czwartek, 28 kwietnia 2011

'Kącik poetycki' dziś Wam opowie

o szczodrze obdarzonej przez naturę pani; neofitach z misją oraz uzdolnionych inaczej, ale za to nieustających w wysiłkach twórczych osobnikach płci męskiej. Co by Czytelników na czas długiego weekendu zupełnie nie zdołować, Wojciech Młynarski dorzuca w gratisie bezcenną radę jak przetrwać w naszych ciekawych czasach. Polecam i zapraszam.

wtorek, 26 kwietnia 2011

64. Potrzeba słów

Są z nami od tysięcy lat. To za ich pomocą określamy pojęcia rzeczywiste i nakreślamy abstrakcyjne. Przy ich użyciu rozważamy wielkie koncepcje i małe dylematy. Porządkują nasz świat, oswajają dla nas nieznane, abyśmy potrafili zrozumieć.
Zasypiamy na słowach
budzimy się w słowach
1

Mogą być groźne, czułe lub zalotne; łechtać naszą próżność, ale także ranić głębiej i boleśniej niż czyny. Czasem ważne, czasem rzucane przez ramię znaczą niewiele.

czasem są to łagodne
proste rzeczowniki
las albo okręt

odrywają się od nas
las odchodzi szybko
za linię horyzontu

okręt odpływa
bez śladu i przyczyny

Są chwile zbyt wielkie na słowa i takie, które trzeba ‘zagadać’ by przetrwać. Wtedy najtrudniej je okiełznać i zapanować nad nimi tak, aby nie wróciły do nas bolesnym bumerangiem.

niebezpieczne są słowa
które wypadły z całości
urywki zdań sentencji
początki refrenu
zapomnianego hymnu

Częściej zapominamy słowa niż obrazy, niepomni na ich moc kreowania rzeczywistości lub zmieniana już istniejącej. Zmagamy się z nimi przez całe życie, zawsze ryzykując porażkę. Słowa uczą nas pokory i nieustępliwości, ćwiczą nasza cierpliwość.

trzeba śnić cierpliwie
w nadziei że treść się dopełni
że brakujące słowa
wejdą w kalekie zdania
i pewność na którą czekamy
zarzuci kotwicę

Potrzeba mi słów prostych, jasnych, jednoznacznych. Odartych z banału, ale nie znaczenia. Takie słowa to towar deficytowy- wyślizgują się z uścisków niewprawionych w ich używaniu (takich jak ja), ale pod wprawną ręką nielicznych (takich jak Zbigniew Herbert) wydobywają całą swą krasę i potęgę.

Święta to składanie życzeń bliższym, bliskim i dalszym. Nie jest to zadanie proste, przynajmniej dla mnie. Wiję się jak piskorz zmuszając mózg do znalezienia słów prawdziwych, ważnych i prostych, aby ‘życzyć’, a nie ‘złożyć życzenia’.

oddam wszystkie przenośnie
za jeden wyraz
wyłuskany z piersi jak żebro
za jedno słowo
które mieści się
w granicach mojej skóry
2

Takie przemyślenia i lektury towarzyszyły mi w tym wielkanocnym czasie.

_________________________________________
1.Zbigniew Herbert „Zasypiamy w słowach”
2. Zbigniew Herbert „Chciałbym opisać”

piątek, 22 kwietnia 2011

Cyniczna uczta etnografów

Teatrzyk Zielona Gęś ma zaszczyt przedstawić
"Cyniczną ucztę etnografów"

Osoby:
Niestrawność - postać alegoryczna
Etnograf Pierwszy
Etnograf Drugi
Chór Etnografów
i Kurtyna
S c e n a: Muzeum Etnograficzne w Gogolinie ze sławną, bezcenną kolekcją wielkanocnych pisanek.
C z a s: Przedświąteczny, nad wieczorem.

Niestrawność:
Przepłynął już ludzki potok,
w muzeum cicho jak w grobie.
Lecz z kątów -wychodzą oto
cyniczni etnografowie.
Zerwawszy z mozolnym pionem,
łypią oczami jak mamki
na słynne jaja zdobione,
czyli tak zwane pisanki.
Patrzcie! ach, patrzcie bacznie
na to, co zaraz się zacznie:

Etnograf Pierwszy
(rozbija gablotkę z pisankami):
Hej, śmiejmy się w nos plotce,
vivat Piekło z Szatanem.
Hej, ty jajo w gablotce,
zaraz cię zjemy z chrzanem.

Etnograf Drugi
(rozbija następną gablotkę z pisankami):
A ja też w naszym kole
się zabawię niekiepsko,
tylko, co do mnie, wolę
pisanki z musztardą sarepską.
(pochłania większą ilość pisanek, poprawiając je wspomnianą musztardą sarepską)

Chór Etnografów:
Śliczne są kobiet stopki,
lecz nie masz jak pisanki!
Hej, obłupujmy skorupki.
Hej, lejmy barszcz do szklanki.
(skonsumowują pozostałość bezcennych historycznych pisanek, przebierają się w przedhistoryczne kapelusze i tańczą)

Niestrawność:
Wolnego, szaleńcy młodzi.
Zaraz was Parka podetnie.
Skręt kiszek już nadchodzi.
Te jaja były stuletnie.

Wszyscy Etnografowie:
(Z oczami w słup wydają okrzyk "Ach!", słaniają się na nogach i - przesławszy Publiczności należny ukłon wraz z życzeniami "Wesołych Świąt" - w zrozumiałych męczarniach schodzą ze sceny życia)

Galileusz, wchodząc na wieżę
chodnikiem z linoleum,
rzekł: - Jajka? Tylko świeże
i w domu, nie w muzeum.

K U R T Y N A
spada z fasonem


Konstanty Ildefons Gałczyński
1949


Wszystkiego świątecznego i wesołego życzą


i


P.S. Wielkie dzięki dla Aryel1 za wybór tekstu do świątecznego posta.

Wielkanocoodliczacz jajeczny (7 )

Do Wielkanocy pozostał 1 dzień


niedziela, 17 kwietnia 2011

63. Dyskretnie esowata

W życiu najważniejszy jest prosty kręgosłup- ten kostny, ale i ten moralny. Oba są równie istotne: jeden ze względów medycznych, drugi- z etycznych . Skoro tak, to czy istnieje korelacja między stanem kręgosłupa kostnego a osobowością istoty, którą dźwiga i pionizuje? Po lekturze opisu zdjęcia rtg mego własnego kręgosłupa dochodzę do wniosku, że tak.

Dokument, który sporządziła urocza (jak mniemam) pani docent doktor habilitowana zatrudniona w Zakładzie Diagnostyki i Terapii Radiologicznej i Izotopowej Szpitala Klinicznego Uniwersytetu Medycznego stwierdza jednoznacznie, że kręgosłup mam. Czyli punkt wyjścia do dalszych rozważań jest. Dalej pani doktor piszę, iż kręgosłup ten nie jest tak prosty, jak mógłby być. Prawda, ale jak on ma, biedulek, linię trzymać skoro życie jego posiadaczki parę zakrętów zaliczyło? A jak człowiekiem zakręci, to ów różne przeróżne pozy przybiera- nie do wszystkich kościec jest się w stanie zaadaptować bez uszczerbku.

W dokumencie sporządzonym przez panią doktor (docent habilitowaną) czytamy również informację jakoby wypatrzyła ona była „dyskretne esowate skrzywienie T4”(1) . No to teraz mam pewność, że polubiłabym panią doktor (docent habilitowaną), gdyby dane nam było się spotkać twarzą w twarz - rzadko się zdarza taka poezja w medycznym języku. I tak przenikliwa (choć domniemana) znajomość obiektu badań w aspekcie doboru przymiotników. Fakt, paplą nie jestem, nigdy nie byłam, da Bóg- nie będę. Co nie oznacza wcale, że jestem prostolinijnym aniołem. Jak słusznie zauważyła pani doktor, cechuje mnie pewna esowatość (pokrętność? zmienność? niestabilność?) wynikająca z przynależności płciowej i kulturowej (słowiańska nuta). Ale nie przesadnie, w stopniu umiarkowanie znośnym.

Dalej jest już tylko lepiej- moje „trzony” spełniają wszelkie normy Unii Europejskiej, co oznacza, że jestem prawidłowo osadzona i pion (w każdym rozumieniu) trzymam. A i znaleźć się wśród bliźnich potrafię gdyż „przestrzenie międzykręgowe” mam „właściwie zachowane”.

W sumie wypadłam całkiem, całkiem i z wynikiem badania się zgadzam. Pragnę jednak zauważyć, że powyższe rozważania poświęcone kręgosłupoanalizie samopoznawczej są radosną twórczością osoby poddanej wcześniej działaniu promieniowania radioaktywnego i, jako takie, nie mogą stanowić podstawy do krytycznej analizy naukowej.

Zaczynam też podejrzewać, że wzmiankowana już esowatość może być spowodowana nadmierną ilością czasu spędzaną w pozycji stosownej do zadania, którym jest pisanie ‘wkurzaków’. W trosce o dobre-sobie-bycie mojego kręgosłupa zmienię więc pozycję na bardziej mu przyjazną (poziomą), co i Wam, Szanowni Czytacze, doradzam dołączając życzenia trzymania linii prostej i fasonu.

Zawsze oddana (choć dyskretnie esowata) Aylla.

___________________________________________________
(1) W cudzysłów ujęto cytaty pochodzące z opisu badania rtg.

Wielkanocoodliczacz jajeczny (2)

Do Wielkanocy pozostało 6 dni

piątek, 15 kwietnia 2011

Krakowiacy i górale

Krakowiacy i górale widziani oczyma łodzianina- dość krytycznie i zjadliwie. Ale za to całość humorem przyprawiona do smaku. Myślę więc, że panu Janowi Izydorowi Sztaudyngerowi wybaczycie ostre pióro i bystre oko.
Zapraszam do lektury "Kącika".

środa, 13 kwietnia 2011

62. Na kłopoty – sklep wielkopowierzchniowy (2)

Widząc mój zmieszany, nieruchomy wzrok, PB skojarzył fakty, zamamrotał coś pod nosem,wyciągnął dłonie z kieszeni i szybkim ruchem zasunął ekspres kurtki aż pod samą szyję. Ale mleko już się wylało- zauważyłam, że pod lewą pachą PB tkwił wielki jak stodoła, czarny pistolet osadzony w skórzanej kaburze.

Wspomniany już wcześniej ochroniarz zmaterializował się w tym momencie tuż obok nas. Głosem raczej spokojnym (choć dała się w nim wyczuć nutka niepewności) poprosił, abyśmy udali się z nim na zaplecze sklepu. Lekko ogłupiała szokiem, jaki zaliczyłam, nie śmiałam protestować. PB z ociąganiem, mieląc przekleństwa pod nosem, ruszył w kierunku wskazanym przez ochroniarza.

(Tu powinnam wyjaśnić, że PB nie jest nawiedzonym psycholem pałającym żądzą pozbawiania życia przypadkowych klientów wybranego wielkopowierzchniowego obiektu handlowego. Posiadanie broni wiąże się z wykonywaną przez niego pracą zarobkową. Do chwili obecnej PB nie ma na swoim koncie żadnych ofiar w ludziach, a nawet trwałych okaleczeń bliźnich przy użyciu broni palnej. Ale wracajmy do tamtego dnia.)

Po kilku chwilach znaleźliśmy się w jakiejś ponurej kanciapie zwanej pomieszczeniem ochrony (swoja drogą, skoro ochrona taka czujna, zwarta i spostrzegawcza należałoby im się lepsze lokum). PB tłumaczył, że broń posiada tak legalnie, że legalniej to już po prostu nie można; mordować nikogo nie zamierza; do sklepu przyjechał prosto z pracy; zapomniał, że ma tę kupę żelastwa zainstalowaną pod pachą. Słuchałam jego wyjaśnień z pewnym zdziwieniem- jak można zapomnieć, że się coś takiego ma na sobie? Jak można zafundować komuś przejażdżkę samochodem przez całe miasto nie informując jej, że w samochodzie znajduje się broń palna? Jak można gadać o doopie Maryni i śmiać się radośnie z dowcipów i komentarzy pasażera mając zainstalowaną przy żebrach taką giwerę? No jak?!

Oczywiście, moimi przemyśleniami nie zamierzałam się dzielić z obecnymi. W ogóle, miałam nadzieję, że ochroniarze ( w międzyczasie rozmnożyli się do liczby trzech) skupią się na rozbrajaniu PB, a o mnie zapomną. PB sam się uzbroił, to niech się PB sam z tego galimatiasu wykaraska. Przecież ja jestem przypadkową ofiarą całej tej kołomyi. ( A jak już stąd wyjdziemy, to go gołymi rękami uduszę, za wstyd i żenadę , które mi zafundował. Nawet po tę swoją ‘klamkę’ sięgnąć nie zdąży- tak kombinowałam). Niestety, nie doceniłam czujności ochroniarzy ( a może usłyszeli moje złowieszcze myśli), którzy doszli do wniosku, że skoro zjawiłam się w sklepie w towarzystwie tego pana, to pewnie też mam parę granatów upchanych po kieszeniach.


OCHRONIARZ 1
(zerkając z dość obleśnym uśmieszkiem w moim kierunku)

Panią też musimy przeszukać.

PB
( przez lekko zaciśnięte zęby, widząc moją nietęgą minę)

Szczerze odradzam.

OCHRONIARZ 2

Dlaczego?

PB
(ironicznie)

Bo ta pani bardzo nie lubi być przeszukiwana. A na dodatek- póki co, to ja mam broń, a wy nie. No to kto ma rację?


Gdy to mówił jego stalowoniebieskie, uporczywe spojrzenie lustrowało każdy załamek na odzieży pracowników ochrony. Wynik oględzin był jednoznaczny- byli totalnie ‘bezbronni’.

W tym momencie ochroniarze zachowali się zupełnie (jak dla mnie) nieracjonalnie: zamiast wzywać GROM, oddziały antyterrorystyczne i policyjnych negocjatorów przyjęli do wiadomości, że przeszukanie mnie nie było dobrym pomysłem, zwłaszcza, że mój uzbrojony kompan się temu sprzeciwiał. Poprosili nas jednak, abyśmy opuścili teren sklepu. Ja chętnie bym na tę propozycję przystała, aby jak najszybciej położyć kres tej niezręcznej sytuacji, na podobną reakcję liczyłam ze strony PB. A tu niespodzianka- PB stanowczo odmówił, tłumacząc, że nie przyjechał tam na wycieczkę tylko w celu zakupienia konkretnej rzeczy, a to się jeszcze nie stało. Wyjmując magazynek z pistoletu jeszcze raz zapewnił ochroniarzy, że strzelać do nikogo nie zamierza, ale zakupy zrobić musi. I tyle. Nie mogłam wprost uwierzyć w to, że nie usłyszałam sprzeciwu ochroniarzy- w milczeniu śledzili wzrokiem sprawne, zdecydowane ruchy, którymi PB pozbawiał pistolet amunicji czyniąc go strzelecko bezużytecznym. Zrobiwszy to uznał sprawę za zakończoną. Grzecznie się pożegnaliśmy i wyszliśmy z ponurej, ochroniarskiej jaskini zostawiając za sobą mocno zaskoczonych pracowników ochrony.

Zakupy zrobiliśmy pod mało dyskretnym nadzorem ochroniarzy, który szybko zebrali się w sobie i chodzili za nami krok w krok (trzymając się jednak w pewnej odległości). Od czasu do czasu machaliśmy w ich stronę śląc im uśmiechy, wtedy oni uciekali wzrokiem gdzieś w bok, udając, że nie są adresatami naszych serdeczności. W sumie było to dość zabawne.

Po zakupieniu przedmiotów, po które się udaliśmy (ku wielkiej uciesze ochrony) opuściliśmy sklep. PB nie został przeze mnie uduszony- życie zawdzięcza swej rycerskiej postawie zaprezentowanej, gdy ochroniarze chcieli mnie przeszukać oraz faktowi, że zdołał całe zajście obśmiać i odczarować na tyle, że zapomniałam o przerażeniu, które mnie ogarnęło na widok kabury wystającej mu spod pachy. Gdy odwoził mnie do domu byliśmy znowu starymi znajomymi gadającymi o przygodzie, która nas spotkała.

Parę rzeczy w tym całym zdarzeniu nadal jest dla mnie niejasnych: jak to możliwe, że ochroniarz zwrócił uwagę na PB jakiś czas przed tym, nim zobaczyłam jak ten się na naszą wycieczkę ‘wystroił’; jak to możliwe, że mimo kłębiącego się wokół nas tłumu PB zorientował się , że jesteśmy ‘śledzeni’; jak to możliwe, że gdy opowiedziałam o całym zajściu Wkurzakowi ten, zamiast wyrazić święte oburzenie brakiem odpowiedzialności ze strony PB, zapytał: „Myślisz, że on ma więcej takich zabawek i że mi jedną pożyczy?” Nie mam pojęcia, ale jedno wiem na pewno- jak człek chce mieć niczym niezawinione kłopoty, nie ma jak sklep wielkopowierzchniowy, prawdziwa kopalnia przygód żenujących. I jeszcze jedno- założę się, że nasze fotki dyndają na ścianie owego sklepu pod wielkim hasłem: „Tych klientów więcej nie obsługujemy”, ale sprawdzać tego nie zamierzam. Jeszcze długo, długo nie.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

61. Na kłopoty – sklep wielkopowierzchniowy (1)

Czas akcji: sobota, 9.04.2011
Miejsce akcji: sklep wielkopowierzchniowy
Rodzaj przeżycia: żenada z dreszczykiem

Mam dar, unikalny i nie do pozazdroszczenia. Dar ten polega na przyciąganiu sytuacji kłopotliwych, żenujących bądź niebezpiecznych (pisałam już wcześniej o mojej przygodzie z małym lwem oraz ‘randce z wieszakiem’). Taki ‘talent’ zwykle mija z wiekiem, ale nie w moim wypadku- ja ten podarunek od losu otrzymałam na zawsze. No, w każdym razie, na wiele lat.

Zaczęło się zupełnie niewinnie, od przypadkowego spotkania z dawno niewidzianym znajomym. Podczas tego przypadkowego spotkania, zupełnie przypadkiem okazało się, że przypadkowo oboje mamy jakieś sprawy zakupowe do załatwienia w pewnym sklepie. Mój znajomy (zwany dalej Przystojnym Blondynem, w skrócie: PB) był zdecydowany udać się tam jeszcze tamtego dnia. Udało mu się namówić mnie na wspólny wypad i tak- kilkanaście minut później- siedzieliśmy już w jego samochodzie, gadając o dawnych czasach i rzeczach mniej lub bardziej istotnych. Mimo, że z miejsca mojego zamieszkania do owego sklepu jest hektar drogi, podróż minęła szybko i sympatycznie. Miłe złego początki.

W sklepie panował gwar i harmider typowy dla sobotniego popołudnia. Przetaczał się po nim tłum ludzi: część szukając potrzebnych im rzeczy, część gapiąc się po prostu na wydające się nie mieć końca rzędy stołów, kanap, filiżanek, poduszek, wszelkiej maści pluszaków i innych przyborów kuchennych. W tej ciżbie przedzieraliśmy się również my- jedni z wielu, wydawałoby się niczym szczególnym się niewyróżniający. A jednak.

PB
( z zawadiackim uśmiechem i lekko szyderczym tonem)

Ayllutka, czy ty przypadkiem czegoś po drodze nie zawinęłaś z ekspozycji?

JA
( święte oburzenie w głosie)

Zwariowałeś?! Co Ci do głowy strzeliło?!

PB
(teatralnym szeptem)

Tak tylko pytam, bo mam wrażenie, że ten ochroniarz (lekki gest głową w stronę faceta z plakietką ‘Security’ na czarnym, byle jak skrojonym garniturku) łazi za nami od jakiegoś czasu.

JA
(ton mniej urażony, ale zawsze)

To się głupio nie pytaj! W życiu niczego nie ukradłam
i zaczynać nie zamierzam. A może Tobie się coś do rączek przykleiło?
(uśmiech słodkiej idiotki plus trzepot rzęs)

PB

Nie żartuj. Czysty jak łza jestem, cudzego nie tykam!

JA
……………………


(Chętnie natomiast tykasz tych, którzy cudze tykają- pomyślałam sobie.)

Na dowód czystości swej, PB władował obie ręce do kieszeni kurtki z zamiarem wywrócenia ich na drugą stronę, w ten sposób chcąc dowieść mi swej niewinności. Gdy to robił, poły jego kurtki rozchyliły się szeroko, a moim przerażonym oczom ukazał się widok tyleż niezwykły, co i fascynujący.

Ale o tym opowiem Wam, gdy już zupełnie ochłonę.

niedziela, 10 kwietnia 2011

60. Wiosnomierz

Wiosna ma magiczną moc- budzi do życia pąki roślin, a i przedstawiciele homo sapiens nie są obojętni na jej uroki. Gdy w koło robi się zielono i słonecznie, serca zaczynają bić szybciej i przyjaźniej. Ludzie wyzwoleniz okowów ciężkich zimowych ubrań, czapek i rękawiczek stają się jakby bardziej tolerancyjni, mniej spięcii niecierpliwi. Długo na ten wiosenny oddech pełniejszą piersią czekali, więc rozkoszują się nim zajadle. Powyższa reguła stosuje się również do Wkurzaka, który jest moim osobistym wiosnomierzem.

Wkurzak, jak wcześniej pisałam, to typ eskimoski, więc wiośnieje niespiesznie.
Ale za to uparcie i systematycznie. Z dnia na dzień, ba- z godziny na godzinę
(w słoneczne dni) rysy twarzy mu łagodnieją, ruchy stają się bardziej sprężyste, komentarze wygłaszane w stronę gadających głów w telewizorze mniej zjadliwe,
a bardziej nasycone tolerancją dla ludzkich ułomności (w tym tych mentalnych). Gdy temperatura na zewnątrz dobija do 20 stopni Celsjusza, Wkurzak zaczyna pałać chęcią do udzielania się na niwie towarzyskiej- nagle nie przeszkadzają mu ‘obcy’ kręcący się po domu i dotykający jego książek. Wszystko to znosi z uśmiechem (tak, szczerym uśmiechem, nie grymasem maskującym narastającą żądzę popełnienia czynu prawem zabronionego w artykule 148 §1 Kodeksu Karnego) i wyrozumiałością. Dla niewprawnego oka zachowanie Wkurzaka mogłoby stanowić dowód na nadejście wiosny, ale ja wiem, że byłoby to stwierdzenie fałszywe. To, co powyżej opisałam, to dopiero przedwiośnie.

Dni stają się coraz dłuższe, słodkawa woń rozkwitających roślin wypiera ostre zapachy ziemi. Ptaki odzyskują głos i chętnie zbierają się w duże grupy na drzewach za oknem, aby wymieniać opinie na tematy różne i ważne. (Minie trochę czasu zanim się do ich codziennego gwaru przyzwyczaję i przestanę go zauważać.) Wkurzak znajduje czas na rozważania na tematy dla niego egzotyczne, jak na przykład: która restauracja wygra w tym roku konkurs na najładniejszy ogródek i czy warto zmienić ramę lustra w przedpokoju. Jest nawet skłonny udać się do właściwego sklepu, aby sprawdzić ofertę wspomnianych ram. Niekiedy łapie go na tym, że stoi w oknie i po prostu patrzy na zieloność trawy i liści. To pierwsza jaskółka, że wiosna tuż, tuż.

Wkurzakowi zmieniają się również upodobania kulinarne- w filiżance często pojawia się herbata zamiast kawy, ilość wchłanianych słodyczy zmniejsza się o połowę, a ich miejsce zajmują różnorakie surówki (które Wkurzak samodzielnie i pieczołowicie przyrządza, a nawet chętnie się nimi dzieli z bliźnimi). Kiedy jeszcze zaproponuje zupełnie spontaniczny wypad do teatru, kina czy na koncert, wiem, że wskazówka wiosnomierza przesunęła się na pozycję drugą.

Po jakimś czasie zauważam zasępioną minę Wkurzaka w reakcji na telefon znajomych zapraszających nas na grilla. Choć zaproszenie zostaje w końcu przyjęte, wiem, że będzie to dość krótka wizyta. Po powrocie do domu dowiaduję się, że ‘te cotygodniowe spędy towarzyskie nad dymiącą machiną węglem drzewnym zasilaną’ są w sumie dość męczące. Okazuje się również, że rama lustra w przedpokoju jest w całkiem dobrym stanie, a w ogóle, to kawa się nam prawie skończyła.

I wszystko jasne- Wkurzak się już wyszumiał i wyhulał. Szybszy obieg soków życiowych zmęczył jego nieprzywykły do pędu organizm. Koniec Wkurzakowych bachanaliów oznacza tylko jedno: wiosnomierz właśnie wskazał pozycję trzecią
i ostatnią.

Gdy świat szaleje odurzony ciepłym powiewem, Wkurzak wdraża plan zachowania energii (na później) i przystosowuje organizm na nadejście skwarnego, leniwego lata. Kiedy sinusoida Wkurzakowych działań mknie w dół, osiągnąwszy wcześniej swoje apogeum, wiem na pewno- Wiosna, ach to ty!

czwartek, 7 kwietnia 2011

środa, 6 kwietnia 2011

Problemy techniczne, czyli 'no to sobie pogadali'

Po każdym locie, piloci linii lotniczych są zobowiązani do wypełnienia kwestionariusza na temat problemów technicznych, napotkanych podczas lotu. Formularz jest następnie przekazywany mechanikom w celu dokonania odpowiednich korekt. Odpowiedzi mechaników są wpisywane w dolnej części kwestionariusza, by umożliwić pilotom zapoznanie się z nimi przed następnym lotem. Nikt nigdy nie twierdził, że załogi naziemne i mechanicy są pozbawieni poczucia humoru. Poniżej znajdziecie kilka autentycznych przykładów podanych przez pilotów linii QUANTAS oraz odpowiedzi udzielone przez mechaników. Przy okazji warto zauważyć, że QUANTAS jest jedyną z wielkich linii lotniczych, która nigdy nie miała poważnego wypadku…

P = problem zgłoszony przez pilota
O = odpowiedź mechaników

P: Lewa wewnętrzna opona podwozia głównego niemal wymaga wymiany.
O: Niemal wymieniono lewą wewnętrzną oponę podwozia głównego.

P: Przebieg lotu próbnego OK. Jedynie układ automatycznego lądowania przyziemia bardzo twardo.
O: W tej maszynie nie zainstalowano układu automatycznego lądowania.

P: Coś się obluzowało w kokpicie.
O: Coś umocowano w kokpicie.

P: Martwe owady na wiatrochronie.
O: Zamówiono i zainstalowano żywe.

P: Ślady przecieków na prawym podwoziu głównym.
O: Ślady zatarto.

P: Poziom DME niewiarygodnie wysoki.
O: Obniżono poziom DME do bardziej wiarygodnego poziomu.

P: Zaciski blokujące powodują unieruchomienie dźwigni przepustnic.
O: Właśnie po to są.

P: Układ IFF nie działa.
O: Układ IFF zawsze nie działa, kiedy jest wyłączony.

P: Przypuszczalnie szyba wiatrochronu jest pęknięta.
O: Przypuszczalnie jest to prawda.

P: Brak silnika nr 3.
O: Po krótkich poszukiwaniach odnaleziono silnik nr 3 na prawym skrzydle.

P: Samolot śmiesznie reaguje na stery.
O: Samolot upomniano by przestał, latał prosto i zachowywał się poważnie.

P: Radar mruczy.
O: Przeprogramowano radar by mówił.

P: Mysz w kokpicie.
O: Zainstalowano kota.

P: Po wyłączeniu silnika słychać jęczący odgłos.
O: Usunięto pilota z samolotu.

P: Zegar pilota nie działa.
O: Nakręcono zegar.

P: Igła ADF nr 2 szaleje.
O: Złapano i uspokojono igłę ADF nr 2.

P: Samolot się wznosi jak zmęczony.
O: Samolot wypoczął przez noc. Testy naziemne OK.

P: 3 karaluchy w kuchni.
O: 1 karaluch zabity, 1 ranny, 1 uciekł.


wtorek, 5 kwietnia 2011

Mailem otrzymane

Ponaglenie

Do Pana Zdzicha Kwiatkowskiego, który od dłuższego czasu nie opłacał rachunków za gaz, przyszło upomnienie w dość ostrym tonie, podpisane przez kierownika działu windykacji Zakładu Gazowniczego. Pan Zdzich wziął kartkę papieru, usiadł przy biurku i odpisał , co następuje:

Szanowny Panie,
pragnę Pana poinformować, iż raz na miesiąc, gdy otrzymuję rentę, zbieram wszystkie rachunki dotyczące opłat za mieszkanie i resztę mediów. Wrzucam je do dużego dzbana, mieszam i losuję trzy, z którymi idę na pocztę i opłacam. Jeżeli Pańska instytucja pozwoli sobie choćby jeszcze raz przysłać do mnie list utrzymany w podobnym tonie, to jej faktury na rok zostaną wykluczone z loterii.

Z poważaniem,
Zdzisław Kwiatkowski

Brawo, Panie Kwiatkowski!

niedziela, 3 kwietnia 2011

59. Kurs dla Wkurzaka

Kurs na miarę skrojony, opracowany, aby życie w/w ulepszyć, uprzyjemnić
i uczynić bardziej bezpiecznym ( im więcej zagadnień Wkurzak skutecznie przyswoi i praktycznie stosować będzie, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że mu ktoś w końcu buźkę jego śliczną przefasonuje na wiecznie wykrzywioną).
Kurs jest dwudniowy i obejmuje następujące zagadnienia:

Dzień pierwszy

1. Papier toaletowy –czy samoistnie wyrasta na uchwytach?
Burza mózgów (a właściwie: mózgu), po której nastąpi obserwacja terenowa zakończona zapisaniem wniosku końcowego (zwanego dalej Aksjomatem I).

2. Deska klozetowa, czyli dlaczego poziom jest lepszy od pionu.
Ćwiczenia praktyczno-fizyczne w terenie (łazienkowym) zmierzające do sformułowania wniosku końcowego (zwanego dalej Aksjomatem II).

3. Różnice między koszem na bieliznę a podłogą.
Dociekania indywidualne oparte na źródłach pisanych (definicje encyklopedyczne) oraz materiale ikonograficznym (zdjęcia i wykresy). Zapisanie wniosku końcowego (zwanego dalej Aksjomatem III).

4. Naczynia stołowe: czy potrafią samodzielnie pokonać dystans stół-zmywarka?
Ćwiczenia praktyczne poświęcone wywoływaniu lewitacji osób i przedmiotów; debata panelowa z udziałem eksperta. Pisemne opracowanie wniosku końcowego (zwanego dalej Aksjomatem IV).

5. Utrata pilota TV.
Kwerenda internetowa w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: czy minimalny wysiłek fizyczny może zabić? Zapisanie wniosku końcowego (zwanego dalej Aksjomatem V).

Dwunastogodzinna przerwa, która nastąpi po sesji piątej ma dać Wkurzakowi czas na przyswojenie aksjomatów I-V, pogodzenie się z losem i psychiczne przygotowanie się do trudów dnia następnego.

Dzień drugi

1. Bycie szarmanckim - wpływ rycerskości na zdrowie psychiczne osobnika
płci męskiej.
Prezentacja PowerPoint z elementami wykładu; zredagowanie wniosku końcowego (zwanego dalej Aksjomatem VI).

2. Prawdziwy mężczyzna nigdy nie pyta o drogę, gdy się zgubi.
Praca samodzielna: lektura tekstów źródłowych (wspomnienia tych, którzy przeżyli); sformułowanie wniosku końcowego (zwanego dalej Aksjomatem VII).

3. Święta i ich symbole: czy choinka musi stać do Wielkanocy?
Telekonferencja z udziałem Świętego Mikołaja i Zająca Wielkanocnego; opracowanie wniosku końcowego (zwanego dalej Aksjomatem VIII).

4. Ćwiczenie pamięci (w tym: pamięci urządzeń elektronicznych) - okiełznanie dat.
Krótki kurs obsługi wybranych aplikacji telefonu komórkowego i/lub laptopa posiadających opcję przypominania o zadaniach zaplanowanych; zajęcia warsztatowe-samodzielne wprowadzanie danych do w/w aplikacji; sformułowanie wniosku końcowego (zwanego dalej Aksjomatem IX).

5. Survival, czyli jak przetrwać będąc cały czas w błędzie?
Indywidualne zajęcia z psychoterapeutą; zapisanie rad terapeuty (zwanych dalej Aksjomatem X).

Fanfary, fajerwerki oraz strzelające korki szampana ogłoszą Wkurzakowi i światu zakończenie kursu. Atmosferę wesołości i beztroski może nieco zważyć informacja
o wyznaczeniu terminu egzaminu oraz długości jego trwania ( zaczyna się od zaraz i trwa po kres Wkurzakowych dni).

Krótka ściąga ( na wypadek gdyby się Wkurzak zamotał i właściwych ustępów w notatkach odnaleźć nie mógł):

Aksjomat I- Nie, wymaga motywacji ‘ręcznej’.
Aksjomat II-

Dobrze
Źle

(trzecia droga nie istnieje, więc odpuść sobie)

Aksjomat III- podłoga służy do chodzenia po. Kosz służy do wrzucania doń brudnych ubrań. Sesja poglądowa: weź do ręki brudny T-shirt. Połóż na podłodze. Przejdź przez fragment podłogi pokryty T-shirtem. Podnieś się. Podnieś T-shirt z podłogi. Wrzuć go do kosza na brudną bieliznę. Przejdź ponownie tą samą trasą. Zapamiętaj uczucie zadowolenia wynikające z faktu posiadania kompletnego uzębienia.

Aksjomat IV- Nie, wymagają motywacji ‘ręczno-nożnej’
Aksjomat V- Nie. Pamiętaj, że organy nieużywane zanikają …… Tak, ten organ też. (Informacja dla czytelników- chodziło o mózg, jeżeli myślicie o innym organie, cóż…)
Aksjomat VI- Rycerskość to coś więcej niż posiadanie zakutego łba.
Aksjomat VII- Czas to pieniądz (piszę to na wypadek, gdy wszelkie inne zdroworozsądkowe argumenty zawiodą).
Aksjomat VIII- Nie, bo to wkurza i Świętego Mikołaja i Zajączka Wielkanocnego (wspieranych w gniewie przez zaprzęg reniferów i stadko baranków, a z takim towarzystwem lepiej nie zadzierać).
Aksjomat IX- wprowadzone dane NA PEWNO tam są, nie ustawaj w wysiłkach, aby je odnaleźć, a wytrwałość Twa nagrodzona będzie sowicie.
Aksjomat X- zawsze noś przy sobie zalecenia terapeuty, zawsze w prawej kieszeni marynarki- żeby można je było łatwo znaleźć. Zawsze przekładaj w/w do kieszeni marynarki, którą w danym dniu nosisz.

Z życzeniami powodzenia,
Aylla (samozwańczy audytor Wkurzakowych postępów wychowawczych)

piątek, 1 kwietnia 2011

"Szał" i inne inności

Pisarze - do piór!
górale - do gór!
petenci - do biur!
dziurkacze - do dziur!
matrony - do cór!
stolarze - do wiór!
(do wiórów chyba?)
palacze - do pal!
badacze - na bal!
babiarze - do bab!
karciarze - do map!
uczniowie - do pał!
chalarze - do chał!
bo za chwilę wpadnę w szał!

To , co stało, teraz leży,
co się śmiało, teraz płacze,
uczyć nie chce się młodzieży,
a mnie wciąż ciśnienie skacze!

Harcerze - do har...!
narciarze - do nar...!
urzędy - do urz...!
dwurzędy - do dwurz...!
dyrekcja - do dyr...!
dyskrecja - do Pyr!
brodacze - do bród!
szkodniki - do szkód!
cykliści - do kół!
podstoli - pod stół!
chalarze - do chał!
uczniowie - do pał!
bo za chwilę wpadnę w szał!

Chętnych do przeczytania innych tekstów Agnieszki Osieckiej, ochoczo do swego rymowanego serca przygarnie 'Kącik poetycki'. Klikajcie śmiało.