Kącik poetycki

 2.03.2015
Józef Bułatowicz

 
Polityk. On niby wierzy, że stoi, co leży.

Adwokat nigdy nie przegrywa. Czasami tylko jego klient.

Po co tłuc pięścią w stół, skoro ani pięść ani stół nie są winne.

Jeżeli małżeństwo jest szkołą życia, to uczniem w tej szkole jest najczęściej mąż.
    
Każdy ma nos, ale nie każdy ma nosa.

Kłamstwa wynoszą prawdę na piedestał.

Kobieta gotowa jest ci wiele zapomnieć, jeśli ma o czym pamiętać.

Są takie chwile, w których człowiek przytuliłby się nawet do jeża.

Słodkie życie słono kosztuje.

Szanuj wroga, jeśli lubisz wojować. Na dłużej ci wystarczy.

Śmietanka towarzyska też podlega procesom fermentacji.

Spokojem można niepokoić.

Zło jak chwast nie wymaga pielęgnacji.

Fantazja gęsto kwitnie, ale rzadko owocuje.

Piąte koło zbędne jest tym, co nie mają czterech.

Najczęstszą kulą u nogi jest pusta kieszeń.



 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

15.02.2015
Mark Twain

Le­piej jest nie odzy­wać się wca­le i wy­dać się głupim, niż odez­wać się i roz­wiać wszel­kie wątpliwości. 

Jeśli mówisz prawdę, nie mu­sisz nicze­go pamiętać. 

Jeżeli masz wątpli­wości - mów prawdę. 

Nig­dy nie poz­wo­liłem szko­le stanąć na drodze mo­jej edukacji. 

Bóg stworzył człowieka, po­nieważ roz­cza­rował się małpą. Z dal­szych ek­spe­rymentów zrezygnował. 

Postępuj zaw­sze właści­wie. Da to sa­tys­fak­cję kil­ku ludziom, a resztę zadziwi. 

Praw­da jest dziw­niej­sza od fik­cji, a to dla­tego, że fik­cja mu­si być praw­do­podob­na. Praw­da -nie. 

Kla­syka, to to, co wszys­cy chcieli­by przeczy­tać i cze­go nikt nie czyta. 

Czy­tając książki o zdro­wiu, uważaj­cie. Je­den błąd dru­kar­ski może was zabić. 
  
Są trzy rodza­je kłam­stw: kłam­stwa, bez­czel­ne kłam­stwa i statystyki. 

Życie byłoby nies­kończe­nie szczęśliw­sze, gdy­byśmy mog­li roz­począć je w wieku lat osiem­dziesięciu i stop­niowo zbliżać się do osiemnastu. 

Wycho­wanie jest zor­ga­nizo­waną ob­roną do­rosłych prze­ciw­ko młodym. 

Je­dynym spo­sobem zacho­wania zdro­wia jest jedze­nie te­go, cze­go nie chcesz jeść, pi­cie te­go, cze­go nie lu­bisz, i ro­bienie te­go, na co nie masz ochoty. 

Człowiek jest je­dynym zwierzęciem, które czer­wieni się i ma ku te­mu powody. 

Życie i zdro­wie człowieka są zag­rożone, kiedy ob­ra­duje Parlament. 

Adam był tyl­ko człowiekiem - to wszys­tko tłumaczy. Nie pragnął jabłka ja­ko jabłka. Chciał go tyl­ko dla­tego, że było za­kaza­ne. Błąd po­legał na nie za­kaza­niu węża, bo wte­dy połknąłby węża. 

Jedynym sposobem utrzymania zdrowia jest jedzenie tego, czego nie lubisz, picie tego, czego nie chcesz, i robienie tego, na co nie masz ochoty. 


Już bar­dzo daw­no te­mu stra­ciłem wiarę w nieśmier­telność, jak również mo­je dla niej zainteresowanie. 
 
Do Mar­ka Twaina przyszedł dzien­ni­karz i po­wie­dział, że słyszał, ja­koby pi­sarz pra­cował nad wiel­kim dziełem dra­matycznym. Chciał wie­dzieć, jak da­leko po­sunęła się pra­ca. Twain odpowiedział:
- Może pan na­pisać w swo­jej ga­zecie, że piszę dra­mat składający się z czte­rech aktów i trzech an­traktów oraz, że już ukończyłem wszys­tkie antrakty. 


 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


5.02.2015
                                                                 Tadeusz Gicgier



Kiedy dziew­czy­na ma piętnaście lat, niena­widzi mężczyzn
i wszys­tkich chętnie by wy­mor­do­wała.
A w dwa la­ta później roz­gląda się, czy któryś przy­pad­kiem nie ocalał. 

Kochał ją bez pa­mięci i dla­tego szyb­ko o niej zapomniał. 

 Dob­rze, że noc­ne spra­wy nie wychodzą na światło dzienne. 

Cza­sy ma­my ciężkie, ale za to lek­kie obyczaje. 

Kiedy go us­krzyd­liła, za­raz od niej odleciał. 

Głup­com na­leżałoby wy­myślić trud­niej­szy sposób rozmnażania. 

Najlepiej, kiedy człowiek zmięknie, bo można giąć go i nie pęknie.

Człowiek jest towarem bardzo delikatnym: łatwo ulega zepsuciu.

Cias­ne poglądy nieza­leżne są od sze­rokości geograficznej.

Dob­ry­mi chęciami piekło bru­kowa­ne, ale często i nasze drogi.

Po poecie zostaje często jeden wiersz. Szkoda, że nie wie, który, bo wtedy mógłby sobie darować inne wiersze.

Zwierzała się pewna idealistka: Niegdyś mymi ideałami były wiara, nadzieja i miłość. Dziś została mi miłość na wiarę bez nadziei na małżeństwo.


Dawni grzesznicy, dzisiejsi święci
cierpią na zanik pamięci.

To warto pamiętać synowie i córki:
nie złote pałace, lecz szare komórki.

Udało mu się tak, jak mało komu
Odniósł wielki sukces-
Drugiemu do domu.


  ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


27.05.2013

Adam Kreczmar

Ptaszkowie niebiescy nie sieją, nie orzą,
A żyją ptaszkowie i nawet się mnożą.
A my się męczymy i łza w oku łechce,
Gdy musisz coś zasiać, a tu ci się nie chce.
A znowu przyjaciel twój czuje się gorzej,
Bo chciałby zaorać, a jakoś nie może.

Ptaszkowie niebiescy nie palą, nie piją,
A żyją ptaszkowie. Absolutnie żyją!
A my się męczymy, bo zwalczyć nałogi.
Alkohol, gdy droższy to sercu mniej drogi,
Więc kochasz przyrodę w kartoflach lub w życie
I popyt opada, a wzrasta spożycie.

Ptaszkowie niebiescy nie mówią do rzeczy,
Raz któryś zaćwierka, to znowu zaskrzeczy.
A my się męczymy, ćwiczymy wymowę
I nikt nie rozumie, gdy drugi coś powie.
Odpowie mu pierwszy z podobnym wynikiem,
A potem już ręką, kłonicą i bykiem.

Ptaszkowie niebiescy nie wiedzą, że żyją,
Nic nie wyczytają i nic nie odkryją.
A my się męczymy tak z tym, co nas czeka
I żeby z człowieka uczynić człowieka.
Modlić się czy śpiewać, czy strzelać, czy pościć,
By odnaleźć prywatne poczucie ludzkości.

Ptaszkowie niebiescy, jak wy to robicie?
Dla was to igraszki, nam chodzi o życie.
Ptaszkowie niebiescy, jak wy to robicie?
Dla was to igraszki, nam chodzi o życie.
Ptaszkowie niebiescy, jak wy to robicie?
Dla was to igraszki, nam chodzi o życie.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

4.05.2012


Artur Andrus
"Utrzymany w formie listu otwartego wiersz o tym, że problemy dzieci należy traktować poważnie"

Chciałbym bezwzględnie stwierdzić
W imieniu własnym i Jacka,
Że całe "Dzieci z Bullerbyn"
To fikcja literacka.

Tym samym stwierdzić chcemy,
Że myli się, kto sądzi,
Że największe problemy
To: zarost, seks, czy trądzik.

Bo również los maluchów
Jest podle byle jaki...
Kogo nie gryzą pieluchy,
Kogo nie męczą mleczaki,

Kto się nie dławi serkiem,
Nie daje buzi dziadkom,
Nie bawi się wiaderkiem,
Nie rani się łopatką,

Kogo tabuny ciotek
Nie obnoszą na rękach
I komu od grzechotek
Po prostu łeb nie pęka,

I komu niania Hanna
Nie śpiewa: "Ti, ti! Kicia",
I kogo nie mdli manna,
Ten, kujwa*, nie zna życia!

*Eufemizacja przez zamianę jednej głoski; nagłos i wygłos zostają, dzięki czemu łatwo rozpoznać całość ("Słownik eufemizmów polskich", PWN 1998, poz. 1942., s. 214.)

"Banderas - wersja dla środowisk zamkniętych"

Nie wiem co mam zrobić z sobą
Smutna dola moja
Jurek kumpel z pryczy obok
 Podarł mi Playboya.

Kiedy mnie nie było w celi
Bo z piwnicy niosłem gruz
Jurek podszedł i Pameli
Porwał cały biust.

Jurek był mi przyjacielem
Dobrze ze mną żył
Więc dlaczego tę Pamelę
Sponiewierał był.

Nie da skleić się niestety
Został tylko śmieć
Jak tak można do kobiety
Czemu zaraz drzeć!?

Teraz nocą szlocham w chustkę
Pożyczoną od klawisza
Jurek wyjdzie na przepustkę
Porwę mu Ibisza!

(Na podstawie "Banderasa" Jacka Janowicza z kabaretu "Widelec")

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


19.01.2012







Artur Andrus
 

"Wiersz o tym, że pod koniec XX wieku coś się stało z prawdziwymi mężczyznami" 

Dom zbudował, syna spłodził,
Drzewo wkopał w ziemię żyzną,
Oto dowód, że mężczyzna...
Że mężczyzna jest mężczyzną.

Ta zasada nie pasuje
Do mojego brata Jurka:
Mieszka w bloku, nie ma szpadla,
Urodziła mu się córka,

Nie buduje i nie sadzi,
Synem też się już nie zajął.
Oj panowie, strasznie nam się
Wymagania obniżają...

Jak tak dalej pójdzie to
Dwa warunki nam wystarczą:
Trzeba będzie mieć platfusa
I działalność gospodarczą...  

Upadłe baby

Hej
W Zielonej Górze , krótko przed pasterką
Hej
pani Jadwiga wpadła we wiaderko
Hej
leży Jadwiga
Hej
trochę przejęta
Hej
bo ona leży a tu idą święta

Hej
gdzieś w Emiratach,
z wysokiego mostu upadła kobieta
Hej
średniego wzrostu
Hej
zbiegły się zaraz miejscowe araby ,
jakby nie widziały przewróconej baby.

Puenta tej piosenki zabrzmi ciut nieładnie
że czasem kobiety lecą gdzie popadnie,
a już nie daj Boże jak strzelą kielicha..
a jak chłop upadnie to inaczej słychać

Hej
i jeszcze będzie pieśni puenta druga..
że jak baba spadnie to leży jak długa
Hej
Kobita dozna ogólnych obrażeń
Telewizja Polska zaraz to pokaże..
zawsze kiedy babki
Hej
o glebę walną…
zaraz w telewizji rośnie oglądalność…







~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~




13.01.2012










Andrzej Poniedzielski


Miłość w wieku delete

Czemu ty nie piszesz, toż nie zmienił mi się mail
Napisz mi ze słowa trzy
Każdy mój opuszek czeka dziś na twój e-mail
I nad klawiaturą drży

Nie mam na żal, nie mam na żel
Cały real pożarł e-mail
Czuję delete dla moich marzeń
Że zetkną się nasze wizaże

Czemu ty nie piszesz, toż nie zmienił mi się mail
Napisz mi ze słowa trzy
Cały twój opuszek czeka wciąż na mój e-mail
A ma klawiatura drży

Umila mur ogrodu wzruszeń
Ażur reklam kompotu z gruszek

Nie mam na żal, nie mam na żel
Nasz balejaż: TY, JA i MAIL

Kochać cię nie muszę a do wzruszeń mam e-mail
Nie muś, ale trochę chciej
Kochać cię nie muszę, myszką ruszę, mam e-mail
Czym chcesz ruszaj, ale chciej
O.K.


‘Dom’

Ludzie, gdy poczuli strach
Zaraz wymyślili dach
Kiedy wyszło,
że nie każdy o tej samej porze może
być pijany
no to wymyślili ściany
Gdy się nagle stało jasne
że na człeka, na kolację
nie przypada cały wół
zaraz wymyślili stół
Kiedyś biegli, jak to zimą dla rozgrzewki
jeden stanął, mówi-ileż można biec?
- chodźmy, wymyślili piec.

I tak ludzkość
wytężając
a to rozum
a to serce
a to ręce
doszła żmudnie i powoli
do kafelków
w
łazience.
Tak więc ludzkość
jeśli nie policzyć bomb
głównie wymyślała DOM
Nawet koło
Wymyślono nie z powodu "ciężka praca"
Koło wymyślono po to
by do domu szybciej wracać
A proch? - Dziś tak już znienawidzony
wymyślono przecież po to
by móc zwiedzać inne domy.

Ale w domu
choćby róże rosły w murze
telewizor był w glazurze
i w doniczce każdej kran
Jeśli serce nie zamieszka
To to będzie PUSTOSTAN

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


6.01.2012









Jan Izydor Sztaudynger (ponownie)

Aby się oprzeć o ideały, trzeba, by one się opierały.
Bóg tyle hożych dziewek stwarza, a potem wszyscy huzia na dziwkarza.
Cnota z okazją razem noc przespały, cnoty nie było, kiedy rano wstały.
Dzięki długoletniej wprawie sam siebie trawię.
Fortuna toczy się kołem, pod kołem to pojąłem.
Głośno krzyczy me sumienie, chętnie je na cichsze zmienię!
Inność, to powinność.
Ja byłem zwierzę. Ona święta. Ale szeptała: – Lubię zwierzęta!
Koncert miał dziwnie nieskładne brzmienie: wpierw grały zmysły, potem sumienie.
Lubię, gdy mi płacą nie wiadomo, za co.
Łatwo ci zachować twarz, gdy kilka na zmianę masz.
Mądry nawet tej nie wierzy, z którą aktualnie leży.
Na śniadanie keks, na kolację seks...
On był stały – tylko one się zmieniały.
Pamięć niech będzie przeklęta. Wciąż robi remanenta!
Rwie się wątła nitka cnoty w labiryntach ochoty.
Szczęśliwi łysi, nic im nie stoi, nic im nie wisi.
Śmierci nie ma – jest tylko przed nią trema.
Tym mniejszy grzech, im większa przyjemność.
Usta słodkie, humor kwaśny, mina słona – oto w trzech smakach cała ona.
W pogoni za ideałem, wszystkie świństwa popełniałem.
Zarzucało zero zeru, że mu brak charakteru!
Żyłem z wami, kochałem i cierpiałem z wami,
Teraz żyjcie, kochajcie, cierpcie sobie sami.










~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



15.10.2011









Jan Izydor Sztaudynger


Gdy sterczące widzę cycki
Wpadam w nastrój poetycki.

Do dzieła
I majtki zdjęła.

Kiedy przechodzi ładna dziewczyna
Zaraz mi Amor łuk napina.

Gdy młode dziewczę wzrokiem pieszczę
Wierzcie, nie wierzcie
W portkach się nie mieszczę.

Wstąpiłem na ciało
Samo tego chciało.

Poczułem w czasie tańca
Że w portkach mam powstańca.

Naga - to ona nie była wcale,
Miała pończochy i korale!

Nie taki diabeł ogoniasty,
Jakby tego chciały niewiasty.

Nic od kobiety człowiek nie wymaga -
Może być naga...

Chciałaś być moja duszą i ciałem.
Ciało starczyło. Duszy nie chciałem.

Jak już grzeszyć, to ordynkiem:
Myślą, mową i uczynkiem.











~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


2.09.2011









Konstanty Ildefons Gałczyński(znowu!)

Bajka o drewnianej głowie

Na Nowym Świecie, w świetle latarni,
leżała głowa w antykwarni,

może dziwoląg etnograficzny,
a może przyrząd do sztuk magicznych,

zewnątrz toczona, wewnątrz drążona,
głowa-curiosum, fikcja szalona,

w każdym bądź razie zwyczajne drewno,
drewno, drewno. Na pewno.

Że lubię rzeczy wyjątkowe,
nabyłem ową drewnianą głowę,

niosę do domu, rozwijam papier,
a żona patrzy i łza jej kapie,

w końcu monolog: "Och, moje złoto,
po coś to kupił, na co ci toto?

Ja mam wydatki: i to, i owo,
a ty do domu nagle z tą głową.

O biedna jestem ja, losu pastwa,
jak ty co zrobisz - same dziwactwa;

gdy patrzę na nie, ból mnie przeszywa,
zabierz tę głowę, dość mam tych dziwactw".

(Monolog rośnie, słowo do słowa,
a między nami drewniana głowa.)

Żeby więc nieco błysnąć dialogiem,
tak się odzywam: "Prawdą a Bogiem,

to mną kierował rozsądek zdrowy,
wnet pojmiesz sekret drewnianej głowy".

I żeby dowód poszedł za słowem,
lekko nadziewam głowę na głowę.

Wchodzi kolega (z drewnianą głową),
co dawniej patrzył na mnie surowo.

Widząc, że też mam drewnianą kulę,
zaczyna do mnie przemawiać czule,

mówi: "Mój kotku!" Siedzi do rana.
Drewniana głowa. Głowa drewniana.

Nazajutrz o mej drewnianej głowie
Wieść się roznosi jak ryki krowie,

chwalą w południe, wieczór i rano
drewniane głowy głowę drewnianą,

kariera rośnie, szacunek wzrasta,
jestem na ustach całego miasta,

duch mnie nie męczy apollinowy.
mam święty spokój. Z powodu głowy.

Niech żywe głowy budują, a ja
tylko oceniam, tylko zagajam,

tutaj postoję, tam się powiercę,
tu coś uzgodnię, tam coś zatwierdzę,

rozkoszny dzionek strzela jak z bicza.
O, głowo moja! o, tajemnicza!

którą znalazłem gdzieś w antykwarni?
Na Nowym Świecie? W świetle latarni?

Czysty przypadek. I cóż wy na to?
Jestem szczęśliwym biurokratą.











~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


12.08.2011











Konstanty Ildefons Gałczyński


Pięć donosów
I
"Donoszę, panie naczelniku,
że w naszym mieście jest pięć wdów
po gienierałach armii carskiej
i że to się zaczęło znów:

Czyli że, jak w poprzednim liście
donieść miał zaszczyt Gwóźdź, mój zięć,
ledwo na niebie księżyc błyśnie,
gra w pięciu domach gitar pięć.

Gitary są własnością mężczyzn,
których nazwiska będę znał -
i spać nie możem, tak się męczym,
bo słychać wciąż: »Razbiej bakał!«

Potem rydzyki, grzybki, zrazy
żre każda piękność z gachem swym
i łupią pięć do ośmiu razy,
że aż się nogi chwieją im.

Jeśli tak wszystko zacznie chwiać się
w tej biednej Polsce - ładny kwiat!
wtedy rozbiory, panie bracie,
i święta racja: Saisonstaat -

0 czym poufnie i bez krzyku
donoszę, panie naczelniku".

II
"Donoszę, panie naczelniku,
że w naszym mieście student Bresz
czesze się bardzo ekscentrycznie,
przedziałek z tyłu robiąc też.

Wszyscy się u nas czeszą podług
stołecznych życzeń, od iks lat,
a tylko Bresz ma manię podłą
być takim czymś na własny ład.

Kiedy na Obchód Konstytucji
sam pan starosta zjedzie z Płaz,
Bresz głowy tył pokazać musi,
w zamęt wprawiając karność mas.

Starosta, według świętych reguł
na jeża, wznosi: »Hip-hurraa!«
A Bresz, on stoi zawsze z brzegu
i tym przedziałkiem naród dźga.

I coraz więcej, widzę, ludzi
zaczyna czesać się jak Bresz:
Bortkiewicz, Durski, Bigda, Cudzik,
Hopla-Konecki i de Wesz...

0 trądzie wśród akademików
donoszę, panie naczelniku".

III
"Donoszę, panie naczelniku
(czy kiciuś naczelnika zdrów?),
że student Bresz siedział wieczorem
u jednej z wyż. wspomnianych wdów.

Na stole stary stał samowar,
zakąski różne, zjesz, co chcesz -
i nagle rzekł poniższe słowa
do grzesznej wdowy student Bresz:

- Pani Rosjanką jest, Tatiano,
i znał Tołstoja pani mąż,
niech pani powie, skąd co rano
taki się smutny budzę wciąż?

A przecież mam już niepodległość
i wojsko własne, własny skarb,
ale ta cała niepodległość
ciąży na plecach mi jak garb.

I Wisłę mam, i inne rzeki,
i własną sól, i własny len.
A ja bym chciał gdzieś w kraj daleki,
co samą nazwą wprawia w sen...

O monologach romantyków
donoszę, panie naczelniku".

IV
"Donoszę, panie naczelniku,
że w naszym mieście..." ale tu
list został ciężko czymś pocięty,
jak gdyby brzytwą w miejscach stu.

Sprawca, co dziury powycinał,
musiał to być niedobry człek,
więcej! to była wielka świnia,
bo przedziurawił, potem zbiegł.

Lecz jeśli świnia, mój ty Boże,
inaczej czyż postąpić miał?
A może uciekł aż nad morze
i teraz błądzi pośród skał?

Może ma dziatki, dużo dziatek,
dziatki też błądzą z nim we łzach...
a może to był reumatyk
lub syfilityk - myśleć strach!

Tu noc, pioruny w dzieci biją,
słychać ryk fal i wiatru świst...
lecz po coś zniszczył, stara świnio,
ten może najciekawszy list?!!

O starych świniach w mym kraiku
donoszę, panie naczelniku".

V
"Donoszę, panie naczelniku,
że przed godziną moja żona
się zapytała: - Co to jest
takiego grupa Laokoona?

Czułem, że tu jest coś z otchłani,
a właśnie był na obiad śledź;
śledź mi jak dyszel stanął w krtani:
- Musisz z nią coś wspólnego mieć!

Z tą grupą! - rzekłem jak we mgle
od strachu. - Znamy doskonale
parlamentarne grupy, ale
tej »Grupy Laokoona« nie!

Na własną rękę więc w powiecie
zrobiłem z Waciem mały huk -
i co powiecie, co powiecie?
wyśnił się student Bresz, mój wróg!

U jednej z wdów mrowisko śliczne
nakryłem: Bresz i inne bubki,
a w książce niby historycznej
fotografijkę całej grupki,

którą załączam - podpis Ś. B.
jest na odwrocie - jasne: Bresz!
Proszę się przyjrzeć: świętą rzeźbę
udają, lecz się, bratku, strzeż!

Bresza pod kluczyk i po krzyku -
radziłbym, panie naczelniku..."











~~~~~~~~~~~~


25.07.2011











Stanisław Ignacy Witkiewicz


Firma Portretowa

Dziś albo jutro
Na bordo papierze
Muszę się uporać
Z twą mordą frajerze.

Quel sâle métier que la peinture
Quel sâle, quel sâle métier
On peint chaque geule sans murmure
Pour avoir un peu de la monnaie.

Nie jest to przyjemność duża
Cały dzień malować stróża
I za taki marny zysk
Zgłębiać taki głupi pysk.

Do przyjaciół lekarzy

Do Was się zwracam z przyjaciół, Lekarze,
Specjalnie do WAS, nie do innych właśnie,
Za pewne rzeczy niech Was nikt nie karze,
Zaraz ten problem możliwie przejaśnię.

Wszyscy to mówią, żeście truli zdradnie
Mnie dla rysunków mych aż tak bajecznych,
Że było świństwem, a nawet nieładnie,
Dawanie jadów mi tak niebezpiecznych.

Biednemu właśnie pseudo ach artyście,
Co w trans popadłszy rysował bez liku,
Do tego prędko, źle, lecz zamaszyście
Aż do rannego prawie kukuryku.

Wszystko to kłamstwo! Wiedzieliście dobrze,
Żem tytan prawie, ach aż nad tytany.
Dlatego właśnie dawaliście szczodrze
Mnie to, co lubią wszystkie narkomany.

Eukodal, Eter, Heminę i Haszysz,
I Meskal z Koko, nie licząc już wódy,
I Peyotl straszny (precz, o wizje! A kysz!)
Papier i pastel gotowiąc już wprzódy.

Właśnie ceniłem w Was to zaufanie,
Do mnie, którego zawsze byłem godny,
Mnieście wierzyli, nie byliście dranie,
Bom nigdy nie był narkotyku głodny.

Jako takiego, powtarzam z uporem!
Dla "Sztuki" tylko wciągałem te jady,
Każdym ach ciała mego wręcz otworem,
A cel tych szpryngli nie miał nic ze zdrady.

Wartość tych kresek, tak dziś pogardzanych,
Oceni kiedyś jakiś przyszły znawca,
Nic w nich, ach, nie ma modern udawanych,
Dyletantyzmów szewca albo krawca.

Sam nie umiałem tak robić na trzeźwo,
Nieraz sam siebie podziwiałem skrycie,
Choć po seansie nie czułem się rzeźwo,
Strasznie się wtedy przedstawiało życie.

Tak więc te kreski, lecz chwalić nie będę
Ja siebie więcej, bo samochwał śmierdzi,
Na przyzbie sobie staruszek zasiędę,
Taki dobrutki - nikogo nie sierdzi.

Ma śmierć powolna, co przyjść ach nierada,
Zaraz tu po mnie, tak dziś, albo jutro.
Żegnaj mi, zgrajo lekarzy - nie zbada
Nikt mnie z Was nigdy, zdjąwszy drogie futro.

Żeście mi dali rysować tak byczo,
Wyjąc ze szczęścia, dzięki Wam, doktory!
Niechaj tam inni z wyrzutów skowyczą,
Jam ani nie był, ani jestem chory.

Tej Polsce biednej niech te kreski służą
I niech Jej chwałę niosą aż w Słowację
I niech, gdy patrzą na nie, się nie dłużą
Chwile tych wszystkich, co miewali rację.

Tylko mi order jaki ach przypnijcie
Choć najnędzniejszy, zaraz-by po śmierci
Na mą trumienkę i jadem rzygnijcie,
Gdy ja odkrzyknę Wam "a revederci".

A gdy to nawet będzie niemożliwe,
Z ostatniej biedy, niech złoty laur PAL-a
Wyjmą z mej szafy dłonie nieżyczliwe
(Nikt się ach przy tym przecie nie zawala).

Niech na mej własnej złożą go poduszce,
Którą poniesie za mą skromną trumną
Jakieś dziewczątko o dość zgrabnej nóżce,
Z twarzyczką nawet względnie dość rozumną.


~~~~~~~~~~~~~~

17.06.2011











Kabaret Dudek


Ballada o dzikim zachodzie

Potwierdzają to setne przykłady,
Że westerny wciąż jeszcze są w modzie,
Posłuchajcie więc, Państwo, ballady
O tak zwanym najdzikszym zachodzie.

Miasto było tam, jakich tysiące,
Wokół preria i skały naprzeciw,
Jak gdzie indziej, świeciło tam słońce,
Marli starcy, rodziły się dzieci.

A tym tylko od innych różni się ta ballada,
Że w tym mieście gdzieś na prerii krańcach,
Na jednego mieszkańca jeden szeryf przypadał,
Jeden szeryf na jednego mieszkańca.

Konsekwencje ten fakt miał ogromne,
Bo nikt w mieście za spluwę nie chwytał
I od dawna już każdy zapomniał,
Jak wygląda prawdziwy bandyta.

Choć finanse poniekąd leżały,
Gospodarka i przemysł był na nic,
Ale każdy, czy duży czy mały,
Czuł się za to bezpieczny bez granic.

A tym tylko od innych różni się ta ballada,
Że w tym mieście gdzieś na prerii krańcach,
Na jednego mieszkańca jeden szeryf przypadał,
Jeden szeryf na jednego mieszkańca.

Jeśli Państwa historia ta nudzi,
To pocieszcie się tym, że nareszcie
Którejś nocy krzyk ludzi obudzi,
Bank rozbity, bandyci są w mieście.

Biedni ludzie na próżno wołacie,
Nikt nie wstanie, za spluwę nie chwyci,
Skoro każdy świadomość zatracił,
Czym się różnią od ludzi bandyci.

A tym tylko od innych różni się ta ballada,
Że w tym mieście gdzieś na prerii krańcach
Na każdego człowieka nagle strach padnie blady,
Od szeryfa do zwykłego mieszkańca.

Potwierdzają to setne przykłady,
Że westerny wciąż jeszcze są w modzie,
wysłuchaliście, Państwo, ballady
o tak zwanym najdzikszym zachodzie.

Miasto było tam, jakich tysiące,
Ludzkie w nim krzyżowały się drogi,
Lecz nie wszystkim świeciło tam słońce,
Bo bandyci krążyli bez trwogi

Wyciągnijmy więc morał w tej balladzie ukryty,
Gdy nie grozi nam żadne riffifi,
Że czasami najtrudniej jest rozpoznać bandytę,
Gdy dokoła są sami szeryfi.

(sł. Wojciech Młynarski)

Taka gmina

Ni wyżyna, ni nizina,
Ni krzywizna, ni równina -
Taka gmina.
Ani piasek, ani glina,
Tylko lasek i olszyna -
Taka gmina.
Ani POM-u, ani młyna,
Krzyż, chałupy i krowina -
Taka gmina.
Od komina do komina
Wiater hula, deszcz zacina -
Taka gmina.
Taka gmina.

Ni wyżyna, ni nizina,
Ni krzywizna, ni równina -
Taka gmina.
Spotkasz chłopa - gęba sina,
Oj, nie wraca ci on z kina -
Taka gmina.
Miast kobiety, śpiewu, wina -
Wóda, czkawka, Gwiżdż Janina -
Taka gmina.
Nikt od ucha nie ucina,
Tylko czasem chrząszcz brzmi w trzcinach
Taka gmina.
Ni wyżyna, ni nizina,
Ni krzywizna, ni równina -
Taka gmina.

Płacze dzieciak, wyje psina,
Gdzieś ktoś kogoś czymś zarzyna -
Taka gmina.
Jaki powód, czyja wina,
Czy to skutek, czy przyczyna -
Taka gmina?
Tylko urżnąć się na chrzcinach
l wziąć zwiać do Wołomina -
Taka gmina.
Taka gmina!











~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


10.06.2011










Osip Mandelsztam


Cherry Brandy

Choć raz jeden szczera będę to już wiele
Wszystko brednie Cherry Brandy mój aniele
Gdzie złociła greckie dzieje chwalba światła
Na mnie z czarnych dołów zieje hańba świata
Gdzie Helena greckim morzem usypiana
Tam mnie w usta tylko może chlusnąć piana
Nicość wargi mi namaści słonym smakiem
Nędza mi pokaże naści figę z makiem
Tak czy siak czy nic czy wiele wszystko jedno
Pij koktajle mój aniele żłop królewno
Choć raz jeden szczera będę to już wiele
Wszystko brednie Cherry Brandy mój aniele













Leszek Wójtowicz


Skutki pewnego bankietu

Aleśmy popili aleśmy popili
Porządziliśmy wspaniale porządzili
Poszły w diabły konwenansów śmieszne bzdurki
Bar nie po to by wystawiać w nim laurki

Opieprzyliśmy jednego co się stawiał
Dawno mu się należało - głąba kawał
Obgadaliśmy pół miasta i nie tylko
Nawet coś politycznego nam się wymkło

Koło jedenastej barek zamykali
Na następny dzień serdecznie zapraszali
Wtedy w nas się obudziła chytrość małpy
I poszliśmy do najbliższej nocnej knajpy

Tam z gadaniem były już kłopoty znaczne
A o pierwszej się zrobiło trochę strasznie
Bo kończyli już podawać i cholera
Kumpel chciał koniecznie dzwonić do premiera

Ja mu na to głosem mocnym jak dźwięk dzwonu
Jak to zrobisz gdy tu nie ma telefonu
On logiką moją mocno zaskoczony
Rzekł - niech śpi - a my idziemy do znajomych

U znajomych bankiecisko dogasało
Lecz nam było mimo wszystko ciągle mało
Zresztą mieliśmy ze sobą niezły zapas
Więc wyszedłem stamtąd na mięciutkich łapach

Jak do domu się dowlokłem - nie pamiętam
Droga była raczej śliska oraz kręta
Pan milicjant spojrzał na mnie jak na "glizdę"
Mam wrażenie że chciał zabrać mnie na izbę

Gdzieś w południe straszny kac złapał za głowę
Czułem się jak gdybym miał głowy połowę
Żona słodko zapytała o stan zdrówka
Bo ciekawa była jak zdrówko półgłówka

Aleśmy popili aleśmy popili
Porządziliśmy wspaniale porządzili
Jedno tylko myśl poraża moje serce
Co by było gdyby nie ten Alka-Seltzer












~~~~~~~~~~~~~~


27.05.2011












Jerzy Skoczylas, Jan Kaczmarek


Wszystko w porządku

- Halo, tu mówi pan,
Cler, tu mówi pan!
W podróży od piętnastu dni...
Nie martwcie się, dziś wracać mam,
Co słychać w domu, powiedz mi!

- Wszystko w porządku,
Proszę jaśnie pana,
Tylko ta jedna drobna rzecz...
Doprawdy głupstwo, nieistotny banał,
Musi pan jednak wiedzieć, że
Dziś – skoro tylko ranek wstał –
Zdechła ta klacz, co pan ją miał...
A poza tym to wszystko, wszystko gra,
Panuje spokój oraz ład!

- Halo, halo, co słyszę, Cler!
Taka piękna klacz?
Straszna nowina, brak mi słów,
Co stało się, wyjaśnić racz,
Skąd to nieszczęście, proszę, mów!

- Wszystko w porządku,
Proszę jaśnie pana,
Tylko ta jedna drobna rzecz...
Doprawdy głupstwo, nieistotny banał,
Musi pan jednak wiedzieć, że
Ta pańska klacz zginęła, gdyż
Stajnia się nam spaliła dziś...
A poza tym to wszystko, wszystko gra,
Panuje spokój oraz ład!

- Halo, Halo, Cler!
Oh, mon Dieu!
Ogień spustoszył stajnię mą?!
Dlaczegóż to, wytłumacz się,
Skąd się tam pożar nagle wziął?!

- Wszystko w porządku,
Proszę jaśnie pana,
Tylko ta jedna drobna rzecz...
Doprawdy głupstwo, nieistotny banał,
Musi pan jednak wiedzieć, że
Ten pożar w stajni miejsce miał,
Bo cały pałac w ogniu stał...
A poza tym to wszystko, wszystko gra,
Panuje spokój oraz ład!

Pałac spalony?! Cler, halo!
Skąd to, dlaczego, kiedy, jak?
Same ruiny aż po strop?
Mów, bo mnie zaraz trafi szlag!

- No przecież mówię,
Proszę jaśnie pana,
Dziś rano przyszła straszna wieść,
Że krach, ruina, państwo są spłukani,
Pani nie mogła tego znieść,
Więc padła trupem, lecąc w dół,
Strąciła świecę oraz stół,
Od świec się zajął buduar
I wnet w pałacu buchnął żar,
No a że dziś był straszny wiatr,
Więc pożar wnet do stajni wpadł
I wystarczyły chwile dwie,
By klacz skończyła życie swe...

- A poza tym?

- A poza tym to wszystko, wszystko gra,
Panuje spokój oraz ład!














~~~~~~~~~~~~~~~~


20.05.2011












Konstanty Ildefons Gałczyński


Teatrzyk Zielona Gęś ma zaszczyt przedstawić "Hamleta"

Występuje:
Hamlet

Hamlet:
Wielki Wóz z lewej strony.
Straże śpią...
(trąby)

Hamlet:
i w dali –
(trąby)

Hamlet:
Biedny Yorrick!
(trąby )

Hamlet:
...sam sobie sterem.
(trąby)

Hamlet:
...żeglarzem,
(trąby)

Hamlet:
...okrętem.
(trąby)

Hamlet:
Litości!
(trąby)

Hamlet:
(milczy)
(trąby)

Hamlet:
Bardzo żałuję, ale ja w tych warunkach pracować nie mogę.
(schodzi ze sceny)
(trąby )

K U R T Y N A

(Pierwodruk: «Przekrój» 1946, nr 60)

******
Teatrzyk Zielona Gęś ma zaszczyt przedstawić z oburzeniem "Hamleta"

Występują:
Spektakl, niestety, nie dopuszczony do konkursu szekspirowskiego, a to dzięki ponurym machinacjom intrygantów, karierowiczów oraz kombinatorów.

Prof. Bączyński:
Narodzie polski, oto jakie wiekopomne wysiłki teatrologiczne
idą na marne z powodów jak wyżej!
(rozdziera szaty, ale ceruje je natychmiast)

Hamlet:
Być albo nie być - oto jest pytanie,
Które powtarzam od lat trzystu w kółko.
Lecz, cyt! Poloniusz schodzi na śniadanie,
Nie, to Gżegżółka. Jak się masz, Gżegżółko?

Gżegżółka:
Niedobrze mam się, bo w życiu trza przebyć
Przez las problemów, a któż je rozwiąże?
Więc gdy dylemat stoi: być czy nie być,
Może spróbujmy nie być, mości książę!

Obaj, tj. Gżegżółka i Hamlet:
(na próbę przestają być)

K U R T Y N A
sprytnie wykorzystuje sytuację i skwapliwie zapada.

******
Teatrzyk Zielona Gęś ma zaszczyt przedstawić sztukę z życia nadwiślańskich inteligentów pt: "Hamlet & kelnerka"

Osoby:
Hamlet - książę Danii
Kelnerka - taka pani
Henryk Ładosz - bez komentarzy
i Piekielny Piotruś - świnia
Miejsce: Oberża "Pod Wyskubanymi Brwiami"
Czas: Nieokreślony

Hamlet
(basem)
Co może być?

Kelnerka
Wszystko.
(odpina broszkę i zdejmuje buty )

Hamlet
(sopranem, stanowczo)
Nie, te sprawy odłożymy do wtorku.
Pytam, co może być w sensie picia?

Kelnerka
Kawa, herbata.

Hamlet
(lirycznym tenorem)
Wobec tego kawa. Nie. Herbata. Nie. Kawa. Nie. Herbata. Nie. A może jednak herbata? Nie. Kawa. Kawa Herbata. Herbata. Kawa. Kawa. Kawa. Kawa.
(pauza: przyćmienie świateł: mezzosopranem) Herbata!

Kelnerka
A może kawa?

Henryk Ładosz
A może herbata?

Hamlet

(umiera na brak decyzji i skręt kiszek na ostrym zakręcie historycznym)

Piekielny Piotruś
(makabryczne. kobiety szaleją. Pisze białą, stanowczą kredą na czarnej trumnie Hamleta:)

HAMLET IDIOTA

K U R T Y N A


(Pierwodruk: «Przekrój» 1948, nr 157)














~~~~~~~~~~~~~~~~


5.05.2010













Dzięki faderproduction












~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


28.04.2011











Wojciech Młynarski


Baba o sześciu cyckach

I znowu gna mnie, proszę was,
Inwencja poetycka,
By rzec, że w Krośnie żyła raz
Baba o sześciu cyckach.

W chęci, by ten wspominać fakt,
Nie znajdziesz sensu szczypty,
Gdyby nie to, że akurat
Wynaleziono sztriptiz:

Francuzi sur le ciel de Paris
To wymyślili pierwsi,
Że w szał publika wpadnie, gdy
Baba pokaże piersi.

Kiedy obiegła Krosno ta
Rewelacyjna wieść,
Krosno krzyknęło – Ichnia dwa,
Nasza pokaże sześć!

Pokaże sześć i c’est ci bon!
Żeby Francuzy cwane
Nie pomyślały, żeśmy są
Prowincja czy zaścianek!

Pokaże sześć i mostek w przód,
By cudzoziemiec który,
Nie myślał, żeśmy nie ze śród-
Ziemnomorskiej kultury.

Wspominam scenkę tę nie naj-
Weselszą bez wahania,
Gdy widzę, jak kochany kraj
Europę znów dogania.

Gdy brokat w szprayu słodko drży
Na makijażu silnym
W pokazach mody, w spędach pry-
Waciarsko-polonijnych,

Gdy widzę polski porno film,
Awangardowy teatr,
Gdy twórcom się przyglądam tym,
Co tworzą modne dzieła,

Gdy widzę, jak w ich oku gra
Iskierka neoficka,
To mi się przypomina ta
Baba o sześciu cyckach!

Chęć, by pokazać cycków sześć,
Widzę u polskiej sztuki,
Większą niż chęć, by ludziom nieść
Łut sensu, cień nauki.

I słyszę, jak nad Wisłą gdzieś
Tłum głupków się anieli:
Nasza pokaże sześć – i cześć!
Żeby se nie myszlely!

Co by tu jeszcze?

Słów kilka w sprawie grupy facetów chcę tu wygłosić
lecz zacząć muszę nie od konkretów, lecz od przeprosin.

Skruszon szalenie o przebaczenie pokornie proszę,
że troszkę pieprzna będzie balladka, którą wygłoszę,

lecz mam nadzieję, że choć się w słowie tutaj nie pieszczę,
to wybaczycie mi to, Panowie, raz jeden jeszcze.

A więc: faceci wokół się snują co są już tacy,
że czego dotkną, zaraz zepsują. W domu czy w pracy

gapią się w sufit, wodzą po gzymsie wzrokiem niemiłym.
Na niskich czołach maluje im się straszny wysiłek,

bo jedna myśl im chodzi po głowie, którą tak streszczę:
"Co by tu jeszcze spieprzyć, Panowie? Co by tu jeszcze?"

Czasem facetów, by mieć to z głowy, ktoś tam przerzuci
do jakiejś sprawy, co jest na oko nie do popsucia...

Już się prężą mózgów szeregi, wzrok się pali,
już widzimy, żeśmy kolegi nie doceniali.

A oni myślą w ciszy domowej czy w mózgów treście:
"Co by tu jeszcze spieprzyć, Panowie? Co by tu jeszcze?"

Lecz choć im wszystko jak z płatka idzie - sprawnie i krótko,
czasem faceci, gdy nikt nie widzi westchną cichutko.

Bo mając tyle twórczych pomysłów, takie zdolności,
martwią się, by im czasem nie przyszło tkwić w bezczynności.

A brak wciąż wróżki, która nam powie w widzeniu wieszczem:
"Jak długo można pieprzyć, Panowie? No jak długo jeszcze?!"

Pozwólcie proszę, że do konkretów przejdę na koniec.
Okażmy serce dla tych facetów, zewrzyjmy dłonie, weźmy się w kupę,

bo w tym jest sedno, drodzy rodacy by się faceci czuli potrzebni
w domu i w pracy.

Niechaj ta myśl im wzrok rozpromienia, niech zatrą ręce,
że tyle jeszcze jest do spieprzenia, a będzie więcej.

Róbmy swoje

Raz Noe wypił wina dzban
I rzekł do synów - Oto
Przecieki z samej góry mam,
Chłopaki, idzie potop!

Widoki nasze marne są
I dola przesądzona,
Rozdzieram oto szatę swą,
Chłopaki, jest już po nas!

A jeden z synów, zresztą Cham,
Rzekł - Taką tacie radę dam:

Róbmy swoje,
Pewne jest to jedno, że
Róbmy swoje,
Póki jeszcze ciut się chce,
Skromniutko ot, na swoją miarkę
Majstrujmy coś, chociażby arkę - tatusiu,
Róbmy swoje,
Może to coś da? Kto wie?...

Raz króla spotkał Kolumb Krzyś,
A król mu rzekł - Kolumbie,
Idź do lekarza jeszcze dziś,
Nim legniesz w katakumbie,

Nieciekaw jestem, co kto truć
Na twoim chce pogrzebie,
Palenie rzuć, pływanie rzuć
I zacznij dbać o siebie!

Skłonił się Kolumb niczym paź,
Po cichu tak pomyślał zaś:

Róbmy swoje,
Pewne jest to jedno, że
Róbmy swoje,
Póki jeszcze ciut się chce,
I zamiast minę mieć ponurą
Skromniutko ot, z Ameryk którą - odkryjmy,
Róbmy swoje,
Może to coś da? Kto wie?...

Napotkał Nobel kumpla raz,
A ten mu rzekł - Alfredzie,
Powiedzieć to najwyższy czas,
Że marnie ci się wiedzie.

Choć do retorty wciąż cię gna,
Choć starasz się od świtu,
Ty prochu nie wymyślisz, a
Tym bardziej dynamitu!

Spłonił się Nobel niczym rak,
Po cichu zaś pomyślał tak:

Róbmy swoje,
Pewne jest to jedno, że
Róbmy swoje,
Póki jeszcze ciut się chce,
W myśleniu sens, w działaniu racja,
Próbujmy więc, a nuż fundacja - wystrzeli,
Róbmy swoje,
Może to coś da? Kto wie?...

Ukształtowała nam się raz
Opinia mówiąc - Kurczę,
Rozsądku krztyny nie ma w was,
Inteligenty twórcze.

Na łeb wam wali się ten kram,
Aż sypią się zeń drzazgi,
O skórze myśleć czas, a wam -
Wam w głowie wciąż drobiazgi.

Opinia sroga to, że hej,
Odpowiadając przeto jej:

Róbmy swoje,
Pewne jest to jedno, że
Róbmy swoje,
Bo dopóki nam się chce,
Drobiazgów parę się uchowa:
Kultura, sztuka, wolność słowa, dlatego
Róbmy swoje,
Może to coś da? Kto wie?...

Róbmy swoje,
A Ty, Widzu, brawo bij,
Róbmy swoje,
A ty nasze zdrowie pij,
Niejedną jeszcze paranoję
Przetrzymać przyjdzie robiąc swoje, kochani,
Róbmy swoje,
Żeby było na co wyjść!












~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


15.04.2011











Jan Izydor Sztaudynger


Ksenofobia
Kraków Krakowem nazwali,
Gdy pierwszego zakrakali.

Krakowska życzliwość
Tu się jeży
Nawet wieża przeciw wieży.

Krakowiaczek ci ja
Krakowiaczek ci ja,
Krakowiaczek żwawy,
Tylko przemyśliwam,
Jak zwiać do Warszawy.

Gdyby Adam był z Krakowa
Gdyby Adam był z Krakowa,
Węża by w kieszeni schował.

Krakowskie zarobki
Gołębiami brukowany Kraków,
Gówno ma z tych ptaków.

Opinia krakowiaków o Zygmuncie na kolumnie
Że Kraków miałeś w dupie,
Za karę stoisz na słupie.













Motto
W góry, w góry miły bracie,
Góra śmieci czeka na cie.

Modlitwa zbójnika
Boże, bądź ślepy i głuchy,
Idę do ładnej dziewuchy!

Ufortyfikowana
Zanim ściągnę z góralki dziesiątą spódnicę,
Cały mój zapał już idzie na nice.

Oj, dobry ci jest góral
Oj, dobry ci jest góral, oj, pełno ma zalet,
Oj, gówno by zeń było bez pracy góralek.

Tempo górala
Góral pracuje na tempo raz,
A potem dwa (za jakiś czas!)

Poznanie
Wiatr halny ci sukienkę zarzucił na głowę
I w ten sposób poznałem twą lepszą połowę.














~~~~~~~~~~~~


8.04.2011

(W necie znalezione, autorów nie udało mi się ustalić)

***
Przeniósł się szczur do miasta, rozejrzał się z wolna,
Patrzy - a za nim drepcze mała myszka polna.
Wtedy szczur oburzony rozdarł na nią pyska:
- To straszne, jak ta wiocha do miasta się wciska!

***
Napadł na turystkę jeden niedźwiedź dziki.
Trafił na artystkę, musi brać zastrzyki.

***
Raz kiedyś jurny wróbel w miłosnej euforii
Chwalił się, że zajeździ kobyłę historii,
Lecz kiedy wyładował temperament dziki,
Kobyła stwierdziła: - Chyba mam owsiki...

***
Wszedł mrówkojad do knajpy wśród przyjaciół grona
I pyta: - Czy są świeże mrówki faraona?
Na to wchodzi faraon. Też by sobie pojadł,
Więc pyta: - Czy dziś w karcie jest świeży mrówkojad?

***
Zrobił wilk elektrownię, lecz by prąd uzyskać
Spalał w niej cały węgiel z kopalni od liska.
Kopalnia z elektrowni cały prąd zżerała,
Stąd brak światła i węgla. Ale system działa!

***
Doniósł struś, że mu żonę poderwał koliber.
Milicjant w śmiech: - On ma przecież za mały kaliber.
Struś wtedy poruszył cały komisariat:
- Owszem, kaliber mały, lecz koliber - wariat.















~~~~~~~~~~~~~~


1.04.2011












Agnieszka Osiecka


Nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi

Nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi,
mama i tata, chudzi i grubi...
Nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi...

Idąc na francuski, całą drogę szlocham....
Bo mnie nikt nie lubi, bo mnie nikt nie kocha...
Jerzyk to jest urwis...skarżypytą - Zocha!
Czemu mnie nie wolisz?
Czemu mnie nie kochasz?

Nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi,
mama i tata, chudzi i grubi...
Nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi...

Eeeee, coś ten wierszyk taki,
jakiś bardzo długi...
Pójdę jeść robaki!!
Czemu mnie nie kochasz?
Czemu mnie nie lubisz??

Anioł i diabeł

Idzie diabeł ścieżką krzywą, pełen myśli złych
Nie pożyczył mu na piwo, nie pożyczył nikt
Słońce pali go od rana, wiatr gorący dmucha
Diabeł się z pragnienia słania, w ten piekielny upał

Idzie anioł wśród zieleni, dobrze mu się wiedzie
Pełno drobnych ma w kieszeni, i przyjaciół wszędzie
Nagle przystanęli obaj na drodze pod śliwką
Zobaczyli, że im browar wyszedł naprzeciwko

Nie ma szczęścia na tym świecie, ni sprawiedliwości
Anioł pije piwo trzecie, diabeł mu zazdrości
Mówi diabeł: "Postaw kufel, Bóg ci wynagrodzi,
My artyści w taki upał żyć musimy w zgodzie.”

Na to anioł zatrzepotał skrzydeł pióropuszem
I powiada: "Dam ci dychę w zamian za twą duszę."
Musiał diabeł aniołowi duszę swoją sprzedać
I stworzyli razem piekło z odrobiną nieba

Nie ma szczęścia na tym świecie, ni sprawiedliwości
Anioł z diabłem piją piwo, cały raj zazdrości
Nie ma szczęścia na tym świecie, ni sprawiedliwości
Anioł z diabłem piwo piją, piekło im zazdrości.

Jeżeli żyć, to z "Ekspressem"


Raz pewien umysł ścisły
dość życia miał z kretesem,
chciał rzucić się do Wisły,
lecz...nadszedł gość z "Ekspressem".
Ponury samobójca
odmienił zamiar prędki,
powrócił wnet do Grójca -
do życia nabrał chętki:

Bo jeśli żyć, to tylko z "Ekspressem",
jeżeli pić - wyłącznie z"Ekspressem",
jeżeli śnić - rzecz jasna z "Ekspressem",
jeżeli myć, pardon, to z "Ekspressem",
a jeśli z rozpaczy przychodzi nam wyć,
to trudno, to wyjmy z "Ekspressem"...

Więc nawet mała Ola,
nim pójdzie do przedszkola,
już czyta ekspresiaka,
bo taka Oli wola.
I nawet ten element,
co ryje oraz knuje,
zjadając rurkę z kremem,
też "Ekspress" podczytuje.

Bo jeśli żyć, to tylko z "Ekspressem",
jeżeli pić - wyłącznie z "Ekspressem",
jeżeli śnić - rzecz jasna z "Ekspressem",
jeżeli myć, pardon, to z "Ekspressem",
a jeśli z rozpaczy przychodzi nam wyć,
to trudno, to wyjmy z "Ekspressem"...

Raz pewna panna młoda
już wchodzi do sypialni,
gdy nagle - jaka szkoda -
zasypia najfatalniej.
Rozumny narzeczony
po "Ekspress" pędem leci,
ożywa serce żony,
ach, będą z tego dzieci...

Bo jeśli żyć, to tylko z "Ekspressem",
jeżeli pić - wyłącznie z "Ekspressem",
jeżeli śnić - rzecz jasna z "Ekspressem",
jeżeli myć, pardon, to z "Ekspressem",
a jeśli z rozpaczy przychodzi nam wyć,
to trudno, to wyjmy z "Ekspressem"...













~~~~~~~~~~~~~~~~


25.03.2011













Artur Andrus













 

Wiersz o tym, że chłopom podobno chodzi o jedno

On miał na imię, powiedzmy, że Diego
Ona, powiedzmy, że Lidka.
On był, powiedzmy, wyglądu średniego,
Ona, powiedzmy, niebrzydka.

W ubiegłym roku, w karnawale
Wpadli na siebie na schodach.
On - jak to mówią stary kawaler
I Ona - panna młoda.

Kontynuując opis tej pary
Może wyjaśnić wypada:
On nie był znowu tak bardzo stary,
Z tą młodą to też przesada.

I teraz winna zjawić się miłość
I wszelkie trudy zwyciężać.
Lecz Jemu bez żony dobrze się żyło,
A Ona szukała męża.

Ona spojrzała i szybko uciekła
Bo w tym tkwi sprawy sedno,
Że Ona w mężczyźnie szukałaby ciepła,
A chłopom chodzi o jedno.

Niniejszy wiersz rymowany krzywo,
Jeszcze jedno sedno ma:
Że chłopom jeszcze chodzi o piwo,
Z tym, że co najmniej o dwa.

Wiersz o tym, że internautom życzę jak najlepiej, ale niech cyberprzestrzeń pamięta, że jeszcze ludzkość nie zginęła...

Opuszki palców klawiatura
Niech delikatnie Państwu pieści,
Niech Państwu czasem mysz zaszura,
Niech Państwu modem zaszeleści.

Niech cie(k)pło się krystalizuje,
Niech wirus żaden się nie wwierca,
Niech przyjdzie kilka empetrójek
Z nagraniem rytmu bicia serca.

"Ale - jak mawia Jan Łebmajster
Sieć musi wiedzieć, kto tu rządzi,
Więc czasem bierze się wichajster
I sieci się odcina prądzik."













Gdybym był, to bym się dziwił

Gdybym był w Paryżu wysoko,
Wieże zwiedzałabym wielgachne,
Pachniałbym Channelem Coco,
Dziwiąc się, jak ładnie pachnę.

Gdybym był w Jastarni Plaża,
Zwiedzałbym wojenne twierdze,
Potem w czymś bym się wytarzał,
Dziwiąc się, że trochę śmierdzę.

Gdybym był w Zielonej Górze,
Nurzałbym się w wina morzu,
Potem dziwiłbym się rankiem,
Że to ku….. Gorzów.


Pszczółki
Czterdzieści małych pszczółek
Mieszkało w lesie na drzewie
A jedna była mizerna
Zostało trzydzieści dziewięć

Trzydzieści dziewięć pszczółek
Zaprzyjaźniło się z łosiem
A jednej łoś nie lubił
Zostało trzydzieści osiem

Trzydzieści osiem pszczółek
Jesienią klepało biedę
I jak się łatwo domyślić
Zostało trzydzieści siedem

Trzydzieści siedem pszczółek
Zimą nie miało co jeść
I - że tak zażartuję -
Zostało trzydzieści sześć

Trzydzieści sześć pszczółek
Mieszkało w lesie pod listkiem
I przyleciała wrona
I zadziobała wszystkie!!!!

Być może w tej piosence
Optymizmu jest mało
Ale przynajmniej krócej
Niż się zapowiadało!!!!













~~~~~~~~~~~~~~



18.03.2011












Andrzej Waligórski


Ku wiośnie

Ma się już ku wiośnie,
Dmie ciepły wiaterek,
Wkrótce nam wyrośnie
Rzepka i selerek.

Kolorowe kwiatki
Będą klomb okalać
I córka sąsiadki
Wyjdzie się opalać.

Siądzie na leżaku
W mini lub bikini
I będzie ją z krzaków
Podglądać Puccini.

Ale nie Giacomo
Tylko Jan Bazyli
Z sąsiedniego domu,
A właściwie willi.

Jana Bazylego
Podgląda natomiast
Kociutko z kolegą
Co się wabi Wdowiak.

Bowiem chcą go wspólnie
Wysadzić z posady
Za - mówiąc ogólnie -
Niezdrowe zasady.

Wdowiaka z Kociutką
Też na szaro zrobi
Pielący w ogródku
Trypućko Zenobi.

Zenobiego - cizia
Superfajczak Fela,
Felę - sierżant Miziak,
Jego - ksiądz Chudzielak.

Ja zaś pooskarżam
Księdza Chudzielaka
Że zamiast brewiarza
Czytuje Balzaka.

Dzięcioł puka w sosnę,
Rośnie niezabudka...
Łatwiej nam na wiosnę,
Gdy wszyscy w ogródkach!












Julian Tuwim


Rewanż sentymentalny

Rzecz między nami była cicha,
Bez żadnych słów.
Westchnąłem Panią, jak się wzdycha
Gałęzią bzów.

Spojrzała Pani tak promiennie,
Że obiecuję najsolenniej:
Gdy tylko ujrzę gałąź bzów,
Na przyszłą wiosnę, westchnąć znów...

I to — znamiennie.












~~~~~~~~~~~~~~~~~~


11.03.2011












Jan Brzechwa

Chrzan
Płacze chrzan na salaterce,
Aż się wszystkim kraje serce.
"Panie chrzanie,
Niech pan przestanie!"

Chudy seler płacze także,
Mówiąc czule: "Panie szwagrze,
Panie chrzanie,
Niech pan przestanie!"

Rozpłakała się włoszczyzna:
"Jak to można? Pan mężczyzna,
Panie chrzanie,
Niech pan przestanie!"

Pochlipuje bochen chleba:
"No, już dosyć! No, nie trzeba!
Panie chrzanie,
Niech pan przestanie!"

Ścierka łka nad salaterką:
"Niechże pan nie będzie ścierką,
Panie chrzanie,
Niech pan przestanie!"

Wszystkich żal ogarnął wielki,
Płaczą rondle i rondelki:
"Panie chrzanie,
Niech pan przestanie!"

A chrzan na to: "Wolne żarty,
Płaczę tak, bo jestem tarty,
Lecz mi nie żal tego stanu,
A łzy wasze są do chrzanu!"

Ćwikła
Raz buraczek nieboraczek
zaczerwienił się jak raczek:
"Toż gałgaństwo jest niezwykłe,
żeby robić ze mnie ćwikłę
i ucierać razem z chrzanem.
Nie, to wprost jest niesłychane!"

Na to chrzan, choć był utarty,
z gniewu zgorzkniał nie na żarty
i powiedział w irytacji:
"Nie rozumiem, z jakiej racji
jakiś burak za pięć groszy
przy mnie tutaj się panoszy!"

Burak swoje, a chrzan swoje,
zaperzyli się oboje,
nie wiadomo, kto ma rację,
a tu czas już na kolację,
więc przy stole goście siedli
i do mięsa ćwikłę zjedli.

Nie ma chrzanu ni buraka.
Ot - i cała bajka taka.













Konstanty Ildefons Gałczyński


Dlaczego ogórek nie śpiewa?

Pytanie to, w tytule,
postawione tak śmiało,
choćby z największym bólem
rozwiązać by należało.

Jeśli ogórek nie śpiewa,
i to o żadnej porze,
to widać z woli nieba
prawdopodobnie nie może.

Lecz jeśli pragnie? Gorąco!
Jak dotąd nikt. Jak skowronek.
Jeśli w słoju nocą
łzy przelewa zielone?

Mijają lata, zimy,
raz słoneczko, raz chmurka;
a my obojętnie przechodzimy
koło niejednego ogórka.










~~~~~~~~~~~~~~~~


4.03.2011












Jonasz Kofta


Homo

Jestem człowiek
De domo homo
Jaki ja właściwie jestem
Nie wiadomo
Najpierw mały
Potem duży
Potem siwy
Albo łysy
Bo przyroda
Także swoje ma kaprysy

Jeden problem mamy z głowy
I ad acta go odłóżmy
Wniosek z tego prawidłowy:
Jestem różny

Jestem człowiek
De domo homo
Co najbardziej sobie cenię
Nie wiadomo
Urodzenie
Powodzenie
Czy też czyjeś
Zawodzenie
Czy najbardziej sobie cenię
Przyrodzenie

Może ranię czyjąś duszę
Po co jasny obraz mazać
Jestem przecież i jako taki
Muszę się rozmnażać

Jestem człowiek
De domo homo
Czego mi do szczęścia trzeba
Nie wiadomo?
Wiadomo

Nie opuszcza mnie marzenie
Płynie czas, mijają lata
Chciałbym powyrywać nóżki
Wszystkim muszkom świata

Obraz sprawy nieco krzywy
Ale po co bić na alarm
Bardzo chciałbym być szczęśliwy!
I się staram...

Epitafium dla frajera

Żył raz Frajer
Wierzył w bajer
Potem umarł

Nad grobem cztery
Inne Frajery
Wbite w gajery
Wytarte, starte
W cholernym słońcu
Stali bez końca
Jakby po piwo
Albo ćwiarę

Aż wreszcie jeden
Niemłody Frajer
Łzę łyknął gorzką
Jak zajzajer
I w taki gorąc
O suchym gardle
Na siebie biorąc
Żałobne parle
Powiedział:

Przyjacielu
Trochę serca nam ubyło
Ile naprawdę
Jeszcze nie wiemy
Pamięć o Tobie
Poniesiemy
Zrobimy z nią
Ile umiemy
Ci co z urzędu
Wieńce kładli
Musieli odejść
Do swych spraw
Nas tak jak Ciebie
Czas nie nagli
Frajerzy zawsze
Mają czas
Bracie spod jednej anatemy
Żegnamy Cię i dziękujemy

Że Ci się chciało
Być zakałą
Gdy wystarczało
Głośno klaskać
Że Ci się chciało
Widzieć całość
Gdy wystarczała
Biała laska

Że Ci się chciało
Być tylko sobą
Zwyczajnie dobro od zła
Odróżniać
Kiedy nikogo
Nie było obok
Tylko służalcza
Szepcząca próżnia

Że Ci się chciało
Myśleć tak mało
O swoich własnych
Nielekkich losach
Że Ci godności
Wystarczało
By nie dorzucać
Drewna do stosów
Że Ci się chciało...

Że Ci się chciało
Ciężki Frajerze
Przeżyć po ludzku
Swe ludzkie życie
Choć w zmartwychwstanie
Nikt z nas nie wierzył
Ni w wieczną rzeczy pamięć
W granicie
Bracia spod jednej anatemy
Żegnamy Cię
I dziękujemy

Cztery frajery
Wbite w gajery
Jeszcze postały
Chwilkę na słońcu
Ptaszki ćwierkali
A oni stali
Po dobrej chwili
Poleźli w końcu

I zapomnieli dać po czerwońcu

Ja bym takiego klienta
W życiu nie wpuścił na cmentarz.


A na koniec dzisiejszego wpisu zapytanko natury zasadniczej ( autor j/w)













Czy świat wiele się zmieni
Gdy z młodych gniewnych
Powstaną starzy wkurwieni?















~~~~~~~~~~~~~~



24.02.2011













Andrzej Poniedzielski


Wsi globalna

Wsi globalna,
Wsi o siebie już spokojna.
Przepraszam,
Która jest teraz wojna?

Myślę

Myślę, więc jestem.
To reklama.
Nie myślę, jestem.
To powrót,
I raczej na tarczy.
Myślę, że jestem.
O, to już lepiej.
I musi na razie wystarczyć.

Piosenki

Piosenki to dźwięki,
Piosenki to słowa.
Piosenka- łyk szczęścia,
Piosenka- łez browar.
Piosenki- panienki,
Piosenki jak krzyże.

Gór piosenka nie przenosi,
Ale czasem może sprawić,
Że nam do nas
Jakby bliżej.

W bezmiarze niepewności

A w bezmiarze niepewności,
Myśl budzi się uparta.
Podejrzenie,
Już pewność prawie,
Że jedyny klucz,
W jedynie słusznej sprawie,
Tworzą żurawie.

I cóż nas czeka

I cóż nas czeka,
Marzeń rzeka,
Czy tez kosmosu czarny zlew?
Nie możemy już wrócić na drzewa,
Nie mamy już tylu drzew.













~~~~~~~~~~~~~~


18.02.2011













Konstanty Ildefons Gałczyński


Ballada o trzęsących się portkach

Posłuchajcie, o dziatki,
bardzo ślicznej balladki:

Był sobie pewien pan
na twarzy kwaśny i wklęsły,
miał portek z piętnaście par
( a może szesnaście )
i wszystkie mu się trzęsły;

Włoży szare: jak w febrze;
włoży granatowe: też;
od ślubu: jeszcze lepsze!
marengo: wzdłuż i wszerz.

Krótko mówiąc, w którekolwiek portki
kończyny dolne wtykał,
to trzęsły mu się one
jak nie przymierzając osika.

W ten sposób przez trzęsienie,
pan żywot miał bardzo lichy,
bo wszędzie, gdzie wszedł, zdziwienie,
a potem śmichy i chichy.

W końcu babcia czy ciocia,
już nie pamiętam kto,
powiedziała do tego pana:
"Chłopcze, ty uschniesz, bo

nad portek sprawą przedziwną
wylałeś trzy morza łez,
a znowu nie jest tak zimno,
więc spróbuj chodzić bez.

Toć są materiały urocze.
Toć są, kochanie. Toć.
Ty kup sobie jakiś szlafroczek
i w tym szlafroczku chodź;

lub od razu na zadek
kup sobie spódnic troszkę,
a na wszelki wypadek
parasolkę i broszkę;

też innych rzeczy mnóstwo,
kocickie ochędóstwo,
rzęsy z drutu, najlony -
i już będziesz urządzony,
a wąsy sobie wyskub.
I tak wyglądasz jak biskup"

Kupił pan sobie szlafroczek,
chodził w szlafroczku roczek,
ale tylko w ciemności,
bo i szlafrok trząsł mu się w całości;

a portki schowane w kredensie
też się nie zrzekły swych trzęsień,

trzęsło się całek mieszkanko,
kanapy i futryny,
bo to był dom melancho
i bardzo cyko ryjny.

Tutaj się kończy ballada
o portkach się trzęsących,
z ballady morał gada,
morał następujący:

GDY WIEJE WIATR HISTORII,
LUDZIOM JAK PIĘKNYM PTAKOM
ROSNĄ SKRZYDŁA, NATOMIAST
TRZĘSĄ SIĘ PORTKI PĘTAKOM.













~~~~~~~~~~~~~~~


11.02.2011













Adam Asnyk


Bławatek
Jaki to chłopiec niedobry!
Tak mnie wciąż zbywa niegrzecznie,
Muszę się gniewać na niego,
Gniewać koniecznie.

Niedawno wyrwał mi z ręki
Zerwany w polu bławatek
i przypiął sobie do piersi
Skradziony kwiatek.

I jeszcze żartował ze mnie,
Gdym się żaliła na psotę,
Bo mówił, że ma coś więcej
Ukraść ochotę.

Że oczy moje piękniejsze
Niźli ten kwiatek niebieski,
Że chce pić rosę z bławatków,
A z oczów łezki.

I mówił dalej niegrzeczny,
Że mnie rodzicom ukradnie,
Tak straszyć kogo, doprawdy
Że to nieładnie.

Chciałabym gniewać się bardzo! -
Nie widzieć więcej... ach! trudno;
Wiem, że mnie samej bez niego
Byłoby nudno.

Ale go muszę ukarać,
Podstępu na to użyję:
Będę umyślnie płakała,
Niech łezki pije!













Władysław Broniewski


Ze złości
Kochałbym cię (psiakrew, cholera!),
gdyby nie ta niepewność,
gdyby nie to, że serce zżera
złość, tęsknota i rzewność.

Byłbym wierny jak ten pies Burek,
chętnie sypiałbym na słomiance,
ale ty masz taką naturę,
że nie życzę żadnej kochance.

Kochałbym cię (sto tysięcy diabłów),
kochałbym (niech nagła krew zaleje!),
ale na mnie coś takiego spadło,
że już nie wiem, co się ze mną dzieje:

Z fotografią, jak kto głupi, się witam,
z fotografią (psiakrew!) się liczę,
pójdę spać i nie zasnę przed świtem,
póki z grzechów się jej nie wyliczę,

a te grzechy (psiakrew!) malutkie,
więc (cholera) złości się grzesznik:
że na przykład, wczoraj piłem wódkę
lub że pani Iks - niekoniecznie.

Cóż mi z tego (psiakrew!), żem wierny,
taki, co to "ślady po stopach"?...
Moja miła, minął październik,
moja miła (psiakrew!), mija listopad.

Moja miła, całe życie mija...
Miła! Miła! - powtarzam ze szlochem...
To mi życie daje, to zabija,
że ja ciągle (psiakrew!) ciebie kocham.













~~~~~~~~~~~~~~~~


4.02.2011












Wisława Szymborska


Odwódki

Od samogonu utrata pionu.

Od koniaku finał na haku.

Od palinki wstrętne uczynki.

Od maraskino spadaj rodzino.

Od pejsachówki pogrzeb bez mówki.

Od śliwowicy torsje w piwnicy.

Altruitki

Oszczędzając wstydu damie
lepiej cicho siedź, ty chamie.

Miast okradać krowę z mleka
dój bliskiego ci człowieka.

Oszczędzając sił buldoga
sam za niego podnoś noga (śląskie).

Odpoczynek daj królicy,
sam się rozmnóż w kamienicy.

Ulżyj trawie w obowiązkach:
sam wybujaj na Powązkach.

Moskaliki

Kto powiedział, że Francuzi
piją kawę z filiżanek,
temu pierwszy dam po buzi
pod świątynią Felicjanek.


Kto powiedział, że Finowie
mają wujów i kuzynów,
krzyżem zdzielę go po głowie
w krypcie Ojców Kapucynów.


Kto powiedział, że Bułgarzy
mają coś w rodzaju duszy,
temu przykrość się wydarzy
w studni Braci Templariuszy.


Kto powiedział, że Huculi
mają pewien dryg do tańców,
w samej przegnam go koszuli
spod zakrystii Zmartwychwstańców.


Kto powiedział, że Jankesi
zwykli wstawać o poranku,
tego nawet cud nie wskrzesi
u Pijarów na krużganku.












~~~~~~~~~~~~


28.01.2011

Julian Tuwim

Ostatnia dziewica
Nad modrą falą goniąc spojrzeniem
smutna usiadła dziewica,
pierś rozedmana czułem westchnieniem,
chustką podciera swe lica:

Żegnaj mnie, ojcze, żegnaj mnie matka!
Już nie wytrzymam tej męki.
Próżno trudziłam się do ostatka,
Dziś zginę z własnej swej reki.

Tak smutną dolę opłakująca
Już się szykuje do skoku.
Wtem czyjaś ręka z boku ją trąca,
Cud dzieje się na jej oku.

Cud jaśniejący w słońcu wspaniały,
Jakim się w bajkach zachwycasz,
Oto znienacka pienią się fale,
z fal wstaje złocisty rycerz.

Czuć , że jest duchem po pierwszym słowie,
Groźnie wygląda, lecz godnie.
Pancerz ma z przodu, hełm ma na głowie,
a niżej, jak zwykle, spodnie.

Dziewico czysta, wiem, żeś nietknięta!
Dla ciebie wyszedłem z głębi,
Pragnę ci zerwać boleści pęta,
tylko mnie mów , co cię gnębi!

Chceszli klejnoty, chceszli pałace,
Czy chceszli zniżki do kina?
Wszystko ja dam ci, wszystko zapłacę,
powiedz , dziewico jedyna!

Chceszli , by każdy podziwiał cię by?
Chcesz być królewną zaklętą?
Chcesz złote miasta, chcesz złote zęby?
Wszystko ci dam , boś nietkniętą.

Nic mi klejnoty, nic mi pałace,
-Rzecze dziewica żałosna.
Wszystko zapomnę , wszystko niech stracę,
czterdziesta mija mnie wiosna!

Wszystko niech stracę, wszystko zapomnę
To mówiąc spuszcza oczęta.
Jedno życzenie mam ja ogromne,
żebym już raz była tknięta!

Rycerz się wzdrygnął okropnym ruchem
Na to życzenie kobiety.
I rzekł: przepraszam, wszak jestem duchem,
nie mogę służyć, niestety.

Potem ją ujął i rzucił do wody,
Fala zakryła jej lica.
Tak to zginęła w kwiecie urody
ostatnia warszawska dziewica.


Ballada o czerwonej wstążce
Na górze w starym zamczysku
Mieszka księżna Ludmiła
I choć liczyła czterdziestkę,
Dziewicą cnotliwą była.

Miała, jak głosi legenda,
Bogactwa bez liku pono,
Na szyi zaś, Bóg wie po co,
Nosiła wstążkę czerwoną.

W zamczysku księżnej Ludmiły
Zrobiło się widać nudno,
Bo kiedyś księżna westchnęła
I rzekła smętnie: ha! trudno!

Jeśli się znajdzie amator,
Zostanę mu wierną żoną,
Ach! trzeba będzie poradzić
Z tą moją wstążką czerwoną.

Aż zjawił się z dali rycerz
Niewiadomego imienia,
Co w sercu księżnej Ludmiły
Obudził dziwne pragnienia.

I gdy za rękę ją ujął
Słodycz przeszyła jej łono,
Lecz wnet wskazała na szyję
Z tajemną wstążką czerwoną.

,,Jest u nas zwyczaj rodowy,
Do czasów prastarych sięga,
Że każdą kobietę dzieli
Na dwoje czerwona wstęga.

Wybieraj tedy rycerzu,
Nuż ci się wybór poszczęści
W dół, albo w górę od wstęgi
Jedną z obydwóch mych części''.

A rycerz ów był poetą
I rozmarzonym artystą,
A co najgorsze był głupcem
I wielkim idealistą.

Więc rzekł po krótkim namyśle:
,,O skarbie mój wytęskniony!
Wybieram tę część co leży
W górze od wstęgi czerwonej!''

Strasznie się słabo zrobiło,
Na takie słowa Ludmile,
Znikła w sąsiedniej komnacie,
Ale wróciła za chwilę.

I ujrzał rycerz zdumiony,
Że zacna księżna Ludmiła
Ze swojej wstęgi czerwonej
Podwiązkę sobie zrobiła.


Do jednej
Piotr miał cię za swą dziką żądzę,
Jan za to, że był pięknym ciałem.
Alojzy miał cię za pieniądze,
Ja - zawsze cię za kurwę miałem.


Upadłość
Puszczała się dziewczyna, puszczała z miłości,
Puszczała dla pieniędzy, puszczała z litości,
Aż taką masę razy upadała moralnie,
Że całkiem się skurwiła i wpadła fatalnie,
Albowiem w ciążę zaszła od jednego z gości:
Tak powstał Skurwysyndykat Masy Upadłości.














~~~~~~~~~~~~

21.01.2011

A. E. Housman (1859—1936)

Słoń, albo siła przyzwyczajenia
Zwyczajem słoni jest miewać w zasadzie
Trąbę od frontu a ogon na zadzie.
Trąba u końca a ogon z początku
Zdarza się rzadko i w drodze wyjątku.
Poszukiwania żywego przykładu
Ogona z przodu i trąby u zadu
Mogą prowadzić wręcz do zniechęcenia:
Słoń przyzwyczajeń tak łatwo nie zmienia.
 
Harry Graham (1874—1936)

Anglik u siebie
Grałem akurat w golfa tej niedzieli,
Kiedy inwazję przypuściły Szwaby;
Nasi żołnierze nogi za pas wzięli
A opór floty był żałośnie słaby;
Tak mnie bolała hańba Anglii, że
Z ledwością mogłem skupić się na grze.

Edmund Clerihew Bentley (1875—1956)

Sir Christopher Wren
Architekt sir Christopher Wren
Rzekł: „Idę zwiedzić ten
Nowy bar tuż za rogiem;
Gdyby żona przypadkiem wpadła,
To jestem zajęty projektem katedry Św. Pawła”.

Lord Clive
Urokiem lorda Clive (zwanego Jimmy)
Jest to, ze nie ma go miedzy żywymi.
Trzeba w ogóle docenić uroki.
Roztaczane przez niektóre zwłoki.

Henryk VIII
W trakcie pisania o Henryku ósmym
Nie powoduje żaden mus mym
Piórem, gdy stwierdzam: obciążał on tron
Ogromnym gronem żon.

Edgar Allan Poe
Edgar Allan Poe
Co pewien czas przysiadał poł
Surduta, aby dopisać, tak prędko, jak tylko mógł,
Kolejną strofę do ballady „Kruk”.

Dżyngis-Chan
Powszechny sąd o Dżyngis-Chanie
Jest przesadzony niesłychanie:
Osobowość to była dość wąska,
Chociaż władał obszarem
Od Pacyfiku do Śląska.

Matuzalem
Pod koniec życia Matuzalem —
Stwierdzamy to z prawdziwym żalem —
Stracił formę: zwłaszcza gdy wkroczył w 765 rok,
Przy grze w golfa niektóre piłki kierowały mu się wyraźnie w bok.

Ogden Nash (1902—1971)

Żółw
Zwieńczcie mnie laurem: już ze szkół wiem
To, że nie każdy gad jest żółwiem.
Strójcie mi skroń genialną w diadem:
Wiem też, że każdy żółw jest gadem.
Wiem, bom postawił dużą sumę
Na to, że żółw prześcignie pumę,
A żółw, gad podły, wziął w występie
Udział w umyślnie żółwim tempie.

Pies
Psa zdefiniuję jednym słowem:
Pies jest stworzeniem uczuciowem.
Wiem też (z doświadczeń własnych, owszem):
Pies mokry jest najuczuciowszem.


Stanisław Barańczak, "Fioletowa krowa. Antologia angielskiej i amerykańskiej poezji niepoważnej".


~~~~~~~~~~~~

14.01.2011

Harry Graham


Niania i grzanki
Raz niania, robiąc kilka grzanek,
Spłonęła żywcem w pewien ranek.
Lecz to najgorszym było zgrzytem,
Że grzanki też spłonęły przy tem.

Podwójny pech
Do studni z pitną wodą
Wpadła nam ciocia Emma.
Podwójny pech: zmarła młodo
I filtrów do wody nie mma.

Miękkie serce
Józio tak brykał, że aż swego dopiął:
Wpadł do kominka i spłonął na popiół.
Choć nie mam serca chwytać za pogrzebacz,
W salonie coraz zimniej. Józiu, przebacz.

Bezmyślna swawola
Czyściciel okna zleciał z parapetu
Piątego piętra i skutkiem impetu
Nadział się na szpic mego parasola.
„Młodzieńcze, cóż za bezmyślna swawola!
– Rzekłem. – Masz szczęście: bo bez tej osłony
Melonik miałbym doszczętnie zgnieciony.”
(tłum. S. Barańczak)

Surowy rodzic
Dość miał Ojciec wrzasków Dziatwy:
Całą trójkę zrzucił z tratwy
I, po łbach je waląc wiosłem,
Rzekł: „Dość udręk przez was zniosłem!
Patrzeć na was, bardzo proszę,
Ale słuchać was - nie znoszę!"
(tłum. S. Barańczak)

***
Ciocia Eliza wpadła do studni,
I leży tam chyba od stu dni,
Więc nie pytajcie się drogie dzieci,
Dlaczego woda zielona leci.

Dziecięca nieczułość
Kiedy Babunia, wypadłszy nam z łódki,
W wodzie miotała się jeszcze czas krótki,
Jadzia gapiła się tylko z chichotem
I zapiszczała dla żartu tuż potem:
„Nie martw się, Babciu, wędkarz cię wyłowi!”
Omal nie dałem klapsa bachorowi.

Ucieszny smyk
Przechodzień spytał Gucia: „Czy pamiętasz,
Chłopcze, jak można trafić stąd na cmentarz?”
Na to synalek mój, dowcipny łobuz,
Mówiąc „W ten sposób”, pchnął go pod autobus.
Gucio ma swoje wady, bądźmy szczerzy;
Lecz ponuractwo do nich nie należy.

 ~~~~~~~~~~

17.12.2010
Wisława Szymborska

"Radość pisania"

Dokąd biegnie ta napisana sarna przez napisany las?
Czy z napisanej wody pić,
która jej pyszczek odbije jak kalka?
Dlaczego łeb podnosi, czy coś słyszy?
Na pożyczonych z prawdy czterech nóżkach wsparta
spod moich palców uchem strzyże.
Cisza - ten wyraz też szeleści po papierze
i rozgarnia spowodowane słowem "las" gałęzie.

Nad białą kartką czają się do skoku
litery, które mogą ułożyć się źle,
zdania osaczające,
przed którymi nie będzie ratunku.

Jest w kropli atramentu spory zapas
myśliwych z przymrużonym okiem,
gotowych zbiec po stromym piórze w dół,
otoczyć sarnę, złożyć się do strzału.
Zapominają, że tu nie jest życie.
Inne, czarno na białym, panują tu prawa.

Oka mgnienie trwać będzie tak długo, jak zechcę,
pozwoli się podzielić na małe wieczności
pełne wstrzymanych w locie kul.
Na zawsze, jeśli każę, nic się tu nie stanie.
Bez mojej woli nawet liść nie spadnie
ani źdźbło się nie ugnie pod kropką kopytka.

Jest więc taki świat,
nad którym los sprawuję niezależny?
Czas, który wiążę łańcuchami znaków?
Istnienie na mój rozkaz nieustanne?

Radość pisania.
Możność utrwalania.
Zemsta ręki śmiertelnej.

~~~~~~~~~~~~


10.12.2010

Tadeusz Boy Żeleński 


Ludmiła (powieść fantastyczna)

Inna znów dziewczynka była,
A wołali ją Ludmiła.

Mimo dość tłustego cielska
Była bardzo marzycielska.

Często śniło się jej w nocy,
Że ją Rycerz miał w swej mocy,
A ona z wielką ochotą,
Uwieńczała go swą cnotą,
I w sympatii doń miotała,
Duże kształty swego ciała.

Nikt na palcach nie policzy,
Ile miała z tym słodyczy.

Jednej nocy, bawiąc wspólnie,
Rycerz czuły był szczególnie.
Ciągle mówił: "Ach! Ludmiło!"
(Niby tak się to jej śniło.)
Wciąż mężniej sobie poczynał,
Aż łóżko wpadło w Urynał.

Oto jak nas, biednych ludzi,
Rzeczywistość ze snu budzi.


~~~~~~~~~~

3.12.2010

Tadeusz Boy Żeleński

Ernestynka (powieść obyczajowa)

Druga znów była dziewczynka,
A zwała się Ernestynka.

Jeden miała smutek wielki,
Bo ojciec robił serdelki.

A przeciwnie, za to ona
Była bardzo wykształcona.

Wciąż czytała, co się zmieści,
Śliczne francuskie powieści.

Mówili o niej bógwico,
Że jest tylko półdziewicą.

Nie każda jest taka święta,
Żeby zaraz mieć bliźnięta.

Raz ją ojciec przez to złapał,
Bo jej narzeczony chrapał.

Straszny krzyk się zrobił w domu,
Że tak czynią po kryjomu.

Każdy wrzeszczał o czym innym,
Jak zwykle w życiu rodzinnym.

Ojciec najgorsze wyrazy
Powtarzał po kilka razy.

Ona płakała cichutko,
Bo ją przy tym kopnął w udko.

A potem jeszcze jej ostro
Zakazał bawić się z siostrą,

Że się taka sama świnka
Zrobi jak ta Ernestynka.

Z książkami tyż była heca:
Wszystkie powrzucał do pieca,
Choć sam nie wiedział dlaczego,
Co ma jedno do drugiego.

W końcu ustały te krzyki,
Poszedł rano do fabryki.

Na co człowiek się naraża,
Kiedy ojca ma masarza.


Franio (powieść dydaktyczna)

Franio był to chłopiec mały,
Ale był bardzo nieśmiały,
Lubił widzieć u siostrzyczki,
Kiedy zdejmuje spódniczki.
Zaraz robił się niebieski
I w oczach miał rzewne łezki.
Aż mówiła dobra niania:
"Żeby szlag nie trafił Frania."
Albo się w kąpieli śmiała:
"Tobie by się żona zdała."
A on patrzył, przestraszony,
Bo nie był uświadomiony.
Naradził się Tato z Mamą,
I Babunia tyż to samo,
Że to już ostatnia pora
Zawieźć Frania do doktora.
Doktor zaraz wziął trzy ruble
I kazał go moczyć w kuble.
Powiedział, że to dziedziczne
Cierpienie psychofizyczne.
I że mu przejdzie z wiekiem,
Jak będzie dużym człowiekiem.

Złe sobie daje świadectwo,
Gdy kto wyszydza kalectwo.



~~~~~~~~~~~~

 26.10.2010

Wisława Szymborska 


Tu Czesław Miłosz - chmurna twarz.
Klęknij i odmów "Ojcze nasz".

Szymborska - gips. Łaskawy los
obtłukł ją trochę, zwłaszcza nos.

Tu Pilch z kieliszkiem pustym w ręce.
Malarz dał wyraz jego męce.

Krynicki. Żona. Książki. Koty.
Malarz miał dużo do roboty.

Lipska od tyłu. Jej część przednia
nie dojechała jeszcze z Wiednia.

Joanna Olczak - druga Nike.
Luwr na wieść o tym wpadł w panikę.


Marian Hemar

Na felietonistę
Pośród felietonistów wielu,
Dziesiąta woda po Kisielu.

Na krytyków
Jeden chwali,
Druga gani,
Obydwoje
Grafomani.

Na historyka literatury
Już nie taki zgorzkniały i nie tak ponury.
Uznania się doczekał, sławy pokołysał.
Marzy już o naczelnym miejscu w Historii Literatury.
Sam ją napisał.

Na pisarkę
Tak pisze jakby znała jakieś nowe
Pigułki przeciw zachodzeniu w głowę.


Na młodego pisarza
Narodzie, ściel mu się do stóp!
Już wielki! Już w obłokach siedzi!
Już wziął z nieśmiertelnością ślub!
Choć ledwie dał na zapowiedzi.



 ~~~~~~~~~~~~

 20.11.2010

Julian Tuwim 


Sprzeczka z żoną

Lojalnie mówię do żony:
"Małżonko, jestem wstawiony".

Odrzekła z pogardą: "Błazen!
Uważam, że jesteś pod gazem".

Mówię: "Przesady nie lubię.
Przysięgam ci, że mam w czubie".

Powiada: "Kłamiesz, kochany.
Twierdzę, że jesteś pijany".

Nie przeczę - mówię - żem hulał,
Lecz jam się tylko ululał".

Odrzekła: "Łżesz jak najęty.
Po prostu jesteś urżnięty".

"Ja - mówię - nic nie skłamałem;
Doprawdy, pałę zalałem".

"Kłamstwo - powiada - co krok!
Jesteś urżnięty w sztok".

"Oszczerstwo! - oświadczam z gestem
- Pijany jak bela jestem".

"Baranek - krzyczy - bez winy!
A kurzy mu się z czupryny".

Wyję: "Niech pani przestanie!
Ja jestem w nietrzeźwym stanie".

"Łżesz - mówi znów - jak najęty!
Trynknięty jesteś, trynknięty!"

"Nieprawda - ryknąłem na to
- Ja jestem pod dobrą datą!"

"Gadaj - powiada - do ściany,
Wiem dobrze: jesteś zalany!"

"Jędzo - szepnąłem - przestaniesz?
Ja - zryty jestem! Ty kłamiesz!"

Godzinę trwała ta sprzeczka,
Aż poszła na wódkę żoneczka.
A ja, by się nie dać ogłupić,
Także poszedłem się upić.


 ~~~~~~~~~~~~

 9.11.2010

Marian Hemar

Z różnych punktów widzenia --
Ciekawa rzecz, jak się skala
Pewnych wartości zmienia.

Wadą staje się cnota,
A zaletą -- głupota.
O przeciwniku -- gdy zacny --
Mówimy, że idiota.

O stronniku, gdy trudno
Przyznać nam, że rozsądny --
Nie powiemy, ze cymbał.
Powiemy: "Z gruntu porządny".

Gdy się mądrym człowiekiem
Chlubi wrogi nam obóz --
Stwierdzamy, że "inteligentny"
I dodajemy: "łobuz".

Gdy się w naszym obozie
Łobuz szasta wybitny --
Mówimy: "Twardy człowiek.
„Zdolny” -- mówimy. – „Sprytny".

Gdy nasz przeciwnik się potknie,
"Zdrajca!" -- głosimy krzykiem.
Gdy stronnik zdradzi, stwierdzamy:
"Nie był naszym stronnikiem".

I to nas niesłychanie
Na duchu podtrzymuje,
Że przeciw nam zawsze
Idioci tylko i szuje.

A z nami, wszyscy albo
Roztropni, albo dumni,
Albo z gruntu porządni,
Albo bardzo rozumni.

Dziwne, jak punkt widzenia
Automatycznie zmienia
Skalę naszych kryteriów
Uznania czy potępienia.

Gdy my konfiskujemy --
Zasługa to narodowa.
Kiedy nas konfiskują --
Gwałcą swobodę słowa.

Kiedy nas zamykają --
Tyrani! Despoci! Kaci!
Kiedy my zamykamy --
Tośmy furt demokraci.

Kiedy my "Precz!" wrzeszczymy --
Tośmy patrioci polscy.
Ci, co "Precz" wrzeszczą na nas
Wywrotowcy warcholscy.

"Dwa a dwa cztery" u nas --
To dogmat, to teologia.
"Dwa a dwa cztery" u wroga --
Wulgarna demagogia.

Przyznać komu, po męsku,
W sposób najprościej rozsądny,
Że choć wróg nasz -- rozumny,
Choć przeciwnik -- porządny,

I walczyć z nim, aż do końca,
do końca ceniąc go szczerze --
Na to nas nie stać. To w naszym
Nie leży charakterze.

Nasza zasada: siebie
Ze wszystkiego rozgrzeszać,
Ale na przeciwniku
Psy -- o to samo -- wieszać.

~~~~~~~~~~~~~~




27.10.2010

Ludwik Jerzy Kern

"Dowód"

Był pewien pies, co miał sto nóg,
Więc (choć to brzmi dość psotnie)
Szybciej od innych psów biegać mógł
Dwudziestopięciokrotnie.

Po co to piszę? - pytam psa.
Czy dla zrobienia wrażenia?
Nie, chcę pokazać tylko wam,
Że znam tabliczkę mnożenia.

"Dialog z pluskwą"

W pewnym hotelu w pewnym miasteczku
Gość sobie pewien zasnął w łóżeczku.
Przedtem nastawił budzik na krześle
I zgasił lampę, prawie już we śnie.
Morfeusz puścił film w kilku seriach,
Zaczęła działać snu maszyneria.

Jakaś ulica, jakieś wybrzeże,
Siedem księżyców, kwiaty, żołnierze,
Wiersze na niebie pisze samolot,
Ktoś idzie, mówią, że Marco Polo,
Gotyckie tumy, wysokie baszty,
Tańczy fokstrota Ludwik Szesnasty,
I nagle ona, gdzieś na balkonie,
A on, snobiorca, stoi koło niej.
Miłość chce wyznać, drży już jak liść...

Gdy wtem go pluskwa zaczęła gryźć.

Nie chciał mieć luki w sennym seansie,
Gdzie go ugryzła, podrapał tam się.
"Później się zajmę z tą pluskwą walką"
Mruknął - i szybko wrócił na balkon.
Już, już sercową przeżywał mękę,
Już, już wyśnioną chwytał za rękę,
Już nawet zdążył wyszeptać "Ko..."

Gdy po raz drugi ugryzła go.

"Dosyć!" - wykrzyknął. Zapalił światło
I schwytał bydlę, co go ujadło.
Wziął ją ostrożnie w paluszki dwa:
- Tyś mnie ugryzła?
- Ja.
- Teraz mnie poznasz, teraz cię mam!
- Co mam poznawać? Ja pana znam.
Pan przecież kiedyś był tu w tym celu,
By dezynfekcję zrobić w hotelu.
Mama, co gościa gryzie za ścianą,
Opowiadała dużo o panu.
Wprost się nachwalić pana nie może.
"Cóż to za człowiek - mówi - mój Boże!
Sama poezja - mówi - sam miód!..."

Miód nie wytrzymał.
Zgniótł.

"Leciał sobie ptaszek"

Leciał sobie ptaszek.
Zobaczył ptaszek daszek.
Siadł.

Na daszku coś leżało.
Ptaszek dziób-dziób-dziób. Śmiało.
Zjadł.

Odfrunął wkrótce potem.
Normalnym ptasim lotem.
W dal.

Wtem poczuł ból szkaradny.
O - myśli sobie - ładny
Bal!

Dziwna jakaś choroba.
Wątroba nie wątroba?
Hę?

Pójdę chyba do piachu.
Strułem czymś na tym dachu
Się.

Coraz bardziej mnie bierze.
Może było nieświeże
To?

Cóż robić. Ptak też wpada.
Kiedy na mieście jada.
W dodatku byle co.


~~~~~~~~~~~~~~~~

21.10.2010



źródło
~~~~~~~~~~~~


14.10.2010

Julian Tuwim

"Całujcie mnie wszyscy w dupę"

Absztyfikanci grubej Berty
I katowickie węglokopy,
I borysławskie naftowierty,
I lodzermensche, grube chłopy,
Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajką wytwornych pind na kupę,
Rębajły, franty, zabijaki,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Izraeliccy doktorkowie,
Widnia, żydowskiej Mekki, flance,
Co w Bochni, Stryju i Krakowie
Szerzycie kulturalną francę!
Którzy chlipiecie z "Naje Fraje"
Swą intelektualną zupę,
Mądrale, oczytane faje,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Item aryjskie rzeczoznawce,
Wypierdy germańskiego ducha
(Gdy swoją krew i waszą sprawdzę,
Wierzcie mi, jedna będzie jucha),
Karne pętaki i szturmowcy,
Zuchy z Makabi czy Owupe
I rekordziści i sportowcy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Socjały nudne i ponure,
Pedeki, neokatoliki,
Podskakiewicze pod kulturę.
Czciciele radia i fizyki,
Uczone małpy, ścisłowiedy,
Co oglądacie świat przez lupę
I wszystko wiecie: co, jak, kiedy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Item ów belfer szkoły żeńskiej,
Co dużo chciałby, a nie może,
Item profesor Cy... wileński
(Pan już wie za co, profesorze!)
I ty za młodu niedorżnięta
Megiero, co masz taki tupet
Że szczujesz na mnie swe szczenięta,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Item Syjontki palestyńskie,
Haluce, co lejecie tkliwe
Starozakonne łzy kretyńskie,
Że "szumią jodły w Tel-Avivie".
I wszechsłowiańscy marzyciele,
Zebrani w malowniczą trupę
Z byle mistycznym kpem na czele,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

I ty, fortuny skurwysynu,
Gówniarzu uperfumowany,
Co splendor oraz spleen Londynu
Nosisz na gębie zakazanej,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Item ględziarze i bajdury,
Ciągnący z nieba grubą rentę,
O, łapiduchy Jasnej Góry,
Z Góry Kalwarii parchy święte,
I ty, księżuniu, co kutasa
Zawiązanego masz na supeł,
Żeby ci czasem nie pohasał,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

I wy, o których zapomniałem
Lub pominąłem was przez litość,
Albo dlatego, że się bałem,
Albo, że taka was obfitość.
I ty, cenzorze, co za wiersz ten
Zapewne skarzesz mnie na ciupę,
Iżem się stał świntuchów hersztem,
Całujcie mnie wszyscy w dupę!

Będzie jeszcze gorzej, tak źle, że.... strach się bać po prostu!


STREFA WYSOKIEGO RYZYKA!


"Na pewnego endeka co na mnie szczeka"

Próżnoś repliki się spodziewał
Nie dam ci prztyczka ani klapsa.
Nie powiem nawet pies cię jebał,
bo to mezalians byłby dla psa.


A teraz, dla uspokojenia skołatanych powyższą lekturą nerwów:

Wierszyk o kretynie i idiotce

Spotkali się w święto, o piątej przed kinem
Miejscowa idiotka z tutejszym kretynem
Tutejsza idiotko!- rzekł kretyn miejscowy
Czy pragniesz pójść ze mną na film przebojowy
Miejscowa kretynka odrzekła: z ochotą
Albowiem cię kocham tutejszy idioto
Wiec kretyn miejscowy uśmiechnął się słodko
I poszedł do kina z tutejszą idiotką.

Na miłym macaniu minęła godzinka
I była szczęśliwa miejscowa kretynka
Aż wreszcie szepnęła: kretynie tutejszy!
Ten film mam wrażenie jest coraz nudniejszy.
Wiec poszli na sznycel, na melbę, na winko
Miejscowy idiota z tutejszą kretynką.

Tutejsza idiotka z kretynem miejscowym
Następnie się zwarli w uścisku zmysłowym
W ten sposób dorobią się córki lub syna
Idioty, idiotki, kretynki, kretyna,
By znowu się mogli spotykać przed kinem
Tutejsza idiotka z miejscowym kretynem.


~~~~~~~~~~~~~~


8. 10. 2010
Stanisław Jerzy  Lec

Ale ta mała urosła! Kiedyś miałem ją blisko serca, teraz mam ją powyżej uszu!
Bawichamek – pisarz dla najniższych gustów.
Cała rozpiętość natury! Od Kreatora do kreatury.
Diabeł nie śpi z byle kim.
Ech! Grzybobranie z nagonką.
Fałszywi prorocy spełniają sami swoje przepowiednie.
Gdyby jeszcze kozła ofiarnego można było doić!
Historia się nie powtarza? Może. Ale się jąka.
Im mniej ludzie mają zębów, tym są bardziej zgryźliwi.
Jesteśmy coraz bliżej odkrycia Boga przez naukę. Drżę wtedy o Jego los.
Klucz sytuacji często tkwi w zamku sąsiada.
Ludzie są sobie bliżsi, świat się przeludnia.
Łatwiej jest mieć kilka własnych książek niż jedno własne zdanie.
Mierz wysoko – wpajali mu wzniośli nauczyciele. Strzelił im w łeb.
Niech sobie ten przypis przeczyta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
On nadaje się do tłuczenia kamieni filozoficznych.
Przez życie trzeba przejść z godnym przymrużeniem oka, dając tym samym świadectwo nieznanemu stwórcy, że poznaliśmy się na kapitalnym żarcie,  jaki uczynił, powołując nas na ten świat.
Rozdwojenie jaźni można skleić jakimś innym wariactwem.
Sięgnąłem dna i usłyszałem pukanie od dołu.
Świat bez psychopatów? Byłby nienormalny.
Ten, kto skacze z radości, powinien uważać, by grunt nie usunął mu się spod nóg.
Ustrój ustrojem – a panuje konsternacja.
Wszystko mija, nawet najdłuższa żmija.
Złamał sobie życie! I ma teraz dwa oddzielne, bardzo przyjemne życia.
Żeby mieć tylu słuchaczy, co podsłuchujących.

 ~~~~~~~~~~~~


7.10.2010
Mario Vargas Llosa

'Gdy podejmuje się trud odtworzenia jakiegoś zdarzenia na podstawie rozmytych świadectw, człowiek uczy się, że wszystkie historie są opowieściami złożonymi z prawdy i kłamstwa.'
Historia Alejandra Mayty

'Sekret szczęścia, a przynajmniej spokoju, leży w tym, żeby wyeliminować romantyczną miłość z życia, bo to ona sprawia, że człowiek cierpi. Tak żyje się spokojniej i lepiej się bawi, zapewniam cię.'

'Kochanie się we trójkę jest wyrazem czci wobec Najświętszej Trójcy: Boga Ojca, Syna Bożego i Ducha Świętego.'

'Muzyka jest sztuką dionizyjską, i powinna być tworzona w szale…'

Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki

 
'Jest jeszcze coś takiego jak lojalność, przynajmniej między niektórymi kurwami. '
Rozmowa w Katedrze

'Obowiązkiem świeckiego państwa jest autonomia wobec nacisku grup religijnych.'


'Kultura zachodnia zapomina dziś o wymiarze moralnym, duchowym i intelektualnym, a to one są podstawą najważniejszego prawa człowieka, czyli prawa do wolności.'


‘Literatura, która nie obawia się ważnych tematów i unika uproszczeń, potrafi nie tylko oczarować, ale i wstrząsnąć.’

 ~~~~~~~~~~~~


30.09.2010
Wisława  Szymborska

Lepieje
Lepiej mieć horyzont wąski,
niż zamawiać tu zakąski.

Lepiej wynieść się z osiedla,
niż tu przełknąć choćby knedla.

Lepszy ku przepaści marsz,
Niż z tych naleśników farsz.

Lepszy piorun na Nosalu,
niż pulpety w tym lokalu.

Lepieje z akcentem prorodzinnym

Lepiej w domu zjeść konserwę,
niż mieć tutaj w życiu przerwę.

Lepsza w domu świekra z zezem,
niż tu jajko z majonezem.

Lepsza ciotka striptizerka,
niż podane tu żeberka.

Lepiej nie być w żony guście,
niż jeść boczek w tej kapuście.













~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



23.09.2010
Wisława Szymborska

Z limeryków chińsko-podhalańskich

Pewien juhas z Pęksowego Brzyzku
ujrzał przyszłość w proroczym błysku:
szumi piknie Dunajec,
a na mostku baca Kitajec
Jasinecka pierze po pysku.

Z limeryków wyspiarskich

Stary sklerotyk, rybak z Helu,
nagle zakochał się w Fidelu.
Do Kuby go pędziła chuć -
ale gdy tylko wsiadł na łódź,
zapomniał, w jakim płynie celu.

Z limeryków kontynentalnych

Jawnogrzesznica z wioski Kłaj
w swoim zawodzie była "naj".
Ale to zależało,
czy jej się chciało, czy nie chciało -
taki już miała obyczaj.

Julian Tuwim

Jest pewien facet w Egipcie,
Sucha mumia, trzymana w krypcie,
A nad kryptą jest skrypt:
"Kto by chciał parę szczypt,
Może wziąć. Tylko mnie nie wysypcie."

Raz pewien młody ichtiozaur
Był na wystawie "Des Beaux Arts";
Gdy spojrzał na dzieła,
Ochota go wzięła,
By pożreć wszystkie. I pożarł.

Pewien facet w kraju Honduras
ma na punkcie rasowym uraz.
Matki wina i błąd!
Kto chciał, miał ją. I stąd
syn mieszańcem jest trzydziestu dwu ras.


Maciej Słomczyński

Płetwonurkowi z miasta Pekin
Urodę życia odgryzł rekin.
I choć czytał Mao,
Lecz nie odrastało,
Więc pracował jako damski manekin.

O pewnym Brazylijczyku

Brazylijczyk z prowincji Parana
pragnął posiąść w pampasach barana.
A baran: „Beee, be,
ależ zostaw ty mnie!
Czyż nie widzisz, żem ja fatamorgana”?

Żył w Grójcu pewien Mistyk Pierdoła,
Rozkosz chciał zyskać z anioła.
Lecz choć maca i maca,
Nadaremna to praca,
Gdyż nic zgoła nie widać dokoła.


~~~~~~~~~~~~

17.09.2010
Stanisław Barańczak

Ćma

Ćma
Ma
Ważny powód, by w Płomień wpadać wciąż na nowo.
Wierzymy ćmie na słowo.


Emu

Emu:
Tak sie nazywa pewien rodzaj Strusi.
Czemu?
Widocznie musi.

Krewetka

Gdy kokietka krewetka pędzi za lubym krewetem,
Prędzej czy później wpada na niego z impetem.
Trzeba mieć zdrowie i odporność mułów,
Gdy się posiada przezroczysty tułów.


K. I. Gałczyński

O wróbelku

Wróbelek jest mała ptaszyna,
wróbelek istotka niewielka,
on brzydką stonogę pochłania,
lecz nikt nie popiera wróbelka.
Więc wołam: Czyż nikt nie pamięta,
że wróbelek jest druh nasz szczery?!
Kochajcie wróbelka, dziewczęta,
kochajcie, do jasnej cholery!


Satyra na bożą krówkę

Po cholerę toto żyje?
Trudno powiedzieć, czy ma szyję,
a bez szyi komu się przyda?

Pachnie toto jak dno beczki,
jakieś nóżki, jakieś kropeczki-
ohyda.

Człowiek zajęty niesłychanie,
a toto proszę, lezie po ścianie
i rozprasza uwagę człowieka;

bo człowiek chciałby się skoncentrować,
a ot bożą krówkę obserwować musi,
a czas ucieka.

A secundo, szanowne panie,
jakim prawem w zimie na ścianie?!
Co innego latem, gdy kwitnie ogórek!
Bo latem to co innego:
każdy owad może tentego i w ogóle.

Więc upraszam entomologów,
czyli badaczy owadzich nogów,
by się na tę sprawę rzucili z szałem.

I właśnie dlatego w Szczecinie,
gdzie mi czas pracowicie płynie,
satyrę na bożą krówkę napisałem.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~

13.09.2010
W.H. Auden

"Musée des Beaux Arts"

About suffering they were never wrong,
The Old Masters; how well, they understood
Its human position; how it takes place
While someone else is eating or opening a window or just walking dully along;
How, when the aged are reverently, passionately waiting
For the miraculous birth, there always must be
Children who did not specially want it to happen, skating
On a pond at the edge of the wood:
They never forgot
That even the dreadful martyrdom must run its course
Anyhow in a corner, some untidy spot
Where the dogs go on with their doggy life and the torturer's horse
Scratches its innocent behind on a tree.

In Breughel's Icarus, for instance: how everything turns away
Quite leisurely from the disaster; the ploughman may
Have heard the splash, the forsaken cry,
But for him it was not an important failure; the sun shone
As it had to on the white legs disappearing into the green
Water; and the expensive delicate ship that must have seen
Something amazing, a boy falling out of the sky,
Had somewhere to get to and sailed calmly on.


~~~~~~~~~~~~~~

10.09.2010

Tadeusz Boy-Żeleński

STEFANIA

(Powieść psychologiczna)

Kto poznał panią Stefanią
Ten wolał od innych pań ją.

Coś w niej już takiego było
Że popatrzyć na nią miło.

Oczy miała jak bławatki
I na sobie ładne szmatki.

Chociaż to rzecz dosyć trudna
Zawsze była bardzo schludna.

Aż mówił każdy przechodzień:
«Ta się musi kąpać co dzień».

Choć męża miała filistra
W innych rzeczach była bystra.

Jeździła aż do Abacji
Po temat do konwersacji.

Prócz tego natura szczodra
Dała jej b. ładne biodra.

Raz ją poznał jeden malarz
Który często pijał alasz.

Jak ją zobaczył na fiksie
Zaraz w niej zakochał w mig się.

Miała w uszach wielki topaz
I była wycięta po pas.

Przedtem widział różne panie
Ale zawsze bardzo tanie.

I do swego interesu
Miały dosyć podłe desu.

Strasznie się zapalił do niej
Wszędzie za Stefanią goni.

Miał kolorową koszulę
I przemawiał bardzo czule.

Żeby dała mu natchnienie
Ale ona mówi że nie.

Że umi kochać bez granic
Ale to też było na nic.

Potem jej mówił na raucie:
«Dałbym życie żebym miał cię».

Jak zobaczył że nie sposób
Poszedł znów do tamtych osób.

Ale już zaraz za bramą
Mówił, że to nie to samo.

Takiej dostał dziwnej manii
Że chciał tylko od Stefanii.

Bo to zawsze jest najgłupsze
Kiedy się kto przy czym uprze.

Mówili mu przyjaciele:
Czemu jesteś takie ciele:

Z kobietami trzeba twardo
A nie cackać się z pulardą.

Więc jej zaczął szarpać suknie:
A ta, jak na niego fuknie.

Wtedy całkiem stracił humor
I upijał się na umor.

Potem do Stefanii lubej
List napisał dosyć gruby.

Że to będzie znakomicie
Jak sobie odbierze życie.

A ona myślała chytrze:
«To by było nienajbrzydsze».

Lecz jak przyszło co do czego
Jakoś nic nie było z tego.

Potem znowu za lat kilka
Przyszła na nią taka chwilka.

I myślała czy to warto
Było być taką upartą.

Lecz tymczasem mu wychłódło
Bo już była stare pudło.

Tak to ludzie trwonią lata
Że nie są jak brat dla brata.

Z tym największy jest ambaras
Żeby dwoje chciało na raz.














~~~~~~~~~~


3.09.2010
Jan Izydor Sztaudynger

SUKCESY
Nigdy mi nie odmówiły,
Te, które mi się śniły.

***
Rzekła lilia do motyla:
"Nikt nie patrzy. Niech pan zapyla".

CENA ŚWIĘTOŚCI
Była piękna, dobra, święta
Do dziś płacę alimenta.

KTO ŚPI
Kto śpi, nie grzeszy, więc, miła osobo,
Nie będzie grzechu, gdy się prześpię z tobą.


Z ŻYCIA ROŚLINY
Najgorsze z upokorzeń,
Kiedy nawala korzeń.


Z MOTYWÓW STAROPOLSKICH
Przed Amorem nie skryjesz się z cnotą,
Bo on skrzydlaty, ty zmykasz piechotą.


ALEA IACTA EST
Rzekł ktoś rzucając chudą żonę:
- Kości zostały rzucone!


BRAK TRZECH 'O'

Brak okazji, odwagi, ochoty -
Powody niejednej cnoty.

***
Mam niewątpliwą ochotę
Na twą wątpliwą cnotę.

NAJMILSZA LEKTURA
Najmilsza chyba taka lektura:
Wyczytać z oczu, że cię pragnie która.


NIECHĘTNIE

Niechętniem dzisiaj zasnął,
Bom zasnął z żona własną.
I niechętnie się budzę,
Bo mi się śniły cudze.

POMSTA NIEBA
O pomstę do nieba woła,
Gdy on nic, choć ona goła.

~~~~~~~~~~
27.08.2010

Stanisław Barańczak

Krótkie streszczenia najbardziej znanych sztuk Williama Shakespeare’a
dla tych, którzy czytać ich nie chcą lub nie potrafią,
a chcieliby zabłysnąć w towarzystwie

"Hamlet"
Duch: brat jad wlał do ucha.
Syn ducha: o, psiajucha!
Stryja w ryj? Drastyczny krok.
Zwłoka. Jej finał: stos zwłok.

"Romeo i Julia"
Rody Werony: wraży raban.
Młodzi: hormony. Starzy: szlaban.
Mnich: lekarstwem zielarstwo?
Finał: trup grubą warstwą.

"Ryszard III"
Garbus: knuje.
Wokół szuje.
Ząb za ząb. Królestwo za konia.
Finał: zbiorowa agonia.

"Juliusz Cezar"
Forum. Togi.
Gołe nogi.
Klika: szefowi nóż w plecy?
Finał: trupy, kalecy.

"Otello"
Tło: gondole i doże.
Centrum uwagi: łoże.
Wąż: Jago. Mąż: " Ja go!..." Duszona:
Żona. Finał: obsada kona.

"Makbet"
Szkot: bestia bitna.
Żona: ambitna.
Ręce umywa. Ma gdzieś.
Bór: marsz na mur! Finał: rzeź.

"Król Lear"
Król - ojciec: lebiega.
Błazen: go ostrzega.
Córki: dwie złe, jedna lepsza.
Finał: wszystko się rozpieprza.

~~~~~~~~
19.08.2010

Konstanty Ildefons Gałczyński

Strasna zaba
(wiersz dla sepleniących)
Pewna pani na Marsałkowskiej
kupowała synkę z groskiem
w towazystwie swego męza, ponurego draba;

wychodzą ze sklepu, pani w sloch,
w ksyk i w lament: - Męzu, och, och!
popats, popats, jaka strasna zaba!

Mąz był wyzsy uzędnik, psetarł mgłę w okulaze
i mowi: - Zecywiście cos skace po trotuaze!
cy to zaba, cy tez nie,
w kazdym razie ja tym zainteresuję się;

zaraz zadzwonię do Cesława,
a Cesław niech zadzwoni do Symona -
nie wypada, zeby Warsawa
była na "takie coś" narazona.

Dzwonili, dzwonili i po tsech latach
wrescie schwytano zabę koło Nowego Świata;
a zeby sprawa zaby nie odesła w mglistość,
uządzono historycną urocystość;

ustawiono trybuny,
spędzono tłumy,
"Stselców" i "Federastów"
- Słowem, całe miasto.

Potem na trybunę wesła Wysoka Figura
i kiedy odgzmiały wsystkie "hurra",
Wysoka Figura zece tak:

- Wspólnym wysiłkiem ządu i społecenstwa
pozbyliśmy się zabiego bezecenstwa -
panowie, do gory głowy i syje!

A społecenstwo: - Zecywiscie,
dobze, ze tę zabę złapaliście,
wsyscy pseto zawołajmy: "Niech zyje!"