poniedziałek, 25 lipca 2011

Regulamin Firmy Portretowej «S. I. Witkiewicz»

Motto:
Klient musi być zadowolony.
Nieporozumienia wykluczone.


Regulamin wydrukowany jest w tym celu, aby oszczędzić firmie mówienia po wiele razy tych samych rzeczy.
§ 1. Portrety wytwarza firma w następujących rodzajach:
1. Typ A - Rodzaj stosunkowo najbardziej tzw. "wylizany". Odpowiedni raczej dla twarzy kobiecych niż męskich. Wykonanie "gładkie", z pewnym zatraceniem charakteru na korzyść upiększenia, względnie zaakcentowania "ładności".
2. Typ B - Rodzaj bardziej charakterystyczny, jednak bez cienia karykatury. Robota bardziej kreskowa niż typu A z pewnym odcieniem cech charakterystycznych, co nie wyklucza "ładności" w portretach kobiecych. Stosunek do modela obiektywny.
3. Typ B + D. - Spotęgowanie charakteru graniczące z pewną karykaturalnością. Głowa większa niż naturalnej wielkości. Możliwość zachowania w portretach kobiecych "ładności", a nawet jej spotęgowania w kierunku pewnego tzw. "demonizmu".
4. Typ C, C + Co., Et, C + H., C + Co + Et, itp. - Typy te, wykonane przy pomocy C2H5OH i narkotyków wyższego rzędu, obecnie wykluczone. Charakterystyka modelu subiektywna, spotęgowania karykaturalne tak formalne, jak i psychologiczne niewykluczone. W granicy kompozycja abstrakcyjna, czyli tak zwana "Czysta Forma".
5. Typ D - To samo osiągnięcie bez żadnych sztucznych środków.
6. Typ E - i jego kombinacje z poprzednimi rodzajami. Dowolna interpretacja psychologiczna według intencji firmy. Efekt osiągnięty może być zupełnie równy wynikowi typów A i B - droga, którą się do niego dochodzi, jest inna, jako też sam sposób wykonania, który może być rozmaity, ale nie przekroczy nigdy granicy (D). Może być również kombinacja E + D na żądanie.
Typ E nie zawsze możliwy do wykonania.
7. Typ dziecinny - (B + E) - z powodu ruchliwości dzieci czysty typ B jest przeważnie niemożliwy - wykonanie więcej szkicowe.
W ogóle firma nie zwraca wielkiej uwagi na wykonanie ubrania i akcesoriów. Kwestia tła należy tylko do firmy - żądania w tym względzie nie są uwzględniane.
Zależnie od stanu firmy i trudności danej twarzy portret może być wykonany w jedno, dwa, trzy do pięciu posiedzeń. Przy dużych portretach z rękami lub w całej figurze liczba posiedzeń może dojść i do dwudziestu. Ilość posiedzeń nie przesądza o dobroci wytworu.

§ 2 Zasadniczą nowością firmy w stosunku do przyjętych zwyczajów jest możność odrzucenia portretu przez klienta, jeśli portret czy pod względem wykonania, czy podobieństwa nie odpowiada klientowi. Klient płaci wtedy 1/3 ceny, przy czym portret przechodzi na własność firmy. Klient nie ma prawa żądać zniszczenia portretu. Zasada ta stosuje się oczywiście tylko do typów: A, B i E, czystych, bez dodatku (D) - to znaczy bez dodatku przesadnej charakterystyki, czyli do tzw. typów seryjnych. Zasada ta wprowadzona została dlatego, że nigdy nie wiadomo, czym kogo zadowolnić można. Pożądana jest dokładna umowa na tle ściśle określonej decyzji modela co do typu. Album z "próbkami" (ale nie "bez wartości") jest do obejrzenia w lokalu firmowym. Gwarancją klienta jest to, że firma we własnym interesie nie wypuszcza utworów mogących popsuć jej markę. Może być wypadek, że firma sama nie uzna swego wytworu.

§3. Wykluczona abso1utnie jest wszelka krytyka ze strony klienta. Portret może się klientowi nie podobać, ale firma nie może dopuścić do najskromniejszych nawet uwag, bez swego specjalnego upoważnienia. Gdyby firma pozwoliła sobie na ten luksus: wysłuchiwania zdań klientów, musiałaby już dawno zwariować. Na ten paragraf kładziemy specjalny nacisk, bo najtrudniej jest wstrzymać klienta od zupełnie zbytecznych wypowiedzeń się. Portret jest przyjęty lub odrzucony - tak lub nie, bez żadnego umotywowania. Do krytyki należy również konstatowanie podobieństwa względnie niepodobieństwa; uwagi co do tła, zakrywanie ręką części narysowanej twarzy w celu dania do zrozumienia, że ta część właśnie się nie podoba, powiedzenia takie, jak: "Jestem za ładna", "Czy ja jestem taka smutna?", "To nie jestem ja", w ogóle wszystko, a to tak pod względem dodatnim, jak ujemnym. Po namyśle, ewentualnie poradzeniu się osób trzecich, klient mówi tak (lub nie) i koniec - po czym podchodzi (lub nie) do tak zwanego "okienka kasowego", to znaczy po prostu wręcza firmie umówioną sumę. Nerwy firmy ze względu na niesłychaną trudność zawodu tejże muszą być szanowane.

§4. Niedozwolone jest pytanie się firmy o jej zdanie o wykonanym portrecie, jako też wszelkie rozmowy na temat rysunku znajdującego się w robocie.

§5. Firma zastrzega sobie prawo rysowania bez świadków, o ile to jest możliwe.

§6. Portrety kobiece z obnażonymi szyjami i ramionami są o jedną trzecią droższe. Każda ręka kosztuje jedną trzecią ceny. Co do portretów z rękami lub w całej figurze - umowy specjalne.

§ 7.Portret nie może być oglądany aż do ukończenia.

§8. Technika jest mięszaniną węgla, kredek, ołówka i pastelu. Wszelkie uwagi techniczne są wykluczone, jak również żądanie poprawek.

§9. Firma podejmuje się wykonania portretów poza lokalem firmowym jedynie w wypadkach wyjątkowych (choroba, podeszły wiek itp.), przy czym musi być zagwarantowana firmie skrytka, w której można by pod kluczem przechowywać nie ukończony portret.

§10. Klienci są obowiązani zjawiać się punktualnie na seanse, gdyż czekanie źle wpływa na nastrój firmy i może źle wpłynąć na wykonanie wytworu.

§11. Firma udziela rad co do oprawy i pakowania portretów, ale nie podejmuje się takowego. Dyskusja nad oprawą wykluczona.

§12. Firma zostawia zupełną swobodę co do ubioru modela i stanowczo nie zabiera głosu w tej sprawie.

§ 13. Firma prosi o uważne przestudiowanie regulaminu. Nie mając żadnej egzekutywy liczy na delikatność i dobrą wolę klientów co do wypełnienia warunków. Przeczytanie i zgodzenie się na regulamin uważa się [za] równoznaczne z zawarciem umowy. Dyskusja nad regulaminem jest niedopuszczalna.

§14. Umowa na raty lub weksle nie jest wykluczona. Ze względu na niskie i tak ceny żądanie ulg nie jest pożądane. Przed zaczęciem portretu klient płaci jedną trzecią ceny tytułem zadatku.

§15. Klient dostarczający firmie portrety, czyli tak zwany "agent firmy", w razie dostarczenia tychże na sumę 100 złotych dostaje jako premię portret własny lub żądanej osoby w dowolnym typie.

§16. Przesyłanie przez firmę dawnym, klientom zawiadomień o jej przybyciu do danego miejsca nie ma na celu wymuszania .na nich nowych portretów, tylko ułatwia zamówienia tychże tym znajomym klientów, którzy na podstawie widzianych prac mieliby ochotę na coś podobnego.


Warszawa, 1928 r.
FIRMA «S. I. WITKIEWICZ»


W otrzepanym z kurzu i przewietrzonym 'Kąciku poetyckim' znajdziecie wierszyk i wiersz Witkacego portretowaniem ludzi inspirowane.

sobota, 23 lipca 2011

78. Urodzeni 23 lipca



1401 – Francesco I Sforza, książę Mediolanu (zm. 1466)
1649 – Klemens XI, papież (zm. 1721)
1775 – Eugène-François Vidocq, francuski galernik, twórca i szef Brygady Bezpieczeństwa w policji, pierwszy prywatny detektyw (zm. 1857)
1883 – Albert Warner, amerykański przedsiębiorca, współzałożyciel wytwórni filmowej Warner Bros. (zm. 1967)
1989 – Daniel Radcliffe, angielski aktor

oraz … werble… werble …… werble …

WKURZAK!

Drogi Wkurzaku,

z okazji Twych urodzin (jak zawsze pierwszych i jedynych), życzę Ci, aby Twój umysł pozostawał bystry, żywy , nieposkromiony i samowolny, przez sztampę nieokiełznany. Zachowaj na zawsze swą zuchwałość, która znamionuje głęboką inteligencję. Niech Twoje wrodzone umiłowanie nieskrępowanej wolności prowadzi Cię tam, gdzie spotkasz ludzi nietuzinkowych, których intelektualne ślady będziesz penetrował przez lata. Ufam, że Twe umiłowanie prawości nie pozwoli Ci zbłądzić w drodze do osiągnięcia tego, co dla Ciebie najważniejsze.

Bacz, jednakże, na przywary swe- małostkowość, wewnętrzny przymus bycia pępkiem świata, nieumiejętność cieszenia się sukcesami innych. Wiem, że potrafisz nad nimi zapanować i okrasić swym przyrodzonym wdziękiem, więc nad kwestią tą nie mam zamiaru się dłużej rozwodzić ( zwłaszcza, że ryku Lwa na własnej skórze odczuwać nie pragnę).

Idź, dokąd poszli tamci (1) … twoi szlachetni poprzednicy rodzeni dnia pamiętnego, lipca 23. Ich drogi, choć różne i czasami zawiłe, zapewniły im miejsce w ludzkiej pamięci. Niech przywilej ten stanie się i Twoim udziałem.

A teraz nabierz mnóstwo powietrza w płuca, skup myśli, pomyśl życzenie i ….



NIECH SIĘ ONO SPEŁNI DLA CIEBIE, WKURZAKU!


P.S. Becia napisała dla Ciebie wiersz. Oto on:

Wkurzaku drogi,
Wkurzaku kochany,
Dziś życzenia Ci składamy,
Z okazji urodzin wszystkiego naj,
Niech cię kocha cały kraj!


----------------------------------------------------
(1) Nagroda specjalna (w postaci kawałka urodzinowego tortu) dla Czytelnika, który prawidłowo określi autora i utwór, z którego pochodzi oznaczona fraza. ( Pomoc ‘wujka Google’ wykluczona!) Przepraszam za ten ‘pedagogiczny smrodek’, ale kto z Wkurzakiem przestaje….

środa, 20 lipca 2011

77. W czas gorącego lata

Przyszło, jak zawsze, niespodziewanie i już od wejścia wszystkich wkurzyło, bo nie spełniło oczekiwań- zamiast rozwijać się kroczek po kroczku, łupnęło od razu z grubej rury ( takiej o kalibrze ze 30 stopni Celsjusza). Ludziom w ogóle dogodzić jest trudno, a w temacie pogody, to już szczególnie. A to za zimno, a to za ciepło; a to za sucho, a to za wilgotno. Łatwo lato nie ma. Mimo, że ogólnie lubiane i wyczekiwane i tak ma raczej pod górę, aby wszystkim zachciankom zadośćuczynić.

A ja lato kocham i dlatego występuję w jego obronie dając odpór spoconym krytykantom i poparzonym słońcem malkontentom.

Jako typ śródziemnomorski i ciepłolubny wolę +30°C od -30°C. Słońce i wysoką temperaturę można okiełznać (przy pomocy balsamów do ciała z wysokim filtrem UV oraz dużych ilości wody mineralnej, koniecznie niegazowanej. O zaletach, ale i niebezpieczeństwach wynikających z używania wentylatorów pisałam wcześniej), a mrozu i wiatru nie, bo atakują nie tylko ciało, ale i umysł, powodując ich kurczenie się i wadliwe funkcjonowanie. Poza tym, słońce to jeden z lepszych poprawiaczy humoru znanych ludzkości, może spokojnie stawać w szranki z czerwonym, wytrawnym winem i czekoladą.

Ważną cecha lata, jego wartością dodaną, jest fakt, że dla większości ludzi jest to okres urlopu i odpoczynku. Ludzkość en masse uwielbia leniuchować ( i ja ludzkość rozumiem i jej upodobania podzielam), a kiedyż lepszy czas po temu niż w długie, skwarne i słoneczne letnie dni?

Niestety, niektórzy bliźni biorąc urlop od pracy automatycznie biorą rozbrat z rozumem. Nie do końca ich potępiam, gdyż mózg też musi kiedyś odpocząć od refleksji z górnej półki i wysiłku ponad miarę przerobu szarych komórek. Ogólne ogłupienie i zdziczenie na krótką metę jest równie ożywcze jak łyk kawy po obudzeniu. Gorzej, jeśli nasza letnia intelektualna rozlazłość wydłuży się poza sezon urlopowy. Wtedy powrót do stanu normalnej używalności aparatu myślenia może być nad wyraz trudny i bolesny – co tłumaczy fakt, że klub miłośników jesieni zdaje się być dużo mniej liczny niż klub miłośników lata.

I może w tym właśnie tkwi sekret ambiwalentnego stosunku pewnych jednostek ludzkich do lata- nie tyle o aurę tu idzie, ile o wpływ letniej swobody na nasze decyzje, wybory i postępki w czasie letniej kanikuły czynione. Nie Celsjusz im winien, lecz my sami i nasza nieumiejętność cieszenia się latem statecznie i z umiarem godnym homo (choć trochę) sapiens. Moderation in all things and all things in moderatoion- jak mawiają Anglicy.

Tego lata postaram się zastosować do wyżej opisanych mądrości i spędzić je godnie i umiarkowanie. Albo nie- okaże się jesienią. Bo w końcu lato swoje prawa ma, a la donna è mobile, qual piuma al vento, muta d'accento — e di pensiero - jak mawiają Włosi.

poniedziałek, 18 lipca 2011

Kończąc tematy medyczne

Szczypta szpitalnego humoru

Zapytano kilku lekarzy co myślą o proponowanym przez NFZ remoncie szpitala, w którym pracują, za część ich wynagrodzeń. Oto co odpowiedzieli:

- Alergolog powiedział, że kicha na to.

- Anestezjolog stwierdził, że nie czuje różnicy.

- Kardiolog oświadczył, że nie miałby serca odmówić.

- Dermatolog od razu dostał wysypki.

- Gastrolog poinformował, że nie trawi takich głupich pomysłów.

- Internista powiedział, że to musiałby specjalista ocenić.

- Neurolog stwierdził, że nie ma na to nerwów.

- Położnik nie mógł uwierzyć, iż taka koncepcja mogła się narodzić i powiedział,
że jest jej stanowczo anty.

- Okulista nie widział różnicy.

- Ortopeda powiedział, że lekarze i tak już kuleją finansowo.

- Laryngolog był głuchy na pytania.

- Patolog krzyczał: "Po moim trupie!".

- Pediatra powiedział: "Ludzie, dorośnijcie wreszcie!"

- Chirurg plastyczny obawiał się, że to będą zmiany tylko kosmetyczne.

- Rehabilitant sądził, że to zbyt duży krok na przód.

- Proktolog powiedział, że ma to w d...

- Psychiatra dodał, że to jest szaleństwo!

- Radiolog powiedział, że on takie zagrywki już dawno przejrzał na wylot.

- Chirurg stwierdził, że on umywa ręce od tego.

- Mikrochirurdzy byli zdania, że za bardzo skupiono się na szczegółach.

- Urolog po prostu olał sprawę.

- Seksuolog stwierdził, że on to wszystko i tak p...

- Psycholog chciał jeszcze o tym porozmawiać.

A Wy co o tym myślicie? Photobucket

piątek, 15 lipca 2011

76. ‘Na wolności’ albo rozważania rekonwalescentki (2)

Nie ma szpitala bez pielęgniarek, ale nie sposób też wyobrazić go sobie bez lekarzy. To oni podejmują kluczowe decyzje dotyczące losu nieszczęśników zalegających na oddziałowych łóżkach. Ci ostatni spijają każde słowo z ich ust, z zapartym tchem śledzą wyraz twarzy, gdy omawiany jest ich przypadek, do bólu analizują wszystkie drobiazgi związane z ich zachowaniem. Bo przecież władza lekarzy ogromną jest. Oto niektórzy z medyków, z którymi dane mi było obcować.


Lekarze

(tak, jak w przypadku pielęgniarek podjęłam próbę nazwania ich na własny użytek intelektualny)

Łojdiridi łodiridi ridi ucha – przykład człowieka zaokrąglonego w każdym aspekcie: okrągły brzuszek, okrągła buźka, okrągłe, serdelkowate paluszki. Nawet akcent jakby zaokrąglony (pan doktor jest pochodzenia -sądząc z nazwiska- wschodnioeuropejskiego, mówi z charakterystycznym zaśpiewem), ma urocze problemy z polską fleksją, co skutkuje miluśkimi błędami w doborze końcówek. Zawsze uśmiechnięty, mimo krągłości porusza się energicznie i z gracją właściwą osobom pozbawionym kompleksów na punkcie swojego wyglądu. Często nuci coś pod nosem. Myślę, że prywatnie jest duszą każdego towarzystwa.

Stirlitz- zupełne przeciwieństwo Łojdiridi łodiridi ridi ucha: mentalnie spięty jak agrafka, o patologicznie wyprostowanej posturze. Podejmuje czasami próby uśmiechu, ale usiłowania te wypadają dość groteskowo na naciągniętej powagą twarzy. Każdą myśl wyraża tak, jakby właśnie przed chwilą osobiście
i niezależnie odkrył i udowodnił prawdziwość owego twierdzenia. W sumie dość nudny w obcowaniu, choć jego profesjonalizmu nie kwestionuję. Zapewne stosuje zdrową i zbalansowaną dietę, a także uprawia jakiś odpowiedni dla swej natury i pozycji sport (golf? szachy?). Myślę, że nie pija wina ( a to źle i nierozsądnie).

Jajecznica (czyli baba z jajami) - zastępczyni ordynatora. Zaprzeczenie stereotypu blondynki (taki kolor włosów posiada): fachowa, zdecydowana. Ma wrodzoną łatwość decydowania (pewnie wynikającą z samoświadomości swoich kompetencji. Na szczęście dla pacjentów, przekonanie to jest ze wszech miar uzasadnione). Nie wszyscy podopieczni ją lubią, gdyż ma dość czarne poczucie humoru. Potrafiła, na przykład, pocieszyć pacjentkę skarżącą się, że ‘tu ją pobolewa, jak się dotknie’ twierdzeniem, że to po zabiegu operacyjnym zupełnie normalne i samo przejdzie…. za jakieś pół roku. (Na piśmie nie wygląda to jak taktowny żart, ale to tylko dlatego, że czytający nie widzą szelmowskiego uśmiechu i błysku w oku, który tym słowom towarzyszył.) Ja przyswajałam ją totalnie i chętnie wdawałam się w krótkie pogawędki z nią na szpitalnym korytarzu. Myślę, że gdybyśmy spotkały się w innych okolicznościach, mogłybyśmy się zaprzyjaźnić..

Prof. Ciacho – pierwszy po Bogu, czyli ordynator. Zaskakująco młody, zważywszy na tytuł naukowy, piastowaną funkcję oraz renomę, którą cieszy się w środowisku. Nieprzyzwoicie przystojny, o pociągłej, bardzo męskiej twarzy i głębokim, aksamitnym głosie. Obecność pana Prof. na oddziale ( co nie jest zjawiskiem zbyt częstym, gdyż większość czasu spędza on na bloku operacyjnym, oddając się zajęciu, które najlepiej mu wychodzi, czyli grzebaniu w człowiekach) czuło się wieloma zmysłami. Intuicyjnie wyczuwało się subtelne napięcie wśród personelu (Prof. Ciacho trzyma oddział dość twardą ręką i chyba nie ma wrodzonej wyrozumiałości dla ludzkich błędów i ułomności). Wyczuwalna jest atencja, jaką darzy go personel oddziału.

Jeżeli pacjenta zawiodła intuicja, to o obecności w/w poinformował go nos-pana ordynatora było czuć zanim się go jeszcze zobaczyło. W czasie obchodu, krocząc szpitalnym korytarzem (z asystą godną głowy państwa lub kościoła) rozsiewał cudownie męski aromat świetnie dobranej wody kolońskiej- krótko mówiąc, pachniał tak dobrze, jak wyglądał. Jak łatwo się domyśleć, to właśnie on był obiektem westchnień pacjentek i niekwestionowanym królem żeńskich fantazji (różnej maści).

Mimo tak licznych przesłanek, aby sodówa mu do głowy uderzyła, Prof. Ciacho pozostaje osobą pozbawiona ‘zadęcia’ i bardzo kontaktową, potrafi rozmawiać z pacjentami w sposób dla nich zrozumiały i klarowny, bez wrzucania do każdego zdania skomplikowanych terminów medycznych brzmiących dla chorego zagadkowo i złowieszczo bez względu na ich prawdziwe znaczenie. Na koniec konwersacji ma zawsze w zanadrzu cudowny uśmiech, którym obdarza rozmówcę. Ach, panie Profesorze…… *rozmarza się nieprzystojnie*

Myślę, że ma on pełną świadomość efektu, jaki wywiera na kobietach i czerpie z tego faktu pewien rodzaj przewrotnej satysfakcji. (Choć jakoś nie wydaje mi się, aby z owego daru korzystał meblując swoje życie prywatne.) Jestem pewna, że jego kubki smakowe są w stanie rozróżnić i docenić owocowe nuty Chianti Classico czy też elegancki pazur Montecillo Crianza Rioja.

Wszystkim wyżej wymienionym i przemilczanym jestem wdzięczna, że mnie ‘naprawili’. Dla pana doktora Łojdiridi łodiridi ridi ucha przechowuję w sercu wiele ciepła. Stirlitzowi życzę wyluzowania i spontanu, Jajecznicy dedykuję posty w „Kąciku poetyckim” z 14. i 21.01 2011. A panu Prof. Ciacho (Ach, panie Profesorze…) posyłam uśmiech tak czarowny, na jaki tylko mnie stać.

http://zaazu.com

czwartek, 14 lipca 2011

75. ‘Na wolności’ albo rozważania rekonwalescentki (1)

Szpital to dziwne miejsce. Większość ludzi broni się przed pobytem w nim rękami i nogami; jak się jednak okaże, że musimy się tam znaleźć, zaczynamy prosić opatrzność, aby stało się to jak najprędzej. Gdy to się uda, nie możemy się doczekać, aby z niego wyjść. Mnie się udało- poszłam i wyszłam. A co się przy tym napatrzyłam, to moje!

Wielkiego doświadczenia w tej materii nie mam, ale zaryzykuję stwierdzenie, że wszystkie budynki szpitalne są do siebie podobne. Cechuje je stonowana (czytaj: nudna) kolorystyka; zamiłowanie personelu do utrzymywania wysokiego standardu higienicznego przy użyciu środków czyszcząco-dezynfekujących o specyficznym (czytaj: mdlącym) zapachu; predylekcja osób tam zatrudnionych do ubierania się na biało; ograniczona liczba rozrywek (jeśli nie liczyć ‘rozrywek’ medycznych aplikowanych z zaskoczenia, zwykle przy pomocy strzykawki). Suma sumarum – sterylnie nudno, kolorystycznie banalnie, w porywach straszno.

Dużo ciekawsi od samego budynku są zatrudnieni tam ludzie. Obserwowałam ich poczynania z zainteresowaniem próbując jak najwięcej zapamiętać, aby je obiektywnie opisać.
Pielęgniarki

Zacznę od pielęgniarek, a nie lekarzy, bo to właśnie one stoją na pierwszej linii frontu i mają dużo częstszy kontakt z chorymi niż wybrańcy Eskulapa. Nazwałam je sobie na własny użytek starając się zawrzeć w ‘pseudonimie’ esencję ich osobowości (a przynajmniej tej jej części, którą dane mi było zaobserwować).

Ładna, acz nabzdyczona - zawsze ( nawet o 3.00 rano) nienaganny makijaż, świeżo poprawiona fryzura i strój bez jakichkolwiek śladów zagniecenia. Bardzo profesjonalna i fachowa w działaniach medycznych. Byłaby ideałem pielęgniarki, gdyby nie fakt, że na urodziwej twarzy zawsze ma wyraz pewnego znudzenia graniczącego z lekką irytacją. Myślę, że w głębi duszy wierzy, że pacjenci pchają się na jej oddział tylko po to, aby zrobić jej osobistą przykrość samą swoją obecnością. Nie widziałam, aby się uśmiechała.

Matka Polka (znana również jako przełożona pielęgniarek) - dobra dusza, która każdego chętnie do serca przytuli, za rękę potrzyma, a jak i to nie pomoże, to znajdzie właściwą substancję chemiczną, która choremu zrobi dobrze (albo przynajmniej lepiej). Nie toleruje natomiast histerii i panikarstwa- w takich razach stosuje terapie szokowe (burę słowną lub ignorowanie utyskującego nieszczęśnika). Z diagnozą trafia w punkt. Ma niekwestionowany autorytet wśród podwładnych i lekarzy.

Zakręcona – wchodzi do sali chorych i natychmiast zapomina, po co tu przyszła. Zażenowanie maskuje (ładnym) uśmiechem. Wśród swoich ‘podopiecznych’ budzi strach, bo nigdy nie wiadomo, czy nie przyjdzie jej do głowy pomysł, aby spróbować komuś pobrać krew. Piszę ‘spróbować’, bo wyczyn taki rzadko się jej udaje. Aby oddać Zakręconej sprawiedliwość muszę przyznać, że wie, kiedy się poddać i poprosić o pomoc bardziej doświadczoną koleżankę, więc nie spodziewam się, aby komuś większą krzywdę zrobiła. Jest młodziutka, więc jest szansa, że się w końcu tego fachu nauczy.

Siła spokoju –moja osobista faworytka rankingu. Zrównoważona i sympatyczna. Umie nawiązać kontakt z pacjentem- ze swadą opowiada o rzeczach różnych odwracając uwagę biedulki od faktu, że właśnie wbija jej w żyłę kawał zaostrzonego metalu. Chętnie i aktywnie słucha, co mówią pacjenci. Jej obecność ma na nich kojący wpływ- kiedy ona jest na dyżurze nic złego nie może się stać.

Wyżej opisane osobowości to jedynie wyimek z barwnej galerii ‘siostrzyczek’,
z którymi przyszło mi spędzać mój szpitalny ‘turnus’. Tym opisanym i tym pominiętym serdecznie dziękuję za opiekę (i/lub powody do śmiechu).

Koniec części pierwszej. W przygotowaniu część druga: Lekarze.