dalej się ich odwlekać nie da. Chorej bidulce przecież nie odmówisz?’ (P.S. Działa tylko raz na pół roku i tylko, gdy chora bidulka buźkę w ciup ułoży, rzęsami smętnie zatrzepocze, a na koniec kichnie dramatycznie, acz z gracją.)
  • Katar pozwala bezkarnie i bez wysiłku unikać towarzystwa ludzi, których specjalną sympatią nie darzymy. Na widok takiego indywiduum zmierzającego w naszą stronę, wystarczy jedynie wyciągnąć chusteczkę i zmrużyć oczy, niby w przygotowaniu do kichania. Indywiduum zwykle zmienia kierunek ruchu na przeciwny.
  • Jak się ma katar, to można sobie poklikać na klawiaturze, desperacko próbując samej siebie wmówić, że katar fajny jest. A że nie wypada przekonująco? No i co z tego? Dajcie mi spokój, przecież ja katar mam!!!

piątek, 5 listopada 2010

Wielki finał

Dzięki Beci Wkurzak osiągnął apogeum samozachwytu. Wkurzak nie patrzy- on  omiata spojrzeniem świat, wiedząc, że jest na nim istotą najdoskonalszą. Wkurzak nie słucha- on obdarza mówiącego swą uwagą ( na krótko, aby za dużo czasu na czynności z samozachwytem niezwiązane nie tracić). Wkurzak nie mówi- on recytuje: śpiewnym głosem, z nienaganną dykcją i z pełną wiarą w słuszność przedstawionych tez. A co Wkurzak tak namiętnie recytuje? A to:


Na twym czacie prywatnym, Tobie poświęconym,
Czelność ja miałam, w swej głupocie niezmierzonej,
Chwalić uroki, wątpliwe z resztą, panów dwóch
I to tylko dlatego, że zdołali pójść w ruch!
A cóż jest w tym dziwnego, że człowiek się rusza?
Wszak sam ruch nie jest ważny, tu liczy się Dusza!

Kończąc zatem tę grafomanię wstrętną,
Uwagi niegodną, jakże pokrętną,
Za swą ignorancję pragnę przeprosić
Że umizgi do nich musiałeś znosić
Wyrazy szacunku przyjmij ode mnie
Drogi Wkurzaku – już więcej nie będę!
Becia


W sumie, to trudno się Wkurzakowi dziwić, że w samouwielbienie wpadł. Niech się cieszy tą chwilą, póki ona trwa. Przecież momenty czystej, krystalicznej szczęśliwości tak rzadko się zdarzają.

środa, 3 listopada 2010

Wkurzak z dumy pęcznieje, publika szaleje

Wkurzaki Spółka z o.o. z dumą ogłasza odkrycie nowego talentu pisarskiego! Talent ów, posługujący się ślicznym nickiem Becia objawił się na 'wkurzakowym' czacie, gdzie wdała się ona w dyskusję z 'cichym' bohaterem tego bloga (a potem monolog, gdy dumą napęczniały Wkurzak zamilkł z oczyma w ekran wlepionymi        i jedyne co potrafił robić, to chłonąć teksty Beci każdą komórką swego ciała).

Cała sprawa rozpoczęła się od kilku niewinnych uwag na czacie dotyczących przymiotów ciała ( o duchu mowy raczej nie było) dwu panów: Roberta Pattinsona   ( zwanego przeze mnie 'Warzywnym') oraz Jensena Ackles'a (aka 'Ekler' oraz 'Ciasteczkowy Potwór'). Komplementy  pod adresem w/w osobników płci męskiej ubodły Wkurzaka do żywego. Postanowił się upomnieć o swoje.

A potem ruszyła prawdziwa pisarska lawina ( z Becią w roli głównej). Ażeby sprawa konwersacji tej nie odeszła w mglistość, postanowiłam urządzić historyczną uroczystość* i ją dla Szanownej Publiki czatu nie czytającej zachować.

A było to tak.... (aby sens ogarnąć,proszę czytać od samego dołu do góry, tak jak czyta się czat)






Aktualizowano: 5.11. 2010





 





 


*Podobieństwo do Gałczyńskiego zamierzone