niedziela, 14 listopada 2010

34. Telewizja śniadaniowa


Jest w każdej szerokości geograficznej, ma ją każdy kraj, a może nawet każda większa stacja telewizyjna w każdym kraju. Nadaje się do oglądania w każdym języku, nawet, gdy się tego języka nie zna. Bo słowo nie jest w niej najważniejsze- liczy się obrazek, a ten jest zawsze taki sam: para prezenterów ( to zawsze musi być ona i on, inaczej oskarżenia o dyskryminację płciową płynęłyby szeroką rzeką do komputera wydawcy takiego programu) uśmiechnięci od ucha do ucha, robiący co w ludzkiej mocy, aby przekonać publikę, że kochają tę robotę, a rozmowy, które przyszło im prowadzić są ‘o czymś’.

Wokół pary prowadzących dominuje scenografia kwiatowo-warzywna, bo to zdrowo i kolorowo. Przecież ‘oglądacze’ też zapewne mają gustowną dynię ozdobną, od niechcenia rzuconą na środek stolika do kawy ( a jak nie mają, to powinni chcieć mieć). Miejscem centralnym studia jest kanapa- zwykle duża i wygodna, na której zmieniają się goście. A że zmieniają się z prędkością, z jaką mechanicy teamów Formuły 1 wymieniają opony w bolidach, żaden z zaproszonych nie jest w stanie udzielić sensownie rozbudowanej odpowiedzi na pytanie, którym go prowadzący zaatakował.

Poruszana tematyka ma zasięg imponujący- od sposobów na pieczenie pysznego i zdrowego chleba w domowym piekarniku elektrycznym, (który nie ma ani odpowiedniego kształtu, ani temperatury, ani wentylacji), po najnowsze wieści z trasy przemieszczania się strefy podwyższonego ciśnienia atmosferycznego w rejonie wysp Bora-Bora. (Takie ruchy mas powietrza pewnie niczego dobrego nie zwiastują, ale na wytłumaczenie skutków ich rozhasania czasu nie starcza.)

W kącie studia telewizji śniadaniowej zwykle znajduje się kuchnia, w której jakiś znany garkotłuk pichci jedzonko, które ponoć każdy może sobie we własnej kuchni spreparować i się nim cieszyć w samotności lub zaprosić sobie kompaniję wesołą i ich nim uraczyć. Oczywiście, jeżeli wcześniej uda mu się zgromadzić niezbędne składniki, których rozpiętość- jak wszystko w telewizji śniadaniowej- jest imponująca: od ciecierzycy po białe trufle.

Gdzieś w tle przygrywa jakiś zespół lub solista, który właśnie wydał / ma właśnie wydać płytę, a którego menadżer ma ‘układy’ i mu taką promocję załatwił. A że występ artysty odbywa się przy akompaniamencie brzękania garnków, to już nie jest ważne- prawdziwy talent się obroni, bez względu na okoliczności.

Oglądanie telewizji śniadaniowej to bardzo pouczające doświadczenie, wszystkim je polecam. Bo tu w pigułce człowiek dowie się jak chałupę warzywem przyozdobić, jak gościa zagadać, żeby sam po dwóch minutach uciekł, jak kaczkę gęsią nadziać      (a może to odwrotnie było?) i wielu, wielu innych cennych rzeczy. Wszystko to szybciutko i sprawnie- trzask prask i widz uświadomiony, misja wykonana. A jak ktoś ma apetyt na szersze zgłębianie tematu i wiedzę pogłębioną, to niech sobie poszuka innego programu, gdzie mu długo i detalicznie temat wyłożą- zwykle w porze najmniejszej oglądalności.

Brak komentarzy: