środa, 20 lipca 2011

77. W czas gorącego lata

Przyszło, jak zawsze, niespodziewanie i już od wejścia wszystkich wkurzyło, bo nie spełniło oczekiwań- zamiast rozwijać się kroczek po kroczku, łupnęło od razu z grubej rury ( takiej o kalibrze ze 30 stopni Celsjusza). Ludziom w ogóle dogodzić jest trudno, a w temacie pogody, to już szczególnie. A to za zimno, a to za ciepło; a to za sucho, a to za wilgotno. Łatwo lato nie ma. Mimo, że ogólnie lubiane i wyczekiwane i tak ma raczej pod górę, aby wszystkim zachciankom zadośćuczynić.

A ja lato kocham i dlatego występuję w jego obronie dając odpór spoconym krytykantom i poparzonym słońcem malkontentom.

Jako typ śródziemnomorski i ciepłolubny wolę +30°C od -30°C. Słońce i wysoką temperaturę można okiełznać (przy pomocy balsamów do ciała z wysokim filtrem UV oraz dużych ilości wody mineralnej, koniecznie niegazowanej. O zaletach, ale i niebezpieczeństwach wynikających z używania wentylatorów pisałam wcześniej), a mrozu i wiatru nie, bo atakują nie tylko ciało, ale i umysł, powodując ich kurczenie się i wadliwe funkcjonowanie. Poza tym, słońce to jeden z lepszych poprawiaczy humoru znanych ludzkości, może spokojnie stawać w szranki z czerwonym, wytrawnym winem i czekoladą.

Ważną cecha lata, jego wartością dodaną, jest fakt, że dla większości ludzi jest to okres urlopu i odpoczynku. Ludzkość en masse uwielbia leniuchować ( i ja ludzkość rozumiem i jej upodobania podzielam), a kiedyż lepszy czas po temu niż w długie, skwarne i słoneczne letnie dni?

Niestety, niektórzy bliźni biorąc urlop od pracy automatycznie biorą rozbrat z rozumem. Nie do końca ich potępiam, gdyż mózg też musi kiedyś odpocząć od refleksji z górnej półki i wysiłku ponad miarę przerobu szarych komórek. Ogólne ogłupienie i zdziczenie na krótką metę jest równie ożywcze jak łyk kawy po obudzeniu. Gorzej, jeśli nasza letnia intelektualna rozlazłość wydłuży się poza sezon urlopowy. Wtedy powrót do stanu normalnej używalności aparatu myślenia może być nad wyraz trudny i bolesny – co tłumaczy fakt, że klub miłośników jesieni zdaje się być dużo mniej liczny niż klub miłośników lata.

I może w tym właśnie tkwi sekret ambiwalentnego stosunku pewnych jednostek ludzkich do lata- nie tyle o aurę tu idzie, ile o wpływ letniej swobody na nasze decyzje, wybory i postępki w czasie letniej kanikuły czynione. Nie Celsjusz im winien, lecz my sami i nasza nieumiejętność cieszenia się latem statecznie i z umiarem godnym homo (choć trochę) sapiens. Moderation in all things and all things in moderatoion- jak mawiają Anglicy.

Tego lata postaram się zastosować do wyżej opisanych mądrości i spędzić je godnie i umiarkowanie. Albo nie- okaże się jesienią. Bo w końcu lato swoje prawa ma, a la donna è mobile, qual piuma al vento, muta d'accento — e di pensiero - jak mawiają Włosi.

Brak komentarzy: