poniedziałek, 6 czerwca 2011

71. A kto ty jesteś? (1)

Proste pytanie, większość z nas nie ma problemów z odpowiedzią. „ Jestem bankierem.” „Jestem hydraulikiem.” „Jestem istotą wyższą, szaraczki- przytulaczki.” (Standardowa odpowiedź Wkurzaka.) Rzadko kto odpowiada: „Jestem człowiekiem.” Jeszcze mniejsza grupa doprecyzowuje odpowiedź: „Jestem człowiekiem płci żeńskiej/ męskiej.” W pewnym sensie jest to logiczne- przecież, w większości wypadków, widać od razu, że rozmawiamy z nim lub z nią. A jeśli nie widać? I nie słychać? Nooo, to się robi gorąco i parno. I duszno.
I niefajnie dla niewiedzącego.

Szufladkowanie ludzi od pierwszego wejrzenia to błąd. Nie wolno przypisywać innym cech, które jawią się nam jako im przynależne na pierwszy rzut oka. Takie tezy zawsze muszą być potwierdzone lub obalone w oparciu o bliższe poznanie. Co innego płeć- nie jest to informacja z gatunku delikatnych i -jako taka- winna być podana na tacy od razu. Czyli widoczna, słyszalna, (zmysłowo) wyczuwalna.

Kilka lat temu mądry pan prof. doc. dr (wielokrotnie) hab. zawyrokował, że dla kolana mego przyszłości nie ma, no chyba, że się jemu pod nóż podłożę, a on szat-prast, ryziu-ryziu, jakoś tę stajnię Augiasza posprząta. Niewykluczone,
że nawet zginać się ono będzie ochoczo. Uwierzyłam, przytłoczona profesurą belwederską przez pana prof. doc. dr (wielokrotnie) hab. posiadaną oraz spokojem i opanowaniem przez onego prezentowanymi ( a wyrażającymi się w stwierdzeniach lakonicznych typu: „To się wytnie.”), które zaprezentował w rozmowie ze mną, dodając w promocji uśmiech tak promienny i szarmancki, że nie sposób było mu się oprzeć. Niedługo później, leżałam na stole operacyjnym….

Sama operacja, choć niepozbawiona dreszczyku, nie jest tematem tej opowieści. Każdy, komu jakiś chirurg grzebał w (dowolnym) stawie, wie, jak trudno ‘dojść
do siebie’ po takim doświadczeniu. Z akcentem na ‘dojść’, bo o chodzenie w tej opowieści chodzi.

Operacja to fraszka, prawdziwe ‘schody’ zaczynają się dużo później, w tym krytycznym momencie, gdy miły pan gipsiarz pozbawi zoperowaną nogę podpory w postaci opatrunku gipsowego. Wyzwolona z okowów waty i gipsu kończyna wcale nie pała szczęściem. Odarta z mięśni, zmaltretowana, zabiedzona i zbielała nie okazuje żadnej chęci w kierunku zginania się. Ba, nawet jawnie przeciw temu protestuje (biernie).

I tu dochodzimy do sedna sprawy. Kolano- z natury swej- jest leniwe i wysiłkowi niechętne. A jak do tego dodamy fakt, że przez kilka wcześniejszych tygodni miało gipsową labę i nikt od niego wysiłku nie wymagał, to mamy prawdziwy problem. W pojedynkę sobie człowiek z motywowaniem kolana do wysiłku nie poradzi. Dobry Bóg też już zrobił (rękami chirurga), co mógł. Teraz trzeba zawołać ……rehabilitanta.

Brak komentarzy: