środa, 13 kwietnia 2011

62. Na kłopoty – sklep wielkopowierzchniowy (2)

Widząc mój zmieszany, nieruchomy wzrok, PB skojarzył fakty, zamamrotał coś pod nosem,wyciągnął dłonie z kieszeni i szybkim ruchem zasunął ekspres kurtki aż pod samą szyję. Ale mleko już się wylało- zauważyłam, że pod lewą pachą PB tkwił wielki jak stodoła, czarny pistolet osadzony w skórzanej kaburze.

Wspomniany już wcześniej ochroniarz zmaterializował się w tym momencie tuż obok nas. Głosem raczej spokojnym (choć dała się w nim wyczuć nutka niepewności) poprosił, abyśmy udali się z nim na zaplecze sklepu. Lekko ogłupiała szokiem, jaki zaliczyłam, nie śmiałam protestować. PB z ociąganiem, mieląc przekleństwa pod nosem, ruszył w kierunku wskazanym przez ochroniarza.

(Tu powinnam wyjaśnić, że PB nie jest nawiedzonym psycholem pałającym żądzą pozbawiania życia przypadkowych klientów wybranego wielkopowierzchniowego obiektu handlowego. Posiadanie broni wiąże się z wykonywaną przez niego pracą zarobkową. Do chwili obecnej PB nie ma na swoim koncie żadnych ofiar w ludziach, a nawet trwałych okaleczeń bliźnich przy użyciu broni palnej. Ale wracajmy do tamtego dnia.)

Po kilku chwilach znaleźliśmy się w jakiejś ponurej kanciapie zwanej pomieszczeniem ochrony (swoja drogą, skoro ochrona taka czujna, zwarta i spostrzegawcza należałoby im się lepsze lokum). PB tłumaczył, że broń posiada tak legalnie, że legalniej to już po prostu nie można; mordować nikogo nie zamierza; do sklepu przyjechał prosto z pracy; zapomniał, że ma tę kupę żelastwa zainstalowaną pod pachą. Słuchałam jego wyjaśnień z pewnym zdziwieniem- jak można zapomnieć, że się coś takiego ma na sobie? Jak można zafundować komuś przejażdżkę samochodem przez całe miasto nie informując jej, że w samochodzie znajduje się broń palna? Jak można gadać o doopie Maryni i śmiać się radośnie z dowcipów i komentarzy pasażera mając zainstalowaną przy żebrach taką giwerę? No jak?!

Oczywiście, moimi przemyśleniami nie zamierzałam się dzielić z obecnymi. W ogóle, miałam nadzieję, że ochroniarze ( w międzyczasie rozmnożyli się do liczby trzech) skupią się na rozbrajaniu PB, a o mnie zapomną. PB sam się uzbroił, to niech się PB sam z tego galimatiasu wykaraska. Przecież ja jestem przypadkową ofiarą całej tej kołomyi. ( A jak już stąd wyjdziemy, to go gołymi rękami uduszę, za wstyd i żenadę , które mi zafundował. Nawet po tę swoją ‘klamkę’ sięgnąć nie zdąży- tak kombinowałam). Niestety, nie doceniłam czujności ochroniarzy ( a może usłyszeli moje złowieszcze myśli), którzy doszli do wniosku, że skoro zjawiłam się w sklepie w towarzystwie tego pana, to pewnie też mam parę granatów upchanych po kieszeniach.


OCHRONIARZ 1
(zerkając z dość obleśnym uśmieszkiem w moim kierunku)

Panią też musimy przeszukać.

PB
( przez lekko zaciśnięte zęby, widząc moją nietęgą minę)

Szczerze odradzam.

OCHRONIARZ 2

Dlaczego?

PB
(ironicznie)

Bo ta pani bardzo nie lubi być przeszukiwana. A na dodatek- póki co, to ja mam broń, a wy nie. No to kto ma rację?


Gdy to mówił jego stalowoniebieskie, uporczywe spojrzenie lustrowało każdy załamek na odzieży pracowników ochrony. Wynik oględzin był jednoznaczny- byli totalnie ‘bezbronni’.

W tym momencie ochroniarze zachowali się zupełnie (jak dla mnie) nieracjonalnie: zamiast wzywać GROM, oddziały antyterrorystyczne i policyjnych negocjatorów przyjęli do wiadomości, że przeszukanie mnie nie było dobrym pomysłem, zwłaszcza, że mój uzbrojony kompan się temu sprzeciwiał. Poprosili nas jednak, abyśmy opuścili teren sklepu. Ja chętnie bym na tę propozycję przystała, aby jak najszybciej położyć kres tej niezręcznej sytuacji, na podobną reakcję liczyłam ze strony PB. A tu niespodzianka- PB stanowczo odmówił, tłumacząc, że nie przyjechał tam na wycieczkę tylko w celu zakupienia konkretnej rzeczy, a to się jeszcze nie stało. Wyjmując magazynek z pistoletu jeszcze raz zapewnił ochroniarzy, że strzelać do nikogo nie zamierza, ale zakupy zrobić musi. I tyle. Nie mogłam wprost uwierzyć w to, że nie usłyszałam sprzeciwu ochroniarzy- w milczeniu śledzili wzrokiem sprawne, zdecydowane ruchy, którymi PB pozbawiał pistolet amunicji czyniąc go strzelecko bezużytecznym. Zrobiwszy to uznał sprawę za zakończoną. Grzecznie się pożegnaliśmy i wyszliśmy z ponurej, ochroniarskiej jaskini zostawiając za sobą mocno zaskoczonych pracowników ochrony.

Zakupy zrobiliśmy pod mało dyskretnym nadzorem ochroniarzy, który szybko zebrali się w sobie i chodzili za nami krok w krok (trzymając się jednak w pewnej odległości). Od czasu do czasu machaliśmy w ich stronę śląc im uśmiechy, wtedy oni uciekali wzrokiem gdzieś w bok, udając, że nie są adresatami naszych serdeczności. W sumie było to dość zabawne.

Po zakupieniu przedmiotów, po które się udaliśmy (ku wielkiej uciesze ochrony) opuściliśmy sklep. PB nie został przeze mnie uduszony- życie zawdzięcza swej rycerskiej postawie zaprezentowanej, gdy ochroniarze chcieli mnie przeszukać oraz faktowi, że zdołał całe zajście obśmiać i odczarować na tyle, że zapomniałam o przerażeniu, które mnie ogarnęło na widok kabury wystającej mu spod pachy. Gdy odwoził mnie do domu byliśmy znowu starymi znajomymi gadającymi o przygodzie, która nas spotkała.

Parę rzeczy w tym całym zdarzeniu nadal jest dla mnie niejasnych: jak to możliwe, że ochroniarz zwrócił uwagę na PB jakiś czas przed tym, nim zobaczyłam jak ten się na naszą wycieczkę ‘wystroił’; jak to możliwe, że mimo kłębiącego się wokół nas tłumu PB zorientował się , że jesteśmy ‘śledzeni’; jak to możliwe, że gdy opowiedziałam o całym zajściu Wkurzakowi ten, zamiast wyrazić święte oburzenie brakiem odpowiedzialności ze strony PB, zapytał: „Myślisz, że on ma więcej takich zabawek i że mi jedną pożyczy?” Nie mam pojęcia, ale jedno wiem na pewno- jak człek chce mieć niczym niezawinione kłopoty, nie ma jak sklep wielkopowierzchniowy, prawdziwa kopalnia przygód żenujących. I jeszcze jedno- założę się, że nasze fotki dyndają na ścianie owego sklepu pod wielkim hasłem: „Tych klientów więcej nie obsługujemy”, ale sprawdzać tego nie zamierzam. Jeszcze długo, długo nie.

1 komentarz:

Becia pisze...

ależ ty masz przygody!! A postawa PB iście rycerska:)