czwartek, 14 lipca 2011

75. ‘Na wolności’ albo rozważania rekonwalescentki (1)

Szpital to dziwne miejsce. Większość ludzi broni się przed pobytem w nim rękami i nogami; jak się jednak okaże, że musimy się tam znaleźć, zaczynamy prosić opatrzność, aby stało się to jak najprędzej. Gdy to się uda, nie możemy się doczekać, aby z niego wyjść. Mnie się udało- poszłam i wyszłam. A co się przy tym napatrzyłam, to moje!

Wielkiego doświadczenia w tej materii nie mam, ale zaryzykuję stwierdzenie, że wszystkie budynki szpitalne są do siebie podobne. Cechuje je stonowana (czytaj: nudna) kolorystyka; zamiłowanie personelu do utrzymywania wysokiego standardu higienicznego przy użyciu środków czyszcząco-dezynfekujących o specyficznym (czytaj: mdlącym) zapachu; predylekcja osób tam zatrudnionych do ubierania się na biało; ograniczona liczba rozrywek (jeśli nie liczyć ‘rozrywek’ medycznych aplikowanych z zaskoczenia, zwykle przy pomocy strzykawki). Suma sumarum – sterylnie nudno, kolorystycznie banalnie, w porywach straszno.

Dużo ciekawsi od samego budynku są zatrudnieni tam ludzie. Obserwowałam ich poczynania z zainteresowaniem próbując jak najwięcej zapamiętać, aby je obiektywnie opisać.
Pielęgniarki

Zacznę od pielęgniarek, a nie lekarzy, bo to właśnie one stoją na pierwszej linii frontu i mają dużo częstszy kontakt z chorymi niż wybrańcy Eskulapa. Nazwałam je sobie na własny użytek starając się zawrzeć w ‘pseudonimie’ esencję ich osobowości (a przynajmniej tej jej części, którą dane mi było zaobserwować).

Ładna, acz nabzdyczona - zawsze ( nawet o 3.00 rano) nienaganny makijaż, świeżo poprawiona fryzura i strój bez jakichkolwiek śladów zagniecenia. Bardzo profesjonalna i fachowa w działaniach medycznych. Byłaby ideałem pielęgniarki, gdyby nie fakt, że na urodziwej twarzy zawsze ma wyraz pewnego znudzenia graniczącego z lekką irytacją. Myślę, że w głębi duszy wierzy, że pacjenci pchają się na jej oddział tylko po to, aby zrobić jej osobistą przykrość samą swoją obecnością. Nie widziałam, aby się uśmiechała.

Matka Polka (znana również jako przełożona pielęgniarek) - dobra dusza, która każdego chętnie do serca przytuli, za rękę potrzyma, a jak i to nie pomoże, to znajdzie właściwą substancję chemiczną, która choremu zrobi dobrze (albo przynajmniej lepiej). Nie toleruje natomiast histerii i panikarstwa- w takich razach stosuje terapie szokowe (burę słowną lub ignorowanie utyskującego nieszczęśnika). Z diagnozą trafia w punkt. Ma niekwestionowany autorytet wśród podwładnych i lekarzy.

Zakręcona – wchodzi do sali chorych i natychmiast zapomina, po co tu przyszła. Zażenowanie maskuje (ładnym) uśmiechem. Wśród swoich ‘podopiecznych’ budzi strach, bo nigdy nie wiadomo, czy nie przyjdzie jej do głowy pomysł, aby spróbować komuś pobrać krew. Piszę ‘spróbować’, bo wyczyn taki rzadko się jej udaje. Aby oddać Zakręconej sprawiedliwość muszę przyznać, że wie, kiedy się poddać i poprosić o pomoc bardziej doświadczoną koleżankę, więc nie spodziewam się, aby komuś większą krzywdę zrobiła. Jest młodziutka, więc jest szansa, że się w końcu tego fachu nauczy.

Siła spokoju –moja osobista faworytka rankingu. Zrównoważona i sympatyczna. Umie nawiązać kontakt z pacjentem- ze swadą opowiada o rzeczach różnych odwracając uwagę biedulki od faktu, że właśnie wbija jej w żyłę kawał zaostrzonego metalu. Chętnie i aktywnie słucha, co mówią pacjenci. Jej obecność ma na nich kojący wpływ- kiedy ona jest na dyżurze nic złego nie może się stać.

Wyżej opisane osobowości to jedynie wyimek z barwnej galerii ‘siostrzyczek’,
z którymi przyszło mi spędzać mój szpitalny ‘turnus’. Tym opisanym i tym pominiętym serdecznie dziękuję za opiekę (i/lub powody do śmiechu).

Koniec części pierwszej. W przygotowaniu część druga: Lekarze.

2 komentarze:

Amber7 pisze...

Aylla... widze zes wrocila do formy i strasznie cieszy mnie ten fakt! :) czekam na cd

Amber7 pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.