czwartek, 1 marca 2012

99. Co się stało z piosenkami?

Pytanie postawione w tytule być może nie należy do najbardziej palących kwestii epoki, jednakże –moim zdaniem- zasługuje na odpowiedź. Tym bardziej, że muzyka (a przynajmniej większość jej gatunków) zawsze była, i nadal jest, ważna częścią mego życia.

Zacznijmy od rozważań teoretycznych: piosenka składa się z tekstu, muzyki i elementu wykonawczego. Kolejność wymienionych elementów nie jest przypadkowa. Z racji (starannego?) wykształcenia, które odebrać dane mi było w różnych placówkach świadczących usługi oświatowe, na tę sferę twórczości piosenkowej jestem szczególniej wyczulona. Wzmiankowana edukacja zapewniła mi również kompetencję rozumienia tekstów wyśpiewywanych w języku dla niektórych obcym, którym posługiwali się Szekspir ,Wiliam oraz Davis, Miles. Od pewnego czasu zauważam, że kompetencja ta stała się moim przekleństwem, gdyż nie jestem w stanie przejść do porządku dziennego nad dziełami natury cytowanej:

 Hit me baby one more time
 Hit me baby one more time
Hit me baby one more time
Hit me baby one more time
Hit me baby one more time
One more time,
One more time
Hit me baby one more time
Hit me baby one more time
(Britney Spears ‘Baby One More Time’)

Ja zupełnie nie pojmuję tej prośby. Mało tego, mam niepokojące skojarzenia, co do stanu umysłu autorki tekstu, gdy dzieło to pisała. Komunikat płynący z op.cit. jest raczej szczątkowy, ale ból poczęcia go czuć wyraźnie ( jak dla mnie, jest to ból w okolicach prokreacyjnych raczej niż mózgowo-rdzeniowych).

 A żeby nie było, że się tylko obcokrajowców czepiam- przykład z naszego podwórka:

 Pokaż, na co cię stać,
ale nie jeden raz słuchaj,
słuchaj, je je
piękne słowa mówią wszystko
 lecz nie zmienią nic, oh, oh…
(Feel „Pokaż, na co cię stać”)

 Takich prawd objawionych nie wolno serwować człowiekowi bez ostrzeżenia! Należałoby utwory o podobnym ładunku emocji i ciężarze intelektualnym specjalnym znakiem rozpoznawczym opatrzyć ( może z adnotacją: „Wysłuchanie/obejrzenie wykonu na własne ryzyko’), aby ewentualny słuchacz zawczasu wiedział, z czym się zmierzy i stosowne środki przystosowawcze podjął.(Osobiście zalecam alkohol. W dużych dawkach.)

Jak już wspomniałam, piosenka oprócz tekstu powinna zawierać (przynajmniej śladowe) elementy muzyki i wykonu. (Powyższe założenie nie ma zastosowania do dzieł z gatunku hip-hop i/lub rap). Mam narastające wrażenie, że ‘kompozytorzy’ co poniektórych ‘utworów’ hołdują zasadzie: „Na fortepianie nie gram, bo się karty ślizgają”. Na innych instrumentach zresztą też nie. Efekty słychać i ( w duszy) czuć. Dla wrażeń spragnionych i odważnych zamieszczam link
 
Dzieło powyższe ilustruje jeszcze jeden składnik piosenki- element wykonawczy. Często jest tak, że element ów nie wie co, po co i do kogo śpiewa, więc- na wszelki wypadek-postanawia pozostawać w ciągłym ruchu, aby obecność swą na scenie/planie teledysku jakoś usprawiedliwić. Strategia skazana na porażkę, ale przynajmniej artysta się nie nudzi. Skacze, pląsa, podgryguje jakby chciał(a) udowodnić, że ludzie nie bez kozery postanowili z drzew zejść. Jak dla mnie- o rok za wcześnie.

Pisząc ten tekst, nie mam złudzeń, że świat nim naprawię, do refleksji niektórych zachęcę lub rozbiję koleiny, którymi toczy się współczesna muzyka rozrywkowa. Robię to jedynie po to, aby zasnąć spokojnie ( co zresztą za chwile nastąpi) w muzycznych objęciach tych, którym się karty po instrumentach nie ślizgały.