czwartek, 9 lutego 2012

98. Walentynkowy szał

14 lutego, przez sporo lat życia mego był dniem, jak co dzień. Do czasu, gdy ‘do Europy’ -jako naród i państwo- weszliśmy ( jakbyśmy, do tamtej pory, w Azji żyli) i zwyczaje świata wielkiego z zapałem przyswajać zaczęliśmy. Gdy używam liczby mnogiej, mam na myśli tzw. ogół, nie jednostki definiowalne imieniem, nazwiskiem, PESELem i NIPem. Choć, z drugiej strony, to z nich właśnie rzeczony ‘ogół’ się składa.

Tak czy owak, halloweenujemy i walentynkujemy na potęgę. Co więcej, w dobrym tonie jest halloweenować i walentynkować, bo jak się nie halloweenuje i nie walentynkuje, to jest się starym zgredem lub/i nudziarzem i mało światowym osobnikiem o horyzontach wąskich jak tolerancja niektórych osób zasiadających w Izbie Wysokiej ( a przynajmniej o wysoko usytuowanym suficie).

Ergo, za parę dni walentynkować wypada. Serduszek, czekoladek, misiaczków-przytulanek nakupić. Wybrankę/wybranka serca dobrami owymi zasypać- niech wie, że jest wyjątkowa / wyjątkowy i - przede wszystkim- moja jedyna i wyśniona ( ewentualnie- mój jedyny i wyśniony). Kicz i banał tego dnia uderzają jak pięść Tysona szczękę Gołoty, ale co tam-święto swoje prawa ma.

Nie bardzo pamiętam, jak to się stało, że dałam się wciągnąć w ową spiralę walentynkowego nonsensu, ale fakt jest faktem- świętowałam przykładnie i z werwą właściwą prozelitom. Jak Szanowni Czytelnicy zapewne się domyślają, Wkurzak pozostawał sceptyczny wobec ‘nowej, świeckiej tradycji’. Owszem, świętował ‘gdy kazano’, ale serca w owe obrzędy nie wkładał, gdyż jego analityczny umysł nie potrafił właściwie zracjonalizować ( a przez to, w czyn przekuć) pożytków płynących z faktu posiadania misia-pysia (o urodzie raczej wątpliwej), przepasanego czerwoną kokardką, gdzieś w połowie jestestwa swego (misia, nie Wkurzaka).

Wkurzak jeszcze o tym nie wie, ale w tym roku mu walentynkowanie odpuszczę. Niech chłopina odpocznie od łamania sobie mózgu rozważaniami typu ‘Emocjonalne i psychologiczne uwarunkowania gestów spontaniczno-społeczno kreowanych jako personifikacja niestabilności(?) emocjonalnej partnera/ partnerki wyrażanej poprzez niesamoistne, bo środowiskowo warunkowane, reakcje quasi-afektowane’. Jeżeli takiego prezentu Wkurzak nie doceni, to znaczy, że na niego nie zasłużył. W konsekwencji, w przyszłym roku wrócimy do sztampy i tandety nierozerwalnie z walentynkowaniem związanych- jakaś kara musi być!

Brak komentarzy: