piątek, 29 października 2010

In memoriam...


Leopold Staff      „Młodość”

Szara, wielka kamienica,
Pokój, dywan, koń drewniany,
Z okien: wozy, tłum, ulica,
Raj podwórza zakazany.

Barwne książki z obrazkami,
Jawa w śnie i sen wśród jawy,
Strych, co jak głąb kniei mami,
Strach, przygody i wyprawy.

Nagle błysk, zaduma, drgnięcie,
Starej księgi jakaś karta,
Podejrzenie, brwi ściągnięcie,
Ciekawości rdza niestarta.

Gdzieś na świat wybita szyba,
Dreszcz, niepokój przedwiosenny,
Wiew odwilży... Może... chyba...
Czemu?... Znak pytania plenny.

Potem wylot z miejskiej cieśni,
Wieś, sad w kwiecie, stosy wierszy,
Sen, co drugi raz się nie śni,
Miłość, pocałunek pierwszy.

Zawrót głowy, słońce-chmura,
Deszcz-pogoda, kwiecień życia,
Serce jasne - twarz ponura,
Droga w kwiatach - gest rozbicia.

Pierwsza szczypta bólu, błota,
Gdzieś nieznaczna rysa w murze,
Cierń, krzyk duszy, łza, tęsknota,
Wolność, nowy świat, podróże.

Widnokręgi, krajobrazy,
Sztuka, piękno, wir zawrotny.
Upojenie, ludzie... skazy,
Myśl i pierwszy dzień samotny.

Cisza: znak niezrozumiany,
Bunt, gniew, przewrót, przełom, żmije...
Skąd te blizny? Skąd te rany?...
I godzina męska bije.

Już? Tak prędko? Co to było?
Coś strwonione? Pierzchło skrycie?
Czy się młodość swą przeżyło?
Ach, więc to już było... życie?



Wszystkim tym, którzy od nas odeszli, 
a byli dla nas całym światem…



środa, 27 października 2010

Ciekawostki poetyckie

Chcecie wiedzieć, co może stunogi pies? Jak wygląda dialog człowieka z pluskwą? Na jakie niebezpieczeństwa narażony jest ptaszek stołujący się "na mieście" ? Tak!
Więc do "Kącika poetyckiego" marsz! Tam Wasza ciekawość czytelnicza zostanie zaspokojona dzięki uprzejmości pana Ludwika Jerzego Kerna.

niedziela, 24 października 2010

32. Co było, a nie jest….

… nadal pisze się w rejestr naszego życia. Wszystko (nawet coś tak ulotnego jak zapach dzieciństwa) i wszyscy (przyjaciele, którzy podnoszą nas po upadku, i ci, którzy są tego upadku przyczyną) na stałe wpisują się w książkę naszego życia. Nie w naszej mocy powyrywać strony, które uważamy za nudne, bolesne lub nieistotne. Nie w naszej mocy wymazać z pamięci osoby, z którymi zetknął nas los, konieczność lub nieokreślona moc sprawcza, którą lubimy nazywać przypadkiem. W naszej mocy jest pamiętać.

Obrazek pierwszy: kuchnia w domu mojej babci. Przedświąteczna krzątanina: panie (pod rozkazami mojej babci) zajmują się przygotowaniem kolacji wigilijnej. Panowie (komenderowani przez dziadka) próbują wyprostować ponad trzymetrową, z lekka skrzywioną choinkę- drzewko stawia opór, gdyż wygodniej mu się garbić. Trzyletnia Ayllutka, kursująca między kuchnią a pokojem, obserwuje obie drużyny bez specjalnego zainteresowania, jej myśli zaprząta rzecz o wiele ważniejsza- jaki prezent przyniesie Św. Mikołaj. Z zamyślenia wyrywa ją trzask łamiącego się drzewka.
Tak naprawdę, to powyżej opisaną sytuację znam bardziej z rodzinnych opowieści niż z własnych wspomnień. Przeszła do historii rodu, gdyż „ekipie choinkowej” nie udało się wykonać zadania. Udało się, natomiast, złamać świąteczne drzewko w pół i tak zamiast 3,5 metrowego, urodziwego świerku, mieliśmy 1,5 metrowe coś, co trudno było obsadzić, więc się do Nowego Roku kolibało w rogu pokoju, ustawicznie grożąc zawaleniem. To, co ja sama pamiętam z tamtego dnia to mieszanina zapachów pasty do podłogi, wanilii, piernika i grzybów wypełniającą cały dom.

Obrazek drugi: wiele lat później. Lato, mały sad okalający dom mojego wuja. Siwa jabłkowita klacz Baśka jak co dnia patroluje teren przed domem pogryzając spadłe
z drzew jabłka. Baśka była już bardzo stara i chyba trochę sklerotyczna, bo zachowywała się bardziej jak pies niż koń. Ale słuch miała wyśmienity, węch zresztą też- gdy tylko w pobliżu domu pojawiał się jakiś przybysz, Baśka ruszała w jego kierunku, zatrzymywała się dopiero jakiś metr przed przybyłym i patrzyła mu prosto w oczy. Stali bywalcy domu wujostwa byli na takie powitanie przygotowani- witali Baśkę z uśmiechem, głaskali po chrapach i szli dalej w stronę domu. A klacz,
w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, wracała do szukania jabłek w trawie.

Dużo ciekawiej było, gdy na horyzoncie pojawiał się ktoś obcy. Baśka zastawiała biedakowi drogę własnym ciałem, wlepiała w niego wzrok i nie ustępowała ani na krok- nawet, gdy nieszczęśnik próbował wycofać się rakiem uparcie podążała za nim, aż do chwili, gdy znalazł się poza terenem, który Baśka uznawała za swój. Obserwowanie jej w akcji było fascynujące, a bywało również prześmieszne, gdy zestrachany przybysz wrzeszczał do mnie: „Niech pani zabierze ode mnie tego wściekłego konia!” Czasami odkrzykiwałam wtedy: „Nie mogę, zapomniałam smyczy." (Wiem, wiem- punkt widzenia dowcipu zależy od punktu siedzenia, a dokładniej stania.)

Te obrazki to już czas przeszły, ale nadal piszą się w rejestr moich wspomnień. Bo bez nich nie wiedziałabym jak pachnie Boże Narodzenie i jak powinien zachowywać się rasowy "koń ogrodnika".

czwartek, 21 października 2010

Żmija, czyli o ubocznych skutkach alkoholizmu

„Żmija”

Żmija chętnie się w nogę wpija,
Wtedy trzeba natychmiast wypić
Dużo, dużo wódki,
Żeby udaremnić skutki.
W ogóle wypić dużo wódki nie jest źle,
Czy ugryzła, czy nie.


Tak uczy Marian Hemar . A co się dzieje, gdy do rady Hemara stosujemy się zbyt gorliwie? O tym poinformuje zainteresowanych czytelników Jacek Kaczmarski w "Kąciku poetyckim" dyskretnie schowany.

środa, 20 października 2010

Cudze chwalicie.....

 Wszyscy ci, którzy twierdzą, że polskie ulice są najgorsze na całym globie 
( nierówne, brudne, pełne pułapek dla obcasów i niespodzianek dla ludzkich stawów) MUSZĄ obowiązkowo obejrzeć poniższy materiał wideo w celu natychmiastowej weryfikacji swego niepopartego dowodami i krzywdzącego poglądu. Każdy przyzna, że takiego bezeceństwa to na naszych ulicach nie ma!



źródło

A special message for Mr  Julian Beever:  Do feel free to come over here and  'damage' our streets!

poniedziałek, 18 października 2010

31. Idem per idem



JA

Wkurzak, co to znaczy „idem per idem”?


WKURZAK

(recytuje z pamięci, na gębuli pojawia mu się uśmiech zadowolenia z własnej wiedzy przeogromnej, podstępu żadnego w moim pytaniu  jego „superintuicja” nie wietrzy)

Idem per idem (łac. „ to samo przez to samo”). Określenie błędnego definiowania, w którym słowo definiowane zawiera się w definicji.  W języku polskim używa się także pojęć „błędnego koła bezpośredniego” lub „definicji tautologicznej bezpośredniej”. Za przykład może posłużyć następująca definicja: Dialektologia jest to nauka o dialektach.
Istnieje również wariant pośredni, gdzie termin ‘A  definiuje się za pomocą terminu ‘B’, w którym występuje termin ‘A’. Przykład: Logika to nauka o poprawnym myśleniu. Poprawne myślenie jest zaś myśleniem zgodnym z prawami logiki. Taką definicję określa się mianem tautologicznej pośredniej…….


JA
(korzystając z okazji, że Wkurzak musi wreszcie nabrać powietrza do płuc)

Czyli definicja „Wkurzak  to tytan intelektu” nie spełnia warunków formalnych. Tylko pewności nie mam na czym błąd polega: idem per idem czy może presupozycja?


czwartek, 14 października 2010

Mniej znany Tuwim zdenerwowany

Tuwim wielkim poetą był,
Rzewne poematy pisał ile sił,
Ale jak go ktoś wk…..  zdenerwował,
To się odgryźć potrafił.

Ten niebanalny czterowiersz, o odkrywczym układzie rymów a a prawie a a
i lekko zaburzonym metrum, napisałam ja. Julianowi T. lepiej rymowanie wychodziło, dlatego jego dzieła dzieci w szkołach czytają, a moich nie. Jednakże zawartości dzisiejszego „Kącika poetyckiego” dziatwie szkolnej nie polecam ( po co mieszać w młodych główkach). Radziłabym również, abyś trzymał(a) się od niego z daleka jeśli nie zgadzasz się na używanie w poezji słów ‘o podejrzanej proweniencji’.

Jeżeli zdecydujesz się zajrzeć, robisz to na własne ryzyko.

środa, 13 października 2010

Przygotowując się na nieuniknione...



O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...


Wieczornych snów mary powiewne, dziewicze
Na próżno czekały na słońca oblicze...
W dal poszły przez chmurną pustynię piaszczystą,
W dal ciemną, bezkresną, w dal szarą i mglistą...
Odziane w łachmany szat czarnej żałoby
Szukają ustronia na ciche swe groby,
A smutek cień kładzie na licu ich miodem...
Powolnym i długim wśród dżdżu korowodem
W dal idą na smutek i życie tułacze,
A z oczu im lecą łzy... Rozpacz tak płacze...



To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...



Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...
Ktoś umarł... Kto? Próżno w pamięci swej grzebię...
Ktoś drogi... wszak byłem na jakimś pogrzebie...
Tak... Szczęście przyjść chciało, lecz mroków się zlękło.
Ktoś chciał mnie ukochać, lecz serce mu pękło,
Gdy poznał, że we mnie skrę roztlić chce próżno...
Zmarł nędzarz, nim ludzie go wsparli jałmużną...
Gdzieś pożar spopielił zagrodę wieśniaczą...
Spaliły się dzieci... Jak ludzie w krąg płaczą...



To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...


Przez ogród mój szatan szedł smutny śmiertelnie
I zmienił go w straszną, okropną pustelnię...
Z ponurym, na piersi zwieszonym szedł czołem
I kwiaty kwitnące przysypał popiołem,
Trawniki zarzucił bryłami kamienia
I posiał szał trwogi i śmierć przerażenia...
Aż, strwożon swym dziełem, brzemieniem ołowiu
Położył się na tym kamiennym pustkowiu,
By w piersi łkające przytłumić rozpacze,
I smutków potwornych płomienne łzy płacze...



To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...


Leopold Staff  "Deszcz jesienny"

wtorek, 12 października 2010

O czym jest ta piosenka?

Twórcze interpretacje tekstów piosenek, które dotarły do mnie pocztą mailową :

Kategoria "O...."

O spożywaniu denaturatu:

"A kiedy przyjdzie także po mnie,
Zegarmistrz światła purpurowy,
By mi zabełtać błękit w głowie,
To będę jasny i gotowy."

O  czynach bardzo lubieżnych:

"Razem ze mną kundel bury,
Penetruje wszystkie dziury,
Kundel bury, kundel bury,
kundel bury - fajny pies."

O mroźnej zimie:

„Mniej niż zero, mniej niż zero...”

O zachęcaniu do męskiego seksu grupowego:

„Nie zadzieraj nosa,
Nie rób takiej miny,
Nie udawaj Greka,
Zmień się lepiej, zmień,
Już za parę minut,
Będziesz przyjacielem,
Całej naszej piątki,
Tylko rozchmurz się!”

O windzie panoramicznej:

„Prawie do nieba wzięłaś mnie,
A wtedy padał śnieg,
Prawie do nieba wzięłaś mnie,
W zimny, ciemny dzień.”

O piromanie, który wreszcie trafił do więzienia:

„Rozstać się, żegnać się ciężko jest,
Starczył mi nafty litr, pakuł pęk ...
Kiedy płomień zgasł, popiół rozwiał wiatr ...”

O pracy Poczty Polskiej:


„Sto lat czekam na twój list
Który nie chce do mnie przyjść.”

Kategoria: "Na...."

Na pociechę mężczyznom niezadowolonym z tego, czym natura ich obdarzyła:

"Po co ten stres,
Myślisz, że nie masz nic,
Każdy ma, nawet ty,
Czasem trzeba to po prostu znaleźć."

Kategoria: "Do..."

Do cierpiącego na Alzheimera:

„Czy mnie jeszcze pamiętasz,
Dowód na to mi daj...”

Kategoria: "Hymn"

Hymn wściekłych krów:

"Jesteś szalona, mówię Ci."


Hymn grzybiarzy:

"Kiedyś Cię znajdę...znajdę Cię,
W końcu znajdę,
Jestem coraz bliżej, wiem.."

Hymn chirurgów okulistów:

"Ładne oczy masz,
Komu je dasz,
Takie ładne oczy..."

Hymn nienasyconego kardiochirurga- transplantologa:

„Jednego serca! tak mało! tak mało!
Jednego serca! tak mało mi trzeba,
A jednak widzę, że żądam za wiele!”


Autorzy powyższych interpretacji nie są mi znani z nazwiska/ nicka, ale wszystkim im dziękuję.

niedziela, 10 października 2010

30. Z dziennika pokładowego kapitana Wkurzaka

Poniedziałek

Nareszcie minął weekend i wszystko wróciło do normy: mam dom tylko dla siebie (przynajmniej na parę godzin). Lubię te kawałki samotności- można sobie
powyobrażać różne rzeczy, poprowadzić dyskusje z samym sobą na ważkie tematy
i zawsze mieć ostatnie, decydujące słowo. Tak ładuję akumulatory i pobudzam szare komórki do bardziej efektywnego działania- tłum myśleniu nie sprzyja.

Wtorek

Myślę. Samodzielnie. W pojedynkę. Indywidualnie. Jednoosobowo.

Środa

Cotygodniowa dawka wyjaśnień składanych tym i tamtym, że myślenie też jest pracą. I to wcale nie najłatwiejszą, a na pewno nie najbardziej popularną. (Od jakiegoś już czasu nie dorzucam do mojego wywodu wniosku oczywistego, że brak myślenia można spokojnie zakwalifikować jako brak pracy. Dodawanie tej konkluzji irytuje interlokutorów i nastraja ich do mnie negatywnie -albo jeszcze negatywniej- zależy od rozmówcy.)

Czwartek

Mniej więcej wtedy dopada mnie chęć zrobienia czegoś szalonego.
Starannie obmyślam i planuję owo przedsięwzięcie- ustalam szczegóły, dopracowuję wszystkie drobiazgi. Gdy wszystko jest już dogłębnie obrobione mentalnie, dochodzę do wniosku, że nie ma sensu wcielać tego genialnego planu w czyn. Najważniejsze już się wydarzyło, fajniej nie będzie. Najlepsze rzeczy dzieją się poza zasięgiem wzroku, bezpiecznie ukryte w głębokich zwojach mózgowych.

Piątek

Co siedem dni podejmuję heroiczną próbę udowodnienia sobie, że czynności przyziemne mają skryty urok, który mi w końcu objawią. Staram się zatracić bez pamięci w zakupach, porządkach, czasem odważam się zmierzyć z wyzwaniem kucharzenia. Regularnie, co siedem dni, ponoszę porażkę. Ma gorzki smak, ale przynajmniej zbieram punkty za wytrwałość. Zbieram je dla siebie, nie czekam nagrody od innych.

Sobota/ Niedziela

Trzeba zewrzeć szeregi, zmobilizować rezerwy cierpliwości, uśmiech przećwiczyć, umiejętności interpersonalne odświeżyć i rzucić się w nurt życia towarzyskiego (tak ponoć robić wypada, żeby na totalne dziwowisko nie wyjść). W sumie nie jest źle- przecież człowiek, to zwierzę stadne i od innych zależne. Jedni są zależni mniej, inni więcej- ja należę do tej pierwszej grupy, więc weekendowa ilość stosunków towarzyskich zupełnie mi wystarcza. Zwłaszcza, że na horyzoncie już widać poniedziałek.

piątek, 8 października 2010

Potargane sentencje

czyli garść mądrości życiowych starannie wybranych i alfabetycznie poukładanych (przeze mnie) dla większego komfortu czytających.
Schowane w „Kąciku poetyckim” arcydziełka (no i co, że prozą?) pochodzą ze zbioru „Myśli nieuczesane”   Stanisława Jerzego Leca.


czwartek, 7 października 2010

And the winner is.....

"Być czystym to się nie ześwinić."
Mario Vargas Llosa
"Rozmowa w Katedrze"

Congrats Mr Llosa, enjoy your Nobel Prize!

       
Wybór myśli piórem noblisty skreślonych znajdziecie w "Kąciku poetyckim".

wtorek, 5 października 2010

29. Kraina szczęśliwości

Bardzo chciałabym być darmozjadem. Uważam, że jest to najlepszy fach na świecie. Harmonijnie łączy w sobie brak przepracowania z poczuciem zadowolenia z siebie płynącego z faktu, że się niczego nie zaniedbało i nie popsuło. Że ja na to wcześniej nie wpadłam! Zamiast się po różnych przybytkach wiedzy tułać, poszłabym sobie do szkoły nicnierobienia. Z zapałem oddawałabym się studiowaniu takich przedmiotów jak:

• leżenie do góry brzuchem na czas ( zajęcia praktyczne)
• pracoudawactwo wczoraj i dziś (cykl wykładów monograficznych)
• praktyczne zastosowania nicnierobienia (zajęcia seminaryjne)
• pożytki płynące z próżniactwa ( sesje referatowe )
• dyskusje panelowe na tematy interesujące przybyłych (zajęcia odwołane do
końca roku akademickiego ze względu na brak zainteresowania nimi w latach
ubiegłych)

Założę się, że ukończyłabym te szkołę bez problemu, a nawet z wyróżnieniem. Ale cóż, co się stało, to się nie odstanie- wszystko, co teraz mogę robić, to obserwować jednego z najznamienitszych absolwentów Wydziału Darmozjadliwości Stosowanej Uniwersytetu Leniuchowania. Czyli mgr ( z widokami na doktorat) Wkurzaka.

Wkurzak uznaje leniuchowanie za najbardziej racjonalną formę gospodarowania czasem. Zawsze dopilnowuje, aby nie zrobić jutro tego, co można zrobić pojutrze. Uporczywie stara się, by dni robocze zdarzały mu się jedynie od święta. Wierzy, że jedynym sposobem pokonania pokusy nicnierobienia jest poddanie się jej bez reszty. Wkurzak- jak wieści- dąży do osiągnięcia całkowitej harmonii z samym sobą, wszelka aktywność nieprzyjemna (potocznie ‘pracą’ zwana) mu tę wewnętrzną harmonię burzy wymuszając zachowania stojące w sprzeczności z jego ego
(superego i id pewnie też).

Jak już wzmiankowałam, Wkurzak jest mistrzem w swym leniuchowskim fachu. Dobrze jest przestawać z mistrzem (nawet jeżeli nie potrafimy się od niego uczyć, zawsze można popodziwiać). W życiu trzeba mieć coś, co będziemy robić dobrze i z oddaniem ( nawet jeżeli tym ‘czymś’ będzie nicnierobienie). Dopiero wtedy sprawia nam ono radość i przynosi szczęście. Wic polega na tym, aby w miarę szybko odkryć, co to jest i udoskonalić technikę osiągania celu.

Każdy wie, że szczęśliwi przyciągają do siebie innych, bo i na nich (tych innych) spływa część owego błogostanu, przez sam fakt przestawania z osobą ukontentowaną losem. Dlatego wiele potrafimy szczęśliwcom wybaczyć. I trudno nam ich znielubić, choć nas wkurzają i w oczy kolą. Więc hołubmy ich, póki wokół nas są- przecież gdyby ich zabrakło……

niedziela, 3 października 2010

28. Dlaczego?

Drodzy Czytelnicy!

W związku z nawałem pytań, które życie stawia przed autorką tego bloga oraz niemożnością uporania się z odpowiedziami na nie w pojedynkę, zwracam się do Szanownych Czytelników z prośbą o wsparcie intelektualne w rozwiązaniu zagadek egzystencjonalnej natury w brzmieniu:

  1. Dlaczego płyn do mycia naczyń kończy się zawsze niespodziewanie ( mimo, iż zazwyczaj jest w butelce i widać, ile go pozostało)?
  2.  Dlaczego, gdy osoba będąca ucieleśnieniem braku kondycji fizycznej heroicznie postanawia wybrać się na  basen- celem odbudowania czegoś, co kiedyś może i dobrą formą –rzeczony basen ogłasza‘ przerwę techniczną', gdyż jest to dokładnie ten moment, w którym należy przeczyścić basenowi rury?
  3. Dlaczego papier toaletowy ma tendencję do znikania, kiedy się na niego nie patrzy?
  4. Dlaczego Wkurzak zauważa znikanie papieru toaletowego i nigdy o nim nie informuje do momentu, kiedy  jest już za późno?
  5. Dlaczego dowolna rzecz, która pragniemy zakupić, zawsze znajduje się w najodleglejszym od nas punkcie  sklepu?
  6. Dlaczego ludzie jedzą krewetki, a krewetki nie jedzą ludzi?
  7. Dlaczego maklerzy giełdowi noszą czerwone szelki? (Czyżby aluzja do ich konduity?)
  8. Dlaczego słońce przyciemnia skórę, a rozjaśnia włosy? 
  9. Dlaczego, żeby zamknąć system Windows trzeba kliknąć na ‘Start’?
  10. Dlaczego sterylizuje się igły służące do wykonania kary śmierci przed wstrzyknięciem trucizny?
  11.  Dlaczego w lodówce jest światło, a w zamrażalniku nie?
  12. Dlaczego szampon ma różne kolory, a zawsze pieni się na biało?
  13.  Dlaczego, gdy wykręcimy pomyłkowy numer, ten nigdy nie jest zajęty?
  14.  Dlaczego klej nie przykleja się do wnętrza tubki?
  15.  Dlaczego Ala ma kota?
  16. Dlaczego Superman nosi majtki na spodniach?
  17. Dlaczego woda mineralna ma datę przydatności do spożycia skoro od tysięcy lat tryska z podziemnych   źródeł?
  18. Dlaczego samoloty nie są robione z tego samego materiału, co niezniszczalne ‘czarne skrzynki’?
  19. Dlaczego ‘kamikadze’ nosili kaski?
  20. Dlaczego Szanowny Czytelnik traci czas czytając te pytania?

Wsparcie intelektualne ( w postaci odpowiedzi na powyższe) proszę zamieszczać w komentarzach.
Czekając na Wasz wkład w zmagania z materią niedopowiedzianą i ulotną pozostaję z poważaniem,
Aylla