poniedziałek, 30 sierpnia 2010


( choć wolałabym 'alive', abym mogła własną ręką sprawiedliwość wymierzyć!)

To wymyśliłam ja, Aylla!

Blogowanie fajne jest!

Spodobało mi się okrutnie! A ponieważ swojego bloga nie mam, skorzystam z okazji, że - zupełnie przypadkiem - wszedłem w posiadanie hasła do bloga Aylli i pokaże Wam moje osiągnięcie poetyckie inspirowane załączonymi obrazkami:


Józio oświadczył: "Woda mi zbrzydła,
Dość już mam szczotki, wstręt mam do mydła!"
I odtąd przybrał wygląd straszydła.

Płakała matka i ojciec gryzł się:
"Ten Józio wszystkie soki z nas wyssie,
Od dwóch tygodni już się nie myje,
Czarne ma ręce, nogi i szyję,
Twarz ma od ucha brudną do ucha,
Czy kto takiego widział smolucha?
Poradźcie, ludzie, pomóżcie, ludzie,
Przecież nie można żyć w takim brudzie!"

Józio na prośby wszelkie był głuchy,
Lepił się z brudu jak lep na muchy,
Czego się dotknął, tam była plama,
Wołał: "Niech mama myje się sama,
Tato niech kąpie się nieustannie,
Stryjek i wujek niech siedzą w wannie,
Niech się szorują, a ja tymczasem
Będę brudasem! Chcę być brudasem!"

Przezwał go stryjek: "Józio-niemyjek",
Wujek doń mówił: "niemyty ryjek",
Błagała ciotka: "Józiu mój złoty,
Myj się!" Lecz Józio nie miał ochoty.
Wyniósł się w końcu z domu na Czystem
I zawiadomił rodziców listem,
Że myć się nie ma zamiaru, trudno!
I poszedł mieszkać - dokąd? - na Bródno.


To wymyśliłem ja, Wkurzak. :)

P. S. Ten tekst, to on nie jest do końca mój. A właściwie w ogóle nie mój, tylko jakiegoś Brzechwy Jana. Ale ja też bym coś takiego wymyślił- na 1000%- gdyby mnie ten cały Brzechwa nie ubiegł!

19. Jedenaste przykazanie: Nie cudzosłów!*

Wkurzak jest mistrzem cudzosłowienia. Czym jest cudzosłowienie? Otóż termin ten może (choć wcale nie musi) oznaczać nieprecyzyjne przytaczanie czyichś słów (zwykle nadając im treść, która cudzosłowiącemu jest w danej chwili wygodna). W tym Wkurzak bryluje. Jest tak utalentowany, że potrafi z mojej wypowiedzi w brzmieniu: „Od dwóch dni proszę Cię, abyś …” zrozumieć, że proszę go o zrobienie czegoś za dwa dni. Z takim darem trzeba się urodzić, nie można się owej sztuki nauczyć. Porzućcie wszelkie wysiłki, o Wy, którzy jej nie posiadacie- bez niej na ten świat przyszliście i bez niej z niego odejdziecie. A Wkurzakowi przychodzi to naturalnie i bez wysiłku, jak wąchanie kwiatków czy obsługa telewizyjnego pilota.

Ale czemu ja się tak dziwię? Przecież już wcześniej ustaliłam, po co ma Wkurzak uszy, więc wszystko powinno być jasne. Choć- jak się tak dobrze zastanowić- to jest jednak różnica między niesłuchaniem a słuchaniem inaczej. Ta pierwsza umiejętność jest wyuczalna i nie taka znowu rzadka ( zwłaszcza u płci powszechnie i słusznie zwanej brzydką, zwłaszcza w czasie wykonywania tak absorbujących mózg i ciało czynności jak oglądanie meczu piłki nożnej pomiędzy drużynami 15 ligi afrykańskiej). Ta druga jest przyrodzona i właściwa dużo mniejszej populacji.

Oczywiście, że cudzosłowienie można udawać- wiele osób to robi, gdy im z tym wygodniej. Jednak udawactwo ma krótkie nogi i nosi za duże buty, więc daleko nie pobiegnie. Dlatego wyuczonego cudzosłowiącego można rozszyfrować- a to patrzy nie tam gdzie trzeba, a to palcami dziwne ruchy wykonuje, albo oddycha nieadekwatnie. Zawsze coś go zdradzi. Mistrz cudzosłowienia panuje nad wszystkim- mową ciała, tembrem głosu i oddechem. Żadnych odchyleń od prawdomównej normy nie zdradza, a nawet w oczach ma wypisaną prostolinijność i ufność. Tak skomponowany obrazek każdego nabierze. ( Być może dlatego, że cudzosłowiący zdołał już samego siebie dogłębnie przekonać, że usłyszał właśnie to, co chciał usłyszeć.)

Nauczyć się tej trudnej sztuki nie zdołam, więc Wkurzak będzie się musiał zadowolić nędzną i nieudolną podróbą, na którą mnie stać. Jak zapyta, kiedy będzie obiad, to odpowiem bez żenady, łopocząc zalotnie rzęsami: „Przecież mówiłeś, że chciałbyś coś zjeść za dwa dni.” I tylko w moich czystych jak górskie jeziora oczach zabłyśnie tyci, tyci promyczek satysfakcji.


*Stanisław Jerzy Lec

niedziela, 29 sierpnia 2010

Udało się!

To ja, Wkurzak, dziś odświętny i cały przejęty.
Ponieważ bardzo się napracowałem robiąc ten transparent, strasznie się cieszę, że w końcu przypomniałem sobie hasło do bloga i mogę światu moje dzieło pokazać.

piątek, 27 sierpnia 2010

Kącik Poetycki- update

Na udany weekend proponuję lekturę Kącika Poetyckiego.

Tym razem dzieło wybitne z gatunku "dwa w jednym", czyli mistrzowskie połączenie poezji i dramatu przez  Sz. P. Stanisława Barańczaka w sposób
lotny i zalotny spisane.

Życzę miłej lektury i zachęcam do przesyłania Waszych propozycji utworów zasługujących na publikację w Kąciku.

środa, 25 sierpnia 2010

18. W zdrowym ciele, zdrowe cielę

Lato mija powoli, a moje wiosenne postanowienia obrastają kurzem w szufladzie z napisem: „Do zrobienia”. A miało być zdrowo i sportowo: basen, siłownia, itp. Wyszło jak zwykle: książka i komputer. Potrzeba mi zachęty i motywacji, aby polubić wysiłek fizyczny, pot płynący strugami po plecach i ryzyko złamania paznokcia. To podobno odstresowuje. Wkurzak nie ma w tej kwestii zdania (co jest ewenementem, bo zwykle zdanie ma i zwykle przeciwne do mojego). Ma dla mnie jedynie dobrą radę, brzmiącą: „Rób, jak uważasz.” Wygłasza ją siedząc w fotelu, ze wzrokiem utkwionym w ekranie telewizora.

Na początku trochę się naburmuszam, ale chwilkę później zimny pot oblewa mnie od czubka głowy po pięty. Zdaję sobie sprawę, że Wkurzak wypowiedział owo zdanie tonem zrównoważonym, bez wkurzakowości w głosie, jakby informował o prognozowanym zachmurzeniu albo podawał aktualny czas. Na twarzy też nie malowało mu się żadne wkurzakowe uczucie. Kiedy to wszystko sobie uświadamiam, dociera do mnie w pełni groza sytuacji: WKURZAK STRACIŁ WYCZUCIE! Odpuścił możliwość wkurzenia, w ogóle jej nie zauważył. Patrzę na Wkurzaka z nadzieją, że się pomyliłam i zaraz zacznie wypełniać obowiązki służbowe dla niego przewidziane. Nic- siedzi spokojnie i chłonie informacje płynące z telewizyjnego ekranu.

Przecież to już nawet nie jest początek końca, to koniec sam w sobie. Stało się. Finita la comedia! Płacz i zgrzytanie zębów. Wychodzę z pokoju, żeby Wkurzak nie widział smutku w moich oczach. Przyszłość jawi mi się w najczarniejszych barwach. Wyobrażam sobie jak pakuję zepsutego Wkurzaka do worka z napisem „Niepotrzebne, bo uszkodzone” i taszczę na wysypisko Wkurzaków. A Wkurzak w środku ani drgnie, bezwolny, a może pogodzony z losem. Worek ciąży mi niemożliwie, od czasu do czasu nasłuchuję, czy Wkurzak nie wydaje z siebie jakiś dźwięków, które można byłoby zakwalifikować jako próbę wkurzenia. Nic, złowroga cisza. Wysypisko Wkurzaków jest coraz bliżej, nadchodzi rozwiązanie ostateczne…… Zamykam się w łazience kryjąc łzy.

Opanowuję się i wracam do pokoju. Wkurzak jest tam, gdzie był. To, że nadal nie lata jak oszalały po programach, jak to miał w zwyczaju, nie poprawia mi samopoczucia- widomy znak, że nadciągnęła katastrofa. Postanawiam postawić wszystko na jedną kartę: sprowokować Wkurzaka do wkurzania.

JA

Wiesz, zdecydowałam się jednak zapisać na siłownię.

( Staremu Wkurzakowi już by się oczy zaświeciły,
że taka gratka mu do łapek wpada)

WKURZAK

Słuszna decyzja.

( Nieznośny spokój w głosie)

JA

Dzięki. Zaraz poszperam w Internecie,
spróbuję znaleźć jakąś niezbyt daleko domu.

(Zaczynam wpisywać hasło w wyszukiwarce,
z nerwów robię po cztery błędy w każdym słowie)

WKURZAK
(po dłuższej chwili)

Nie trudź się, już poszperałem.

Wychodzi z pokoju. Wraca szybciutko, z teczką dokumentów w ręce, podaje mi ją.

Udając spokój i opanowanie przerzucam zawartość teczki. Tak, jak mówił Wkurzak, znajduję w niej oferty różnych siłowni. Zaraz, zaraz- one są ślicznie pogrupowane, a każda grupa opatrzona odpowiednią winietką:

„Siłownie, które Aylla odrzuci ze względu na wielkość lodówki w recepcji”
„Siłownie, które Aylla odrzuci ze względu na kolor ścian”
„Siłownie, które Aylla odrzuci ze względu na zbyt małe okna”


I tak dalej, w podobnie absurdalnym tonie. Przechodzę do końca tej sterty, aby zobaczyć, który przybytek mięśni wygrał. Nic, zero, nul, nada. Żaden nie przeszedł selekcji.

Wtedy spływa na mnie olśnienie: Ty Wkurzaku przebrzydły! Ty wredoto sakramencka! Cały czas mnie podpuszczałeś, pewnie w duchu miałeś ubaw do rozpuku! Do piekła za to pójdziesz, w gorącej smole się taplać. I dobrze Ci tak!
Wszystko to sobie myślę, ale fason trzymam- ze skupieniem, powoli przeglądam oferty. W końcu mówię: „Dzięki, Wkurzak, wykonałeś kawał świetnej roboty. Zupełnie się z Twoim rozumowaniem zgadzam- w tym mieście nie ma siłowni dla mnie.” Podchodzę do Wkurzaka i serdecznie go przytulam, potem wychodzę z pokoju posyłając mu jeszcze jedno spojrzenie.

Rany! Żałujcie, że nie widzieliście tej miny! Wkurzak oniemiał (to znaczy, ustami ruszał, ale żaden dźwięk się z jego aparatu gębowego nie wydobywał). Oczy mu prawie na podłogę powypadały, widać było, że nie jest w stanie zapanować nad opadaniem kącików ust, ręce majtały mu równie samowolnie. Widoczek pierwsza klasa, każdej gotówki wart. Następnie poczerwieniał na twarzy, coś tam pod nosem burknął, rozwalił się w fotelu i zaczął przerzucać kanały pilotem w odstępach pięciosekundowych. Status quo wróciło.

Wkurzyć Wkurzaka- to jest osiągnięcie! Że niby banalne i małostkowe. Być może, ale smakuje wyśmienicie i jest lepsze dla samopoczucia niż wszystkie siłownie świata. Przecież o to szło, żeby się odstresować. Nie wierzycie - spróbujcie sami.

niedziela, 22 sierpnia 2010

17. SHOP-TILL-YOU-DROP

Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus. Większość sklepów na Marsie jest typu „drive-in”, na Wenus dominują galerie handlowe. To tłumaczy odmienne podejście obu płci do tematu robienia zakupów: dla mężczyzn liczy się szybkość, dla kobiet doświadczenie kupowania. Sądząc z przynależności płciowej, powinnam z upodobaniem oddawać się bieganiu po sklepach i wyszukiwaniu okazji. Tak jednak nie jest.

Gdy wyruszam po zakupy Wkurzak wyrusza ochoczo w stronę sofy, aby się na niej wygodnie rozłożyć. Wie, że ma dzień płatnego urlopu- nic nie musi robić, wkurzanie odbędzie się samoistnie, bez jego udziału. Wkurzak, jak każdy darmozjad, kocha takie sytuacje. Bierze do łapy pilota i ogląda każdy kanał przez jakieś pięć sekund, a potem klik na następny. I tak w kółko: pięć sekund, klik, pięć sekund, klik, pięć sekund….. Zaczynam czuć lekką ulgę, że wychodzę z domu.

Wkraczam do świątyni zakupów z mocnym postanowieniem, że tym razem będzie inaczej- sprawnie znajdę potrzebny sklep, w rzeczonym sklepie szybko odnajdę potrzebną rzecz, uiszczę stosowną zapłatę i biegusiem do domu. Ale się Wkurzak zdziwi, gdy pojawię się w progu tak prędko i z uśmiechem zamelduję wykonanie zadania!

Niestety, w sklepie nr 1 nie ma odpowiedniego dla mnie rozmiaru. W sklepie nr 2- odpowiedniego koloru. Sklepy 3-10 też okazują się porażką. Cztery kilometry później ląduję z powrotem w sklepie nr 4, bo jak zwykle mi się kierunki pokręciły i po wyjściu ze sklepu nr 18 ruszyłam trasą, którą do niego przyszłam. Zdarza mi się to nagminnie i tłumaczy nadmierny przebieg kilometrowy. Nie, tak dalej być nie może! Obieram kurs na kawiarnię: zasilę organizm kofeiną, odsapnę chwilę, dam odpocząć nogom.

Kawiarnia usytuowana jest w jednym z holi, oferuje miękkie fotele i kilkanaście rodzajów kawy. Niestety, oparta jest na planie koła, więc po zakończeniu konsumpcji muszę ostro wysilić mózg, aby określić kierunek już przeze mnie zbadany i wybrać nowe terytorium do eksploracji. Ruszam, rozglądając się czujnie, czy aby jakiś sklep się nie powtarza. Nie. Same nowe, niezbadane. Szukajcie, a znajdziecie. Szukam, więc… i szukam….. i szukam.

Kakofonia dźwięków dobiegających ze wszystkich kierunków na raz zaczyna wprowadzać mnie w niemal hipnotyczny stan. Wodzę nieprzytomnym spojrzeniem po niekończącej się tasiemce wystaw kuszących promocjami, obniżkami, rabatami i innymi „ami”. Przeciskam się w gęstniejącym tłumie (zrobiło już się popołudnie i wiele osób wybrało się na zakupy po pracy). Atakujące mnie zewsząd kolory stają się zbyt jaskrawe, zaczyna brakować mi powietrza. Już, już mam się poddać, ale wyobrażam sobie triumfującą minę Wkurzaka, gdy pojawię się w domu z podkulonym ogonem i pustymi rękami. O nie, niedoczekanie twoje! Walczę dalej, choć z coraz mniejszą wiarą w sukces.

Sklep nr 3957. Wreszcie mogę odtrąbić zwycięstwo i zataszczyć wybraną rzecz do kasy. Jeszcze tylko rutynowe dla mnie zamieszanie wynikające z nieumiejętności zapamiętania, który PIN przynależy, do której karty. Na szczęście trafiam na wyrozumiałą kasjerkę, więc wstyd tym razem tylko średni. A teraz biegusiem do domu, pochwalić się łupem.

Zastaję Wkurzaka w wyśmienitym humorze, zrelaksowanego i tryskającego energią. Wkurzak jest dokładną odwrotnością mnie- przybrudzonej, z podkrążonymi oczami, psychicznie wymiętej jak pranie odwirowane na najwyższych obrotach. I wtedy mój wzrok pada na zdobycz, łup, kwintesencję moich dokonań w tym dniu, spakowaną w kolorową torebkę. I cała radość pryska, bo dochodzę do wniosku, że nie było warto. Trzeba było rozłożyć się na sofie z pilotem w ręce i skakać z kanału na kanał w odstępach pięciosekundowych. Nawet tak odmóżdżona czynność wydaje mi się bardziej stymulująca intelektualnie i estetycznie pożądana niż moja sklepowa bieganina.

Dlatego nie lubię zakupów, chyba, że na Marsie.

czwartek, 19 sierpnia 2010

ATTENTION! ACHTUNG! WNIMANIE!

Od dziś, czyli 19.08.2010, rusza zupełnie nowa część bloga pod wiele mówiącym tytułem "Kącik poetycki". (Na prawo, pod czatem, patrz!)

Zamiarem autorki jest prezentowanie w nim najdonioślejszych dokonań poetów polskich. Na początek dzieło wybitne K.I. Gałczyńskiego, napisane z myślą o tych, którym Bozia daru właściwej pronuncjacji poskąpiła ( oryginalnie przeznaczone do recytowania w teatrzyku "Zielona Gęś").

Ta część bloga jest z założenia interaktywna. Proszę Szanowną Publikę o przesyłanie zgłoszeń utworów (w mniemaniu Publiki wybitnych i ponadczasowych) na podany poniżej kontakt. Liczę na owocną i długofalową współpracę.
Z poważaniem,
Aylla

16. Po co ma Wkurzak uszy?

Wkurzak

Coś tak tu cicho dzisiaj.

(Zerka w moją stronę, choć telewizor grzmoci na całego)

Ja

Muzykę sobie włącz.

(Sarkazm w moim głosie krowę by powalił, ale Wkurzak poważnie rozważa
propozycję.)


Wkurzak
(po chwili)

A może pogadamy?

Ja
( z udawanym zainteresowaniem)

A o czym?

Wkurzak
( bez zastanowienia, wypala)

O czym chcesz.

No to się Wkurzak postarał- najstarszy numer świata zastosował (czytaj: mów do mnie, zawsze jestem ciekaw, o czym myślisz, co Cię trapi, chcę być częścią Twego świata, więc do mnie mów). Przecież wiem, że będzie udawał słuchanie, a jak się dobrze przyłoży, to nawet zainteresowanie. A kątem ucha będzie rejestrował wycie z telewizora. ( Swoją drogą, muszę Wkurzaka na audiogram wysłać, bo to nie jest możliwe, aby on przygłuchy nie był.) Ale co mi tam- zabawię się w jego grę.

W myślach wyszukuję tematy, który zwykle Wkurzaka do ziewania prowokują i zaczynam perorować. Ukradkiem spoglądam na zegarek, aby wiedzieć dokładnie ile Wkurzak wytrzyma zanim odpłynie w świat niesłuchania. Z nieskrywaną radością obserwuję jak walczy ze sobą, stara się nie spuszczać ze mnie wzroku, przytakuje. Przez pierwsze 3 minuty mowa ciała Wkurzaka ( potrząsanie głową, wykrzywianie twarzy w czymś, co miało być uśmiechem) nawet trafia w punkt. Pięć minut….. Siedem minut… Trzeba mu oddać, że się chłopię stara.

Osiem i pół minuty zanim mózg i organizm Wkurzaka zastrajkowały! Więcej nie wydolił, ale to i tak wkurzakowy rekord i pewnie wiele energii zużył, żeby tyle wytrzymać. Ale przyszła kryska na Matyska- oczęta mu w stronę telewizyjnego ekranu uciekły, mowa ciała nijak nie korespondowała z tym, co mówiłam, a z rzadka używane wtrącenia pasowały jak pięść do oka. Dowód- na moją uwagę, że w tym sezonie wzory kwiatowe znów wracają do łask, Wkurzak zareagował cytatem z klasyka: „Jam to, nie chwaląc się, sprawił.” Na co ja odparowałam cios tym samym klasykiem: „Sklepu z rozumem nie założysz, bo go na sprzedanie nie posiadasz.” Niestety, elokwencji mej Wkurzak nie docenił, bo jej nie usłyszał, cały wgapiony w ekran TV.

Ale pewna nauka z tego doświadczenia płynie. Po co ma Wkurzak uszy?  Wkurzak ma uszy po to, żeby mu okulary przeciwsłoneczne z nosa nie spadały.


środa, 18 sierpnia 2010

Wkurzak w Krakowie część 2





Krakowskie wkurzaki w akcji podglądałem


Przepiękne łoże miałem 



Nowych kolegów poznałem ( od lewej: Edek, Bukowski i Jędrek)


Smoka pokonałem


Dokonałem tego wspólnie z Jędrkiem, Bukowskim i Wentkiem, który był naszym środkiem transportu (normalnie „Neverending Story”). Tylko Edek się trochę zamotał, kierunki mu się pomyliły, tak więc w samej bitwie udziału nie brał. Ale nie szkodzi, bo koniec końców, okazało się, że ten cały smok


to jest równy gość, więc go oswoiliśmy i się z nim zakumplowaliśmy. Teraz wygląda tak


i zupełnie niegroźny jest- zamiast ziać ogniem puszcza bańki nosem. Za ten wyczyn spodziewamy się od władz miasta Krakowa honorowego obywatelstwa albo darmowego precla, nie będziemy się upierać.

Foty pstrykałem (jak fotografowane nie widziały, gdzie stanęły)


Muszę się trochę podciągnąć w sztuce kadrowania obiektów mobilnych, bo mi zawsze nie ten ‘profil’ uwieczniało.



Zdjęcia załadowałem i zapostowałem.




Koniec i bomba, a kto czytał, ten trąba!

wtorek, 17 sierpnia 2010

Wkurzak w Krakowie część 1

Relacja z wypadu do grodu Kraka
słowem i obrazem spisana
przez Wkurzaka

Jak już mówiłem....

W Krakowie byłem 


Świetnie się bawiłem- ludzi wkurzałem tak, że po szpady niektórzy sięgnęli


Trup słał się (średnio) gęsto.

W nocy się po mieście włóczyłem

i piłem.


(No, może trochę oszukuję- napojów wyskokowych nie pozwalano mi spożywać, bo ponoć poziom wkurzakowstwa mi po nich skacze i nieznośny się robię. Tym mnie paśli


W sumie, to nie narzekałem.)

Miasto zwiedzałem

 

Piękne łoże miałem.  Ale o tem, potem , czyli c.d.n.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

To ja, Wkurzak

Wojażowałem, dlatego mnie tu nie było. Teraz Aylla każe mi opisać wrażenia. Ale ja ciągle w nastroju wakacyjnym, nie bardzo do roboty się garnę. Na razie to musi Wam wystarczyć:




W Krakowie byłem
Świetnie się bawiłem
Miasto zwiedzałem
Foty pstrykałem
Jak je załaduję
To Wam popostuję.
 
 

niedziela, 8 sierpnia 2010

Drodzy Czytelnicy!

Wkurzaki Spółka z o.o. zawiesza działalność pisarską na kilka dni w związku z przerwą wakacyjną. Zarząd spółki (czyli Ja) zobowiązuje się wypocząć, zrelaksować i wrócić do codzienności w świetnej formie. Personel spółki (czyli Wkurzak) niczego nie obiecuje. Zapytany dlaczego, odpowiada : ”Bo nie”. (Zarząd spółki nie przewiduje dla Wkurzaka rychłego awansu ze względu na nieodpowiednią postawę pracowniczą.)

Mamy nadzieję, że Wam też uda się znaleźć kilka spokojnych chwil, odetchnąć innym powietrzem czy posmakować nieznanego. Bawcie się, kochajcie i nie tęsknijcie za nami.

Z poważaniem,

Aylla i Wkurzak

sobota, 7 sierpnia 2010

15. Popołudnie z życia osoby remontowanej

Godz. 14.23-Wiertarki plus piły

Godz. 15.17- Jak wyżej plus wrzask jednego z miłych panów, któremu zapodział się jakiś przedmiot bardzo mu w danej chwili potrzebny

Godz. 16.08- Młot pneumatyczny ( lub jakaś inna maszyna wydająca równie sympatyczny dźwięk)

Wkurzak od dłuższego czasu czegoś obsesyjnie szuka, narobił takiego samego bałaganu wewnątrz, jak mili panowie na zewnątrz. Nie wiem, czego szuka, ale tematu nie drążę- mniej wiesz, lepiej śpisz.

Godz. 16.52- Przez ogólny zgiełk narzędzi przebił się chropawy głos pana majstra. Postanowiłam wziąć sobie do serca słowa, którymi upominał jednego z miłych panów (a bo to człowiek wie, jaki zawód przyjdzie mu w życiu wykonywać?). Okazuje się, że jak człek stoi na rusztowaniu, to w żadnym razie nie powinien odbierać rozmów przychodzących na telefon komórkowy od wybranki serca, gdyż może to skutkować upadkiem z dużej wysokości, a to z kolei, licznymi urazami kończyn ( w najlepszym razie) lub bardzo nieestetyczną śmiercią przez rozmaślenie na chodniku. A w ogóle, na rusztowanie telefonu komórkowego nie ma potrzeby targać, skoro nie należy go odbierać. (Wypowiedź pana majstra była o wiele krótsza i bardziej kwiecista, szczególnie spodobało mi się użycie słowa ”kulasy” na określenie kończyn dolnych oraz słowa „rozpirzyć" na określenie odniesienia wielorakich urazów wewnętrznych spowodowanych upadkiem z rusztowania. Bardzo rozczarowało mnie natomiast nazwanie wybranki serca mianem części ciała, którą posiadają przecież obie płcie.)

Godz. 17.08- Wkurzak znalazł, czego szukał. Na szczęście, ja we właściwym momencie znalazłam Wkurzaka. Stał na balkonie z tym w łapie!


Okazuje się, że Wkurzak postanowił twórczo rozwiązać problem hałasu poprzez nadpiłowanie rusztowania, na którym stoją mili panowie. Brak mi słów!

Godz. 17.19 - Ogólne walenie, świdrowanie, buczenie, łomotanie. Zastanawiam się, czy nie zwolnić Wkurzaka z odbycia reszty kary (klęczy teraz w kącie na grochu i pochlipuje smutno).

Godz. 17.25- Postanowiłam się nie łamać- Wkurzak odbył resztę kary. Niech wie, że za swoje uczynki się płaci. Przecież niedawno twierdziłam, że nie można pozorować życia, trzeba go doświadczać. No to Wkurzak doświadczył.

Godz. 18.30- Szukam w Internecie numeru telefonu do Inspekcji Pracy. Chcę się upewnić, czy wolno jest zmuszać miłych panów do hałasowania już jedenaście i pół godziny. Przecież w tym kraju obowiązuje ośmiogodzinny dzień pracy.

U Wkurzaka rozwinął się syndrom sztokholmski- pokochał swoich oprawców, konwersuje z nimi rezolutnie na balkonie.

Godz. 18.37- Znalazłam numer do Inspekcji Pracy, ale Wkurzak mówi, że nie ma co dzwonić. Okazuje się, że to nie są cały czas ci sami mili panowie, więc powód do interwencji nie istnieje. I tak mój pomysł, aby twórczo rozwiązać problem hałasu rękami instytucji państwowej nie wypalił. Wkurzak się nawet ucieszył, że mi nie wyszło- taka mała zemsta za ten groch.

Godz. 19.18- Cisza, aż uszy bolą. Nic nie świszczy, nie wali, nie łupie. No, teraz to można żyć! Szkoda tylko, że jestem już zbyt zmęczona, żeby się z życiem brać za bary. Nie wiem jak miłych panów, ale mnie ten dzień zupełnie wykończył. Tak więc, Drogi Czytelniku, jeżeli liczysz na błyskotliwą pointę, to obawiam się, że nie mam Ci niczego do zaoferowania. Odpłynę sobie teraz w świat spokojnej lektury tekstów napisanych przez mądrzejszych ode mnie, co i Tobie polecam.


P.S. Następnego dnia, godz. 7.02- Powietrze przecina dźwięk piły i/lub wiertarki. Jest tak nagły i agresywny, że mózg nie ma czasu na żadne stany przejściowe, musi natychmiast przestawić się na tryb pełnego działania. Ciało podążą za nim- właścicielka ciała zrywa się na równe nogi. Szybki rzut oka na miejsce zakwaterowania wystarczy, aby z grubsza wykluczyć znane już ewentualności……………………

piątek, 6 sierpnia 2010

14. Poranek z życia osoby remontowanej

Mój domek jest właśnie poddawany „liftingowi zewnętrznemu”. Będzie śliczny, zadbany i reprezentacyjny. Zanim to nastąpi…..

Godz. 6.56- Błogi spokój, umysł nieobecny, zanurzony w niebycie snu.

Godz.7.02- Powietrze przecina dźwięk piły i/lub wiertarki. Jest tak nagły i agresywny, że mózg nie ma czasu na żadne stany przejściowe, musi natychmiast przestawić się na tryb pełnego działania. Ciało podążą za nim- właścicielka ciała zrywa się na równe nogi. Szybki rzut oka na miejsce zakwaterowania wystarczy, aby z grubsza wykluczyć następujące ewentualności:

• Wkurzak przeprowadził nieudany eksperyment kulinarny, w wyniku którego
nie mamy już kuchni,
• sąsiad przeprowadził atak terrorystyczny,
• wybuchła kolejna wojna światowa,
• nastąpił koniec świata.

Spokojnie: kuchnia jest, świat jest, jaki taki pokój na świecie też. Sąsiad również niewinny.

Godz. 7.15- Uspokojona wynikiem kontroli, zaczynam normalnie oddychać. I wtedy następuje kolejny atak foniczny- jakieś metalowe pręty rozsypują się z łoskotem. Słyszę również zirytowany komentarz, któregoś z miłych panów zajmujących się upiększaniem mojej hacjendy. (Niestety, nie nadaje się do przytoczenia w tak eleganckim tekście.)

Tymczasem Wkurzak postanowił iść w zaparte- nic nie widzieć, nic nie słyszeć. Naciągnął sobie kołdrę po sam czubek głowy, nie rusza się i udaje, że śpi. A może rzeczywiście śpi- Wkurzak potrafi sobie wmówić, że rzeczy, które mu przeszkadzają, nie istnieją. Czasami zazdroszczę mu tej umiejętności, ja tak nie potrafię. A właściwie działam zupełnie odwrotnie- nasłuchuję, czekam na kolejne rąbnięcie, na następny łoskot czy tez pisk maszyny. I choć wiem, że się zdarzy, gdy się zdarza reaguję totalnym zaskoczeniem i przestraszeniem.

Godz. 7.25- Udaję się do kuchni- nie ma to jak zacząć dzień od kubka pachnącej kawusi. Podnoszę roletę w oknie….. „Dzień dobry”- wita mnie uśmiechnięty, młody człowiek, stojący jakieś półtora metra naprzeciw mnie, na zewnątrz. Ubrany jest w ciemnogranatowy T-shirt z prawie zatartym już napisem. Widząc moje rozczochrane włosy, wytrzeszczone oczy, półotwarte usta i twarz, jakby nigdy nieskażoną myśleniem, postanawia kontynuować dzieło upiększania. Przez moment nie jestem w stanie zareagować, na to, co widzę - przecież jego tam nie powinno być! Ale on jest- stoi sobie na rusztowaniu (o którym totalnie zapomniałam), w ręce trzyma jakiś złowieszczy przedmiot (zapewne wypożyczony ze średniowiecznej sali tortur, służący do zadawania bólu ludzkim uszom) i zupełnie swobodnie się nim posługuje. Po chwili ogarniam myślą całą sytuację. „Dzień dobry” – odpowiadam nieśmiało i szybkim ruchem zaciągam roletę. (Wniosek do zapamiętania: Sztaudynger miał rację, kiedy pisał: ”Myjcie się dziewczyny, nie znacie dnia, ni godziny.”) Teraz biegiem do łazienki, aby dopełnić porannych ablucji, zanim zaryzykuje podniesienie pozostałych rolet.

Godz. 9.07- Wkurzak się poddał, zwlókł się z łóżka i telepie się po całym domu. Minę ma naburmuszoną, moje próby nawiązania konwersacji (zagłuszane przez średniowieczne narzędzia tortur pracujące na zewnątrz) zbywa jakimiś monosylabowymi odpowiedziami typu: „no”, „yhy”, „eeetam”. Wyraźnie widzę, że Wkurzak zaczyna się łamać- strategia „pójścia w zaparte” już nie działa, rzeczywistość dopadła go swoimi długimi mackami i już się jej nie wyrwie. No i dobrze, kiedyś trzeba przecież stawić czoła faktom, wpaść po szyję i wypłynąć na powierzchnię. Na tym polega życie świadome, w przeciwieństwie do pozornego, opartego na zaprzeczaniu. Ucz się, Wkurzak, ucz. A ja razem z Tobą, bo nauki nigdy dość. Cieszę się, że Ci się ten numer nie udał, może wyciągniesz wnioski. Rzeczywistość w oczy kole, ale przynajmniej wiemy, że mamy oczy, a to już coś.

Cdnn (ciąg dalszy, niestety, nastąpi)

czwartek, 5 sierpnia 2010

13. No i co?

Uffff, normalność znalazła drogę do mojego małego domku na kurzej łapce. Choć w tym przypadku, normalność oznacza tyle, że Wkurzakowi przeszło i już nie pajacuje, a przynajmniej nie tak bardzo. W celu niepodgrzewania atmosfery postanowiłam nie dociekać, o co mu szło, gdy ten spektakl zegarkowo-spojrzeniowy odstawiał. On też nic na ten temat nie mówi. I tak sobie trwamy w niewiedzy. Tylko, że ja za niewiedzą nie przepadam.

Tak mi się życie ułożyło, że parę książek przeczytałam, większość ze zrozumieniem, a przez to czegoś się nauczyłam, poznałam inne sposoby patrzenia na świat, rozszerzyłam horyzonty (tu Szanowny Czytelnik proszony jest o wstawienie jeszcze trzech, przez siebie wybranych, banałów ilustrujących zbawienny wpływ lektur na sposób rozumienia świata………… Poczekam……… Jeden……. Dwa…. No, jeszcze troszkę wysiłku…… Świetnie, udało się- gratuluję i możemy przejść dalej).

W paru krajach też dane mi było być: poznałam nowych ludzi, liznęłam innych kultur, zasmakowałam odmiennego rytmu życia (tu Szanowny Czytelnik proszony jest o wstawienie jeszcze trzech, przez siebie wybranych, banałów ilustrujących zbawienny wpływ podróży na rozwój osobowościowy. Procedura jak wyżej.)

No i co? No i nic- w zderzeniu ze sferą uczuć innych całą tę wiedzę można sobie w buty włożyć z nadzieją, że się od tego wyższym będzie. A i to pewnie się nie uda. W konfrontacji z mglisto-ażurową tkaniną stosunków z innymi, oręż wiedzy okazuje się zupełnie bezużyteczny. Skąd więc czerpać mądrość na ten temat? Jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę owych innych- czy będą chcieli nas oświecić co do swoich uczuć, czy nie. Wiem, wiem- nie jest to komfortowe położenie, ale jak inaczej stać się depozytariuszem odpowiedzi na prościutkie pytanie, które brzmi: „ Co jest, Wkurzak,?”, niż adresując je bezpośrednio do Wkurzaka? Nie ma innej drogi, a i ta nie gwarantuje sukcesu. Bo co, jeżeli otrzymamy odpowiedź niewerbalną? Na przykład taką:

 

Mowa ciała rzadko bywa jednoznaczna. Wydęte w podkówkę usta mogą sugerować równie dobrze skrajne znudzenie jak i smutek bezbrzeżny. Pustka w oczach- tęsknotę, ale i stan upojenia alkoholowego. Zwisające luźno ręce - brak chęci do życia lub zupełny luz. A pomiędzy tymi stanami jest jeszcze cały ocean odcieni szarości, równie dostępny poznaniu jak teoria chaosu zastosowana do matematycznych układów niestabilnych dla osoby niepotrafiącej zliczyć do dwudziestu siedmiu. (Tylko ciągnięcie misiaka po schodach w tak okrutny sposób, że mu się główka o stopnie obija, jasno wskazuje na upodobanie do zadawania cierpienia zwierzątkom.)

Nasza wiedza o uczuciach innych to po prostu kawałek ogromu niewiedzy, który z ich pomocą udało nam się wyszarpnąć, poukładać na własną modłę i powiązać w miarę logiczne supełki. I trzeba się z tym pogodzić.

wtorek, 3 sierpnia 2010

12. Miło to już było

Wkurzak łypie na mnie i zerka na zegarek. Robi to z takim namaszczeniem i w tak teatralny sposób, że niejeden aktor dramatyczny mógłby mu tej minikreacji pozazdrościć. Nie mam pojęcia, czego on chce, ale wiem na pewno, że dziękując Wkurzakowi nawarzyłam sobie niezłego piwa. Niby nic wielkiego, ale wpis ten miał na Wkurzaka wpływ przeogromny. Zupełnie go rozbisurmanił, jak gwiazda filmowa zaczął się Wkurzak zachowywać ( choć, umówmy się, z urody to tak bardziej do radia się Wkurzak nadaje). Jak Cerber pilnuje, żebym go zawsze pisała z dużej litery. Z uporem godnym lepszej sprawy dba, aby jego imię pojawiało się w tekście w przynajmniej co drugiej linijce. Jeszcze chwila, a do Urzędu Patentowego mnie zgłosi, żebym mu tantiemy za używanie nazwy płaciła!

Jednym słowem- wyhodowałam potwora na własnym komputerze. Najgorszego z możliwych, bo potwora w pretensjach, co to przez ułamek sekundy uznania liznął i tego uczucia będzie się trzymał jak mucha lepu. Rezultat jest łatwy do przewidzenia: Wkurzak będzie się krygował, nadymał i udawał króla świata tego dopóty, dopóki mu się nie znudzi, albo go mięśnie rozdętych policzków i/lub kręgosłupa- wyprostowanego jak struna- nie rozbolą. Ale dla mnie liczy się międzyczas- okres, w którym mizdrzący się i napuszony dumą wątpliwą Wkurzak życie mi do reszty utruje. Wiem, że długo to nie potrwa, Wkurzak w końcu oprzytomnieje i wróci do regularnego wkurzania na różnych frontach, w godzinach urzędowania i poza nimi. (Ze dziwieniem stwierdzam, że nie mogę już się tego doczekać.) Ale póki co, gwiazdorzy na potęgę.

Aby moje cierpienie nie poszło zupełnie na marne, należałoby wyciągnąć z tej sytuacji wniosek krzepiący serce, instruujący jak w przyszłości uniknąć podobnie niedogodnych sytuacji. Niestety, nic optymistycznego nie przychodzi mi do głowy, poza starą prawdą, która mówi, że każdy dobry uczynek musi być ukarany, a kara winna być długa i dotkliwa. Tak się kończy działanie spontaniczne, poddawanie się nastrojowi chwili, truchtanie za głosem serca. I rady na to nie ma, bo i być nie może. Gdy powierzamy nasze emocje innym, oni przejmują władztwo i mają prawo rozporządzać nimi wedle własnej woli. My możemy mieć tylko nadzieję, że wypuszczone jak gołębie uczucia, wrócą do nas z gałązkami oliwnymi w dziobach.

Wkurzak zerka na zegarek coraz częściej i coraz wymowniej spogląda w moim kierunku. Nadal nie mam pojęcia, co jest na rzeczy, a on nadal spodziewa się, że będę czytała w jego myślach. Impas trwa.


W przyszłości, jak wpadnę na pomysł otwierania serca przed Wkurzakiem, to zawartość opakuje w papier z napisem: HANDLE WITH CARE!

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

11. Do Wkurzaka

Drogi Wkurzaku,

Jesteśmy już ze sobą tyle lat, że chyba wolno mi zwracać się do Ciebie per ‘drogi’? Wiem, wiem, nie zawsze się między nami układało, ale były też chwile wytchnienia od wzajemnych pretensji i oskarżeń. I choć w większości Ty prowokowałeś nasze scysje, jestem w stanie Ci wybaczyć. W końcu to twoja rola, do tego się urodziłeś. Aha, i nie nadymaj się i nie strosz tych swoich pięciu włosów nieokreślonego koloru- w starciu z prawdą jesteś bez szans. Wkurzakiem jesteś i Wkurzakiem pozostaniesz! I nie wkurzaj mnie machając mi tą kościstą rączką przed nosem. Niczego nie zmienisz, tylko mi monitor zasłaniasz…….
Wkurzak, ja nie żartuję!

Na te wydęte smutno usteczka też się nie nabiorę- tyle razy już je widziałam, pora spróbować czegoś nowego. Znam Cię jak nikt inny, znam wszystkie Twoje małe gierki i podstępne knowania. No pewnie, pewnie- wyjdź z pokoju powłócząc nogami, z miną cierpiętnika i nadzieją, że ten krojący serce na plasterki obrazek tak mnie łupnie, że się wzruszę do łzów. Oj, Wkurzak, jaki Ty przewidywalny jesteś! Czy Ty poważnie myślisz, że jak Cię nie widzę, to nie wiem, że Ci się facjata jarzy w złośliwym uśmiechu?

Aha, postanowiło się wrócić? I władować mi się na poręcz fotela. Swoją drogą, Ty to masz, Wkurzak, talent- zawsze tak się usadowisz, że twoja stopa drąży mi dziurę między żebrami albo w kręgosłupie. Dar od Boga, nie ma co.


Teraz się skup - będzie patetycznie. Trochę mi trudno, ale co tam. Mówiąc prosto
z mostu, chciałabym Ci podziękować. (No coś się tak zawiesił, Wkurzak, przecież uprzedzałam. Spróbuj oddychać równomiernie i nie wierć się na oparciu krzesła.
No, już dobrze?)

Jesteśmy innym wdzięczni za dawanie nam tego, czego nam samym w danej chwili brakuje. A mnie czasami brakuje odwagi, chęci, cierpliwości…. długo by wymieniać. Czasami potrzebuję, żeby mnie ktoś maczugą szturchnął albo łapką przed nosem pomachał. I wtedy pojawiasz się Ty. I szturchasz i machasz. I wkurzasz, że hej! Nie dajesz mi zapaść się w wygodnym fotelu rozleniwienia i dobrego sobie bycia bez powodu. Gonisz mnie po ścieżkach, które lubią odwiedzać ludzkie myśli z determinacją poganiacza wielbłądów, gdy na linii horyzontu widzi już ziemię obiecaną oazy. Rzadko dajesz odpocząć, ale i zgnuśnieć nie pozwolisz. I trwasz przy mnie, mimo, że na Ciebie wrzeszczę i do kąta posyłam.

Dziękuję za upór i konsekwencję, doceniam niezłomność działań. Niczego nie obiecuję- za dobrze mnie znasz, żeby kupić w ciemno obietnice składane pod wpływem chwili.

Dobrze, że jesteś.

Z poważaniem,

Ja