wtorek, 22 lutego 2011

51. Galeria obciachu (2)

„Absokurdelutnie!!’- pomyślałam sobie, ale nie dałam po sobie poznać (przynajmniej mam taką nadzieję), że serce mi kołkiem w gardle stanęło. Starając się zachować spokój, łaskawie zgodziłam się na spotkanie w sobotnie popołudnie. Szybko dogadaliśmy detale i wtedy dzwonek zawezwał nas na lekcję. Każde udało się do swojej klasy.

Przygotowania do sobotniej randki zaczęły się od rana. Nie mogłam się zdecydować w czym na niej wystąpię, opcja zmieniała się co dziesięć minut. Cały pokój zasłany był ciuchami wyciągniętymi z szafy. Gdzieś w kłębowisku ubrań walały się stosy przeróżnych dodatków. Szafa zionęła pustką, poruszanie się po pokoju było niemalże niewykonalne. W samym środku tego galimatiasu siedziałam ja- z każdą chwilą bardziej zdesperowana i zagubiona.

Jak zawsze w takich razach postanowiłam oderwać myśli od kwestii tekstylnych, mając nadzieję, że zajęcie się czymś innym pozwoli mi oczyścić umysł, a po powrocie do tematu szybko podjąć decyzję (do dziś tak robię, zazwyczaj skutkuje). Zapomniałam jedynie, że nie wolno wtedy sięgać po wciągającą książkę, której lektura sprawia, że o bożym świecie się zapomina. A ja ten błąd popełniłam!

Gdy podniosłam wzrok znad książki i spojrzałam na wskazówki zegara krew mi w żyłach zmroziło. Było koszmarnie późno, a ja musiałam się dostać do centrum miasta! Trzeba było działać sprawnie i szybko. Prędziutko przerzuciłam stos ubrań i zdecydowałam się na lekką sukienkę z króciutkim rękawkiem. Zdecydowanym ruchem wygrzebałam ze sterty na środku pokoju odpowiednie dodatki. Rach ciach i lekki makijaż przyozdobił mi twarz. Jeszcze tylko torebka i w drogę.

W drodze na przystanek tramwajowy obserwowałam swoje odbicie w oknach wystawowych mijanych sklepów. Sukienki, na którą się zdecydowałam, nie nosiłam przez jakiś czas. Od wiszenia w szafie trochę niewygodna się zrobiła- jakaś twarda w ramionach. Ale nie miałam czasu się zastanawiać czy była wygodna, czy nie- ważne, żeby na randkę z niebieskookim futbolistą zdążyć. Dotarłam na przystanek. Czekało na nim kilka osób- widomy znak, że wkrótce jakiś pojazd komunikacji miejskiej się pojawi. Tak też się stało: niedługo później pojazd ów wiózł mnie na spotkanie z przeznaczeniem.

Po kilku przystankach do wagonu wsiadła koleżanka z klasy. Przywitałyśmy się i zaczęłyśmy rozmawiać, ale jej wzrok cały czas błądził w okolicach moich ramion. Gdy zwróciłam jej na to uwagę, przyznała, że sukienka jakoś dziwnie mi się na barkach układa, więc postanowiła bliżej sprawę zbadać. Wynik oględzin sprawił, że wybuchnęła niepohamowanym śmiechem, skupiając na nas uwagę wszystkich pasażerów. Przez jakiś czas nie byłam w stanie wydobyć od niej przyczyny rozbawienia, za każdym razem, gdy próbowała mi ją objaśnić, śmiała się coraz bardziej. W końcu wydukała zdanie, które dla mnie zabrzmiało jak odczytanie wyroku wielu lat ciężkich robót: „Założyłaś sukienkę razem z wieszakiem!”

Nagle kończyny górne i dolne odmówiły mi posłuszeństwa: poczułam miękkość w kolanach, a ręce bezwładnie obwisły mi wzdłuż ciała. Koleżanka- próbując ratować sytuację- usiłowała zdjąć wieszak z moich ramion bez zdejmowania sukienki. Okazało się to niewykonalne (w tym czasie wszyscy pasażerowie bez wyjątku gapili się na nas, próbując zrozumieć, co my właściwie wyrabiamy). Rzeczywistość była bezwzględna- wymarzona randka odpłynęła tam, gdzie zawsze była- w strefę ułudy.

Pospiesznie wysiadłam z tramwaju i przeszłam na drugą stronę ulicy, gdzie znajdował się przystanek tramwajów jadących w stronę mojego domu. Miałam wrażenie, że całe miasto obserwuje dziewczynę z wieszakiem na ramionach. Wtedy przypomniało mi się, że w pobliżu była mała knajpka, a to oznaczało wybawienie- toaletę. Wyplątawszy się z uścisku wieszaka, powłócząc nogami brnęłam do domu z głębokim poczuciem, że świat jest okrutny i że nie jest to planeta dla mnie. Do centrum nie było już sensu jechać- zanim bym tam dotarła pewnie nikt by już na mnie nie czekał. Nic, tylko w łeb sobie z kuszy palnąć!

Mój jasnowłosy wyśniony nigdy nie dowiedział się, dlaczego nie przyszłam na nasze randez vous. Dla niego też było to nowe doświadczenie- nigdy wcześniej żadna dziewczyna nie wystawiła go do wiatru w taki sposób. Mimo, iż później (telefonicznie) próbowałam mu wytłumaczyć, dlaczego nie dotarłam na miejsce spotkania (oczywiście prawdy nie powiedziałabym mu nawet, gdyby mnie żywym ogniem przypiekali, wymyśliłam jakąś bajeczkę, która i tak była o wiele bardziej prawdopodobna niż prawda), nie chciał słuchać.
Do końca roku szkolnego nie odezwał się do mnie ani słowem.

Nigdy się nie dowiem jak potoczyłoby się moje życie uczuciowe, gdyby telefony komórkowe upowszechniły się wcześniej.

8 komentarzy:

Aryel1 pisze...

Biedna Ayllutka. Pogłaskałabym Cię po główce gdybym mogła.

Amber7 pisze...

OMG! Malo ze stolka nie spadlam! :D "dziewczyna z wieszakiem na ramionach" - jak to wogole bylo mozliwe :) widac Aylla potrafi *hihi*

Aylla pisze...

No masz! Zdolna ze mnie bestia niesłychanie, najpiękniejsze mam ubranie..... :D :D :D

Bieci pisze...

nie poczułaś wieszaka??? Jak to w ogóle możliwe?? Rzeczywiście zdolna bestyja z Ciebie:)

Bieci pisze...

nie poczułaś wieszaka??? Jak to w ogóle możliwe?? Rzeczywiście zdolna bestyja z Ciebie:)

Bieci pisze...

nie poczułaś wieszaka??? Jak to w ogóle możliwe?? Rzeczywiście zdolna bestyja z Ciebie:)

Becia pisze...

coś nawciskałam i się kilka razy wkleiło:/ i to jeszcze źle podpisane!

Aylla pisze...

Jak człek ma lat naście, pstro w głowie, a na miarę szyte problemy, a nie odzież wierzchnią, to potrafi takie rzeczy, że strach się bać!