wtorek, 1 marca 2011

53. No i pozamiatane!

Ledwo co skończyłam użalać się nad dolą mą marną mrozem spowodowaną oraz radością Wkurzaka wynikającą z jego dziwnych upodobań klimatyczno-meteorologicznych, a tu buch! Sprawiedliwość jakaś jednak na świecie jest i nie tylko smutek, ale również samozadowolenie przechodzi -jak pochód.

A przecież mówiłam bez przerwy, w kółko i wciąż, że to idiotyczne wlepianie gał w sople lodowe (stojąc z rozwianym wiatrem szalikiem i udając, że nie jest zimno, wcale nie) lub zupełnie niedojrzałe latanie z aparatem fotograficznym w (nieosłoniętej rękawiczką) ręce i do tego bez czapki, po to tylko, aby zrobić ‘zdjęcie portretowe’ płatkowi śniegu muszą, po prostu muszą, skończyć się tak:




Ale co ja tam wiem! Przecież wczoraj się urodziłam! I na życiu się nie znam! (W ogólnym rozrachunku to może i Wkurzak trochę racji ma, ale w tym konkretnym przypadku myli się tak głęboko, jak tylko Wkurzak mylić się może.)

No dobrze, to ja już całą prawdę powiem. Otóż, w głębi serca, nie Wkurzaka mi żal, lecz siebie samej. Jakiś czas temu opisywałam wątpliwe uroki wspólnego zamieszkiwania z Wkurzakiem schorowanym, stąd mój strach, że deja vu w powietrzu wisi. Ale szybko zrozumiałam, że tak się nie stanie. Nie może- gdyby Wkurzak zaległ w pościeli i chorowaniem się zajął, przyznałby, że miałam rację wieszcząc zasmarkane konsekwencje jego niefrasobliwych zachowań. A tego Wkurzak nie zrobi, żeby nie wiem co. Jego męska duma mu nie pozwoli, bo przecież aż tak się pomylić, to zupełnie nie w stylu Wkurzaka jest. (Jasne, Jego Wkurzakowatość to przecież tytan intelektu ze szczególną predylekcją do myślenia długofalowego i przewidywania skutków swoich zachowań na pięć ruchów do przodu. Pfffff)

Zamiast chorowania upierdliwego, Wkurzak raczy mnie więc zachowaniami należącymi do psychologicznej kategorii wypierania- krótko mówiąc, idzie w zaparte. Udaje, że jego nos wcale nie nadprodukuje śluzowego paskudztwa, a czerwoność kichawy to taki nowy ‘trynd wizażowy’. Aby swoje zdrowie udowodnić poza wszelką wątpliwość, ima się zajęć, których normalnie by się nie imał- zaprzyjaźnił się z proszkiem do prania, ponadto nakryłam go na lekturze instrukcji obsługi zmywarki. Nie powiem, żeby z wypiekami na twarzy czytał, ale widziałam, że ‘co ciekawsze’ fragmenty markerem zaznaczał. Wszystko po to, by udowodnić tezę do udowodnienia niemożliwą, a mianowicie prawdziwość zdania: „Nic mi nie jest, zdrów jestem na ciele.” Tere fere kuku.

Zapał neofity przez Wkurzaka personifikowany znajduję bardzo martwiącym. Każdy wie, że kłamstwo ma niedługie kończyny dolne, a przez to jest niezdolne do biegów długodystansowych. Tak więc, Wkurzak za długo w swoim udawactwie nie pociągnie. I co wtedy? Zmaganie się z chorującym ciałem Wkurzaka plus jego chorującą duszą (bo na moje, suma sumarum, wyszło) to wizja równie zachęcająca jak perspektywa objęcia posady lekarza rodzinnego w przychodni rejonowej w szczytowym okresie epidemii grypy. Ale nie zamierzam się tym zamartwiać już teraz- ja też mogę sobie coś od czasu do czasu wyprzeć!

Brak komentarzy: