niedziela, 10 października 2010

30. Z dziennika pokładowego kapitana Wkurzaka

Poniedziałek

Nareszcie minął weekend i wszystko wróciło do normy: mam dom tylko dla siebie (przynajmniej na parę godzin). Lubię te kawałki samotności- można sobie
powyobrażać różne rzeczy, poprowadzić dyskusje z samym sobą na ważkie tematy
i zawsze mieć ostatnie, decydujące słowo. Tak ładuję akumulatory i pobudzam szare komórki do bardziej efektywnego działania- tłum myśleniu nie sprzyja.

Wtorek

Myślę. Samodzielnie. W pojedynkę. Indywidualnie. Jednoosobowo.

Środa

Cotygodniowa dawka wyjaśnień składanych tym i tamtym, że myślenie też jest pracą. I to wcale nie najłatwiejszą, a na pewno nie najbardziej popularną. (Od jakiegoś już czasu nie dorzucam do mojego wywodu wniosku oczywistego, że brak myślenia można spokojnie zakwalifikować jako brak pracy. Dodawanie tej konkluzji irytuje interlokutorów i nastraja ich do mnie negatywnie -albo jeszcze negatywniej- zależy od rozmówcy.)

Czwartek

Mniej więcej wtedy dopada mnie chęć zrobienia czegoś szalonego.
Starannie obmyślam i planuję owo przedsięwzięcie- ustalam szczegóły, dopracowuję wszystkie drobiazgi. Gdy wszystko jest już dogłębnie obrobione mentalnie, dochodzę do wniosku, że nie ma sensu wcielać tego genialnego planu w czyn. Najważniejsze już się wydarzyło, fajniej nie będzie. Najlepsze rzeczy dzieją się poza zasięgiem wzroku, bezpiecznie ukryte w głębokich zwojach mózgowych.

Piątek

Co siedem dni podejmuję heroiczną próbę udowodnienia sobie, że czynności przyziemne mają skryty urok, który mi w końcu objawią. Staram się zatracić bez pamięci w zakupach, porządkach, czasem odważam się zmierzyć z wyzwaniem kucharzenia. Regularnie, co siedem dni, ponoszę porażkę. Ma gorzki smak, ale przynajmniej zbieram punkty za wytrwałość. Zbieram je dla siebie, nie czekam nagrody od innych.

Sobota/ Niedziela

Trzeba zewrzeć szeregi, zmobilizować rezerwy cierpliwości, uśmiech przećwiczyć, umiejętności interpersonalne odświeżyć i rzucić się w nurt życia towarzyskiego (tak ponoć robić wypada, żeby na totalne dziwowisko nie wyjść). W sumie nie jest źle- przecież człowiek, to zwierzę stadne i od innych zależne. Jedni są zależni mniej, inni więcej- ja należę do tej pierwszej grupy, więc weekendowa ilość stosunków towarzyskich zupełnie mi wystarcza. Zwłaszcza, że na horyzoncie już widać poniedziałek.

Brak komentarzy: