poniedziałek, 29 listopada 2010

W przysłowiach mądrość się kryje

Przysłowia warto znać, gdyż są krynicą mądrości. Prowadzą nas bezpiecznie po zawiłych ścieżkach życia, uczą radzić sobie w tarapatach. To z nich wiemy, że
" Gdzie kucharek sześć, tam garnizonowy punkt żywienia", czy też, że  "Gość w dom, Bóg wie po co?". Niezawodne przysłowia pomogą nam też odnaleźć się bezpiecznie w skomplikowanym świecie komputerów. Należy jedynie przyswoić sobie poniższe:

1. Jeden Celeron kompa nie czyni.
2. Nie wywołuj przerwań z BIOS-u.
3. Mądry Polak po errorze.
4. Jak trwoga, to do serwisu.
5. Nie wszystko dioda, co się świeci.
6. Gdzie dysków sześć, tam dużo formatowania.
7. Komu w drogę, temu laptop.
8. Na twardzielu dioda gore.
9. Co dwie kopie, to nie jedna.
10. Z próżnego i recover nie odzyska.
11. Nie resetuj drugiemu, co tobie nie miłe.
12. Co wolno Adminowi, to nie Użytkownikowi.
13. Nie chwal systemu przed pierwszym padem.
14. Ciągnie się jak backup nad ranem.
15. Dopóty dysk dane nosi, póki mu bootsector nie padnie.


Uzbrojeni w powyższą wiedzę, sprawnie i  płynnie będziecie się poruszać w świecie maszyn zwanych 'komputerami'. Wyrazy wdzięczności za naukę proszę zamieszczać w komentarzach.

piątek, 26 listopada 2010

"Kącik poetycki" jak zwykle do usług

Tym razem wydanie specjalne dla ludzi pióra- tych z nazwiska wymienionych
i tych, którzy się do bycia inspiracją dla poety nigdy nie przyznają. Dla całej reszty- ku przestrodze bądź natchnieniu. Zapraszam do lektury perełek, które zawdzięczamy  Wisławie Szymborskiej  i Marianowi Hemarowi.

środa, 24 listopada 2010

Dla równowagi (trawiennej )

 Dziś proponuję coś do picia. Będzie pysznie i wcale nie strasznie. 
 Czy ktoś zamawiał kawę?

 

Kawę podano, zapraszam do konsumpcji.

wtorek, 23 listopada 2010

Hungry eyes

With these hungry eyes
One look at you and I can't disguise
I've got hungry eyes
I feel the magic between you and I
I've got hungry eyes

... kiedy widzę jedzonko, zwłaszcza tak ślicznie podane.


 Choć czasami może się zrobić  porno   parno i  gorąco,


  a czasami po prostu strasznie   http://zaazu.com





(mimo wszystko) SMACZNEGO!

niedziela, 21 listopada 2010

35. Gwiazdką być



Gwiazdka to ma klawe życie
Oraz wyżywienie klawe!
Przede wszystkim już o świcie
Dają jej do łóżka kawę.
A do kawy croissanta,
A gdy już podeżre zdrowo,
To przynoszą jej na tacy
Gazetkę kolorową.*

Z owej gazetki, jeszcze będąc w pościeli, gwiazdka dowiaduje się gdzie i z kim się wczoraj spotkała, o czym rozmawiała i/lub gdzie się wybiera dziś. Na tej podstawie gwiazdka decyduje, na którego pisarzynę się obrazić, bo ją oszkalował ( na przykład bazgroląc coś o nie dość promiennym uśmiechu, którym obdarowała jakiegoś fana), który zdjęciorób dobrze jej nos wykadrował, więc mu się pochwała
( i następna ustawka na niby przypadkowe zdjęcia) należy. Parę telefonów powinno sprawę załatwić- trzask prask i plan pracy umysłowej na dzień dzisiejszy wykonany.

Teraz czas na pracę fizyczną- i to wcale nie łatwą. Bo przecież podjęcie decyzji, do jakiego klubu dziś wyjść, w co się ubrać, do kogo zagadać, a przed kim się ukryć to prawdziwe pożeracze energii fizycznej. Ale to cena za klawe życie, więc narzekać nie wypada.

Wieczór przychodzi i odchodzi równie szybko- większość jest do siebie podobnych, więc zlewają się w bezkształtną masę wspomnień, na tyle rozmazanych, że szczegóły uleciały, pozostał jedynie szkielet powtarzalnych wydarzeń. Co wcale nie oznacza, że następnego dnia gwiazdka nie zabierze się do lektury gazetki kolorowej z drżącym sercem. Otóż, zabierze się.

Drżenie serca spowodowane jest niewiadomą i nadzieją. Niewiadoma stanie się wiadomą już po otwarciu gazetki, bo wtedy stanie się jasne, czy o gwiazdce napisali, czy nie, a jak napisali, to na której stronie piśmidełka. To ostatnie wcale nie jest bez znaczenia, bo wyznacza długość gwiazdkowania gwiazdki- czym bliżej ostatniej strony o niej piszą, tym bliżej do stanu, kiedy pisać przestaną, a gwiazdkę wchłonie i przetrawi galaktyka przebrzmiałych, zapomnianych celebrytów. Upewniwszy się, że jeszcze piszą, gwiazdka przystępuje do lektury zamieszczonego tekstu, z nadzieją, że któraś pisarzyna wreszcie powie jej i światu, dlaczego i z czego gwiazdka jest znana, bo nie ma bardziej żenującej rzeczy niż być znanym  tylko z tego, że jest się znanym. Nadzieja ta zwykle okazuje się płonna, a gwiazdka pozostaje niedoinformowana. Serce trochę z tego powodu boli, ale co tam. Najważniejsze, że

Gwiazdka to ma klawe życie
Oraz wyżywienie klawe!
Przede wszystkim już o świcie
Dają jej do łóżka kawę……….


 

* W oryginale Waligórskiego klawe życie ma „Cysorz”

sobota, 20 listopada 2010

Sprzeczka z żoną

Wstawiony, pod gazem, ululany, urżnięty, czy po prostu pijany- zawiłości odmiennych stanów świadomości w dialog  damsko- męski  zgrabnie ujął Julian Tuwim i do "Kącika Poetyckiego" zainteresowanych Czytelników zaprasza.
 

niedziela, 14 listopada 2010

34. Telewizja śniadaniowa


Jest w każdej szerokości geograficznej, ma ją każdy kraj, a może nawet każda większa stacja telewizyjna w każdym kraju. Nadaje się do oglądania w każdym języku, nawet, gdy się tego języka nie zna. Bo słowo nie jest w niej najważniejsze- liczy się obrazek, a ten jest zawsze taki sam: para prezenterów ( to zawsze musi być ona i on, inaczej oskarżenia o dyskryminację płciową płynęłyby szeroką rzeką do komputera wydawcy takiego programu) uśmiechnięci od ucha do ucha, robiący co w ludzkiej mocy, aby przekonać publikę, że kochają tę robotę, a rozmowy, które przyszło im prowadzić są ‘o czymś’.

Wokół pary prowadzących dominuje scenografia kwiatowo-warzywna, bo to zdrowo i kolorowo. Przecież ‘oglądacze’ też zapewne mają gustowną dynię ozdobną, od niechcenia rzuconą na środek stolika do kawy ( a jak nie mają, to powinni chcieć mieć). Miejscem centralnym studia jest kanapa- zwykle duża i wygodna, na której zmieniają się goście. A że zmieniają się z prędkością, z jaką mechanicy teamów Formuły 1 wymieniają opony w bolidach, żaden z zaproszonych nie jest w stanie udzielić sensownie rozbudowanej odpowiedzi na pytanie, którym go prowadzący zaatakował.

Poruszana tematyka ma zasięg imponujący- od sposobów na pieczenie pysznego i zdrowego chleba w domowym piekarniku elektrycznym, (który nie ma ani odpowiedniego kształtu, ani temperatury, ani wentylacji), po najnowsze wieści z trasy przemieszczania się strefy podwyższonego ciśnienia atmosferycznego w rejonie wysp Bora-Bora. (Takie ruchy mas powietrza pewnie niczego dobrego nie zwiastują, ale na wytłumaczenie skutków ich rozhasania czasu nie starcza.)

W kącie studia telewizji śniadaniowej zwykle znajduje się kuchnia, w której jakiś znany garkotłuk pichci jedzonko, które ponoć każdy może sobie we własnej kuchni spreparować i się nim cieszyć w samotności lub zaprosić sobie kompaniję wesołą i ich nim uraczyć. Oczywiście, jeżeli wcześniej uda mu się zgromadzić niezbędne składniki, których rozpiętość- jak wszystko w telewizji śniadaniowej- jest imponująca: od ciecierzycy po białe trufle.

Gdzieś w tle przygrywa jakiś zespół lub solista, który właśnie wydał / ma właśnie wydać płytę, a którego menadżer ma ‘układy’ i mu taką promocję załatwił. A że występ artysty odbywa się przy akompaniamencie brzękania garnków, to już nie jest ważne- prawdziwy talent się obroni, bez względu na okoliczności.

Oglądanie telewizji śniadaniowej to bardzo pouczające doświadczenie, wszystkim je polecam. Bo tu w pigułce człowiek dowie się jak chałupę warzywem przyozdobić, jak gościa zagadać, żeby sam po dwóch minutach uciekł, jak kaczkę gęsią nadziać      (a może to odwrotnie było?) i wielu, wielu innych cennych rzeczy. Wszystko to szybciutko i sprawnie- trzask prask i widz uświadomiony, misja wykonana. A jak ktoś ma apetyt na szersze zgłębianie tematu i wiedzę pogłębioną, to niech sobie poszuka innego programu, gdzie mu długo i detalicznie temat wyłożą- zwykle w porze najmniejszej oglądalności.

wtorek, 9 listopada 2010

Dziś w "Kąciku poetyckim"

... zawiłości teorii względności mową wiązaną  jasno i przejrzyście wyłożone dzięki talentowi p. Mariana Hemara. Zapraszam do lektury.

sobota, 6 listopada 2010

33. Pożytki z posiadania nieżytu nosa płynące


Nieżyt nosa, popularnie katarem zwany, to przypadłość stara jak świat. Jest to również jedna z tych dolegliwości, wobec której potężna wiedza medyczna musi odtrąbić porażkę, ogon podwinąć i do niemocy się przyznać, choć wstyd czerwieni lica niemal wszechwładnych lekarzy. Serce przeszczepić potrafią, w mózgu pogrzebać potrafią, a gila skutecznie obetrzeć nie potrafią. Zgroza!

Ludzie kataru nie lubią, wkurzaki wszelkiej maści też na niego psioczą. No bo co tu jest do lubienia: zakatarzona istota zużywa większość energii walcząc o zaczerpnięcie oddechu. Na inne czynności nie starcza już sił. Nawet marzyć już się biedakowi nie chce ( chyba, że o swobodnym oddychaniu). I tak, prosta wydzielina śluzowa wypływająca z naszej kichawy pozbawia nas nie tylko komfortu fizycznego, ale także odbiera nam dużą część tego, co nas od zwierząt odróżnia- wyobraźni.

Skoro taki katar straszny i walczyć z nim skutecznie nie sposób, postanowiłam skupić się na pozytywach z faktu jego posiadania płynących. Oto i one:

  • ‘Ja mam katar, a ty nie’ może być zdaniem nobilitującym, gdyż ludziom zwykle jest przykro, jeżeli czegoś nie mają, a mogliby mieć,
  • Katar jest bardzo przydatny przy czynnościach typu krojenie cebuli- upośledzenie zmysłu węchu katarem wywołane eliminuje strugi łez płynące po policzkach niektórych krojących (siekanie cebuli to bardzo ‘wzruszająca’ czynność),
  • Katar to wspaniały glejt na robienie tego, czego bez niego sobie odmawiamy: ‘Mogę zjeść dwie tabliczki czekolady? Pewnie, że tak! Przecież mam katar, więc muszę jakoś swe życie zasmarkane osłodzić!’
  • ‘Kopać leżącego się nie godzi, więc mnie nie dręcz i nie męcz, tylko do serca przytul i utul. A po drodze z pracy, załatw kilka spraw, których załatwienie od tygodni odwlekałam i dalej się ich odwlekać nie da. Chorej bidulce przecież nie odmówisz?’ (P.S. Działa tylko raz na pół roku i tylko, gdy chora bidulka buźkę w ciup ułoży, rzęsami smętnie zatrzepocze, a na koniec kichnie dramatycznie, acz z gracją.)
  • Katar pozwala bezkarnie i bez wysiłku unikać towarzystwa ludzi, których specjalną sympatią nie darzymy. Na widok takiego indywiduum zmierzającego w naszą stronę, wystarczy jedynie wyciągnąć chusteczkę i zmrużyć oczy, niby w przygotowaniu do kichania. Indywiduum zwykle zmienia kierunek ruchu na przeciwny.
  • Jak się ma katar, to można sobie poklikać na klawiaturze, desperacko próbując samej siebie wmówić, że katar fajny jest. A że nie wypada przekonująco? No i co z tego? Dajcie mi spokój, przecież ja katar mam!!!

piątek, 5 listopada 2010

Wielki finał

Dzięki Beci Wkurzak osiągnął apogeum samozachwytu. Wkurzak nie patrzy- on  omiata spojrzeniem świat, wiedząc, że jest na nim istotą najdoskonalszą. Wkurzak nie słucha- on obdarza mówiącego swą uwagą ( na krótko, aby za dużo czasu na czynności z samozachwytem niezwiązane nie tracić). Wkurzak nie mówi- on recytuje: śpiewnym głosem, z nienaganną dykcją i z pełną wiarą w słuszność przedstawionych tez. A co Wkurzak tak namiętnie recytuje? A to:


Na twym czacie prywatnym, Tobie poświęconym,
Czelność ja miałam, w swej głupocie niezmierzonej,
Chwalić uroki, wątpliwe z resztą, panów dwóch
I to tylko dlatego, że zdołali pójść w ruch!
A cóż jest w tym dziwnego, że człowiek się rusza?
Wszak sam ruch nie jest ważny, tu liczy się Dusza!

Kończąc zatem tę grafomanię wstrętną,
Uwagi niegodną, jakże pokrętną,
Za swą ignorancję pragnę przeprosić
Że umizgi do nich musiałeś znosić
Wyrazy szacunku przyjmij ode mnie
Drogi Wkurzaku – już więcej nie będę!
Becia


W sumie, to trudno się Wkurzakowi dziwić, że w samouwielbienie wpadł. Niech się cieszy tą chwilą, póki ona trwa. Przecież momenty czystej, krystalicznej szczęśliwości tak rzadko się zdarzają.

środa, 3 listopada 2010

Wkurzak z dumy pęcznieje, publika szaleje

Wkurzaki Spółka z o.o. z dumą ogłasza odkrycie nowego talentu pisarskiego! Talent ów, posługujący się ślicznym nickiem Becia objawił się na 'wkurzakowym' czacie, gdzie wdała się ona w dyskusję z 'cichym' bohaterem tego bloga (a potem monolog, gdy dumą napęczniały Wkurzak zamilkł z oczyma w ekran wlepionymi        i jedyne co potrafił robić, to chłonąć teksty Beci każdą komórką swego ciała).

Cała sprawa rozpoczęła się od kilku niewinnych uwag na czacie dotyczących przymiotów ciała ( o duchu mowy raczej nie było) dwu panów: Roberta Pattinsona   ( zwanego przeze mnie 'Warzywnym') oraz Jensena Ackles'a (aka 'Ekler' oraz 'Ciasteczkowy Potwór'). Komplementy  pod adresem w/w osobników płci męskiej ubodły Wkurzaka do żywego. Postanowił się upomnieć o swoje.

A potem ruszyła prawdziwa pisarska lawina ( z Becią w roli głównej). Ażeby sprawa konwersacji tej nie odeszła w mglistość, postanowiłam urządzić historyczną uroczystość* i ją dla Szanownej Publiki czatu nie czytającej zachować.

A było to tak.... (aby sens ogarnąć,proszę czytać od samego dołu do góry, tak jak czyta się czat)






Aktualizowano: 5.11. 2010





 





 


*Podobieństwo do Gałczyńskiego zamierzone

poniedziałek, 1 listopada 2010

Zmarł Ludwik Jerzy Kern

30.10.2010 w Krakowie, po ciężkiej chorobie zmarł Ludwik Jerzy Kern, pisarz, poeta, satyryk, prawie całe swe zawodowe życie związany z legendarnym krakowskim "Przekrojem", do którego jak wspominał, wprowadził go w 1948 roku sam Konstanty Ildefons Gałczyński.



źródło

Ludwik Jerzy Kern odszedł w wieku 90 lat.

Gdy umieszczałam jego przezabawne wiersze w "Kąciku poetyckim" 27.10.2010
(zaledwie na kilkadziesiąt godzin przed śmiercią ich autora), wydawało mi się, że autor 'Prof. Filutka' jest od zawsze i będzie z nami zawsze. Pomyliłam się. Nigdy się nie dowiem co sprawiło, że pomyślałam właśnie o Kernie przygotowując tamten post. Niech będzie on podziękowaniem za wiele uśmiechów, wzruszeń i powodów do przemyśleń, których ich autor nam wszystkim dostarczył.