środa, 1 czerwca 2011

70. W sile…. siła

Dzięki uprzejmości mej kochanej cioci, która obdarowała mnie sowicie z okazji zbliżających się (nierychło, ale zawsze) imienin, jestem dumną właścicielką grilla elektrycznego ( z opcjonalną, acz istotną) funkcją piekarnika. Cudo, po prostu cudo! ( U cioci działa już jakiś czas, więc produkt wypróbowany, sprawdzony i oceniony wysoko.)

Otrzymałam ów genialny wynalazek wraz ze stosownym zapasem mięsa obrobionego termicznie, z odpowiednimi dodatkami owocowo- warzywnymi zawartymi wewnątrz/ na zewnątrz/ po bokach*. Przy wyjściu, całą siatę tych delicji wręczono mi w rękę prawą, a do lewej wsadzono stosowny sprzęt elektryczny, którego zadaniem jest nie spalić, nie zniszczyć, jedynie tak podnieść temperaturę w/w pyszności, aby zdatne i przydatne do spożycia były.

Delikatnie i z namaszczeniem przetransportowałam precjoza kulinarno-elepstryczne z miejsca rezydowania cioci do miejsca rezydowania mego. Mięsiwo wrzuciłam do lodówki. Ustawiłam nowy sprzęt na bufecie w kuchni. Z kartonu, w który był zapakowany, wyjęłam grill oraz różne ponderabilia (niektóre o kształtach tak wymyślnych, że Picasso by odpadł). Co się zmieściło, upchnęłam we wnętrzu grilla. Spróbowałam zamknąć drzwiczki. Nie dało się. Wyjęłam niektóre elementy ze środka. Spróbowałam zamknąć drzwiczki. Nie dało się. Zmieniłam rozmieszczenie elementów w środku. Spróbowałam zamknąć drzwiczki. Nie dało się. Wróciłam do poprzedniego ustawienia. Spróbowałam zamknąć drzwiczki. Nie dało się. Zrezygnowana, wygrzebałam z pudełka broszurę opatrzoną tytułem „Instrukcja użytkownika”. Załadowałam wskazane tam elementy do wnętrza urządzenia. Spróbowałam zamknąć drzwiczki. Nie dało się. „A niech cię grillu jeden!”- pomyślałam. „Dzwonię do cioci, już ona cię porządku nauczy!” Zadzwoniłam. Okazało się, że upchałam wszystko jak należy. Spróbowałam zamknąć drzwiczki. Nie dało się. „W nosie cię mam, ty grillowa paskudo bezużyteczna! Do serwisu na ciebie doniosę, w trymiga zrobią z tobą porządek, elektroniczny abnegacie! Albo poczekaj, aż Wkurzak wróci- już on ci tak do rozumu przemówi, że od razu do roboty się weźmiesz, byleby tylko się zamknął!” Tak postraszywszy nowo pozyskany piekarniko-grill udałam się do innych zajęć.

Od rana porażka, którą odniosłam w starciu z materią elektryczną nie dawała mi spokoju. Zrezygnowana, zadzwoniłam do serwisu. Miła pani, która odebrała mój telefon, poinformowała mnie, że oni służą radą i pomocą w sytuacjach, gdy sprzęt nie działa na skutek awarii. Brak kompatybilności elementów sprzętu to problem producenta- podała mi numer telefonu sprawcy udręki mej. Zadzwoniłam. Odebrał osobnik płci różnej od mojej, obdarzony tak głębokim i aksamitnym głosem, że nawet najgorszą nowinę z jego ust („Pani grill nie wykazuje żadnych oznak współpracy i przez to wydaliśmy na niego wyrok technologicznej eutanazji”) przyjęłabym z lekkim uśmiechem i spokojem. Tak się jednak nie stało. Producent (w osobie adresata mego telefonu) dwoił się i troił, by mi w ciężkiej mej doli ulżyć. Oboje ( ja w domu, on w wytwórni) mierzyliśmy kłopotliwy element, aby się upewnić, czy w mojej paczce zapakowano właściwą część. O dziwo, okazało się, że wszystkie elementy są właściwych wymiarów/rozmiarów. Zachęcona przez mojego rozmówcę po raz
n-ty spróbowałam zamknąć drzwiczki urządzenia. Nie dało się. Pewien element (fachowo zwany ‘tacką’) skutecznie blokował ich zamknięcie. A nie powinien, bo wymiary miał prawidłowe- sprawdziliśmy to już wcześniej przy pomocy centymetra. ( To znaczy, ja sprawdziłam, a mój rozmówca potwierdził trafność
i prawidłowość wyników moich pomiarów).

Zgroza i egzystencjalna nicość zdominowały naszą dalszą rozmowę. „Jak nie pasuje skoro pasować MUSI?”- zastanawiał się głośno miły pan po drugiej stronie słuchawki. „Jak pasuje skoro pasować nie chce?”- rezolutnie ripostowałam ja. Aksamit w jego głosie nieco się zmechacił, czułam, że sytuacja go przerosła i jest o krok od poddania się. Po dłuższej pauzie zaproponował, że skonsultuje się z szefem produkcji i do mnie oddzwoni.

Telefon zabrzęczał po kilku minutach- niestety, wg szefa ‘tacka’ spełniała wszelkie normy i, cytuję: „musi pasować, łaski nie robi”. Ale co szef, to zawsze szef. Przemówił do mnie w telefonie tymi słowy: „ Proszę zobaczyć, czy obudowa się podczas transportu nie wgięła.” Sprawdziłam, wydawała się nienaruszona. Wiadomość ta srodze zasmuciła szefa produkcji. Chwilę pomilczał, przekalkulował za i przeciw, by następnie złożyć mi propozycję nie do odrzucenia: „ Niech Pani, mimo wszystko, spróbuje wypchnąć obudowę od środka.” Ponieważ zawsze uczono mnie, że urządzeń elepstrycznych nie należy traktować brutalnie, bo tego nie lubią i potrafią się za takie traktowanie diabelsko zemścić (vide mój samospalony protestacyjnie komputer), zgłosiłam szefowi swoje opory. Przekonał mnie jednak siłą argumentu: „ Niech Pani wali śmiało, przecież i tak nie działa. Jakby co, będzie na mnie!”

No to łup!- łupnęłam odważnie, acz z wyczuciem. Blacha obudowy wydała z siebie dźwięk typu’ „puuf”, nie odkształciła się jednak na tyle, żeby można to było zaobserwować. Będący przez cały czas na telefonicznym nasłuchu szef zawyrokował, że wystarczy. Poinstruował mnie, abym ponownie załadowała cały osprzęt (łącznie z niesławną ’tacką’) do wnętrza urządzenia. Spróbowałam zamknąć drzwiczki …

ZADZIAŁAŁO!! Wszystko pasowało idealnie! Tacka spoczęła w stosownym dla siebie miejscu, z dołu spoglądała jakby przyjaźnie na zainstalowany przeze mnie powyżej ruszt. Drzwiczki z lubością przytulały się do obudowy. Sielanka rozlała się po całej kuchni.

Niestety, nie obyło się bez kropli dziegciu. Dziękując szefowi i mojemu wcześniejszemu rozmówcy o aksamitnym głosie za pomoc oraz dokonanie naprawy serwisowej przez telefon, usłyszałam, jak szef poddawał w wątpliwość dalszą współpracę z obecnym dostawcą sprzętu ich firmy do sklepów.

Cóż, nie ma róży bez kolców. (I grilla bez właściwej tacki.) Ważne, że obyło się bez ciągania piekarniko-grilla do blacharza w celu wyklepania ‘maski’. Jak się chce, to wszystko można!



_____________________________________________________
* wybrać właściwe w odniesieniu do konkretnego kawałka mięsiwa

Brak komentarzy: