poniedziałek, 27 grudnia 2010

39. Święta, Święta…….

…….. i po Świętach. Przedświąteczna bieganina i zamęt znalazły swój godny finał- trzydniowe napychanie brzuchów pysznościami, gwar rozmów przy stole, rozświetlona choinka i jeszcze więcej bieganiny i zamętu. W sumie, Święta to ciężka praca! Ale po kolei.

Pogoda, niestety, nie dopisała. Wigilia Bożego Narodzenia była pod znakiem deszczu (od mżawki po konkretne padanie). Tu i tam pojawiała się złowroga mgła. Na szczęście, przy wigilijnym stole odmeldowali się wszyscy, a i humory dopisywały, bo jak mogły nie dopisywać skoro na stole pojawiały się dania, na które czeka się cały rok. Mimo, że nie są one szczególnie wykwintne czy niespotykane, nigdy nie smakują tak świetnie, jak w ten właśnie wieczór. Ponieważ jestem wierną i oddaną fanką pierogów oraz makiełek, na te dania czekałam szczególnie. I doczekałam się, ależ się doczekałam! Jak zwykle mocne postanowienie w brzmieniu: „W tym roku nie pozwolę, aby łakomstwo wzięło górę nad rozsądkiem” szybko poszło w gęsty las, żeby nie powiedzieć puszczę pierwotną! Zabrałam się do pałaszowania z wielkim apetytem i nie ustawałam do momentu, gdy ktoś- jakiś chudy facet w czerwonym, przydużym ubranku, z długą białą brodą, ciągnący za sobą bezkształtny wór- zaczął dobijać się do drzwi tarasu. Od zewnątrz. Po krótkiej dyskusji zdecydowaliśmy się go wpuścić, bo to Wigilia i dodatkowe miejsce przy stole czekało na niespodziewanego gościa. Ale gość jeść nie chciał: mówił, że lekko spóźniony jest, a jeszcze parę domów musi odwiedzić tego wieczoru ( kilka już pewnie wcześniej odwiedził, bo na dość zmachanego wyglądał). Bez zbędnych ceregieli obdarował wszystkich wieloma kolorowymi paczkami, pusty wór na plecy zarzucił i odjechał. Toyotą Corollą! Jakoś przeboleliśmy fakt, że Święty Mikołaj reniferów nie miał oraz, że -na oko- to jakieś 25 wiosen liczył. Pokój wypełnił się szmerem rozpakowanych prezentów i okrzykami zachwytu spowodowanymi ich zawartością.

Poznajcie Trąbalińskich, moich tegorocznych, prezentowych faworytów:


Dzięki Trąbalińskim moje stópki nigdy zimna nie zaznają!


I jak tu nie kochać Świętego Mikołaja (nawet jeżeli wynajęty przez Internet był)?

25 grudnia przyniósł zmianę pogody- temperatura poszła w dół, a kałuże wody zamieniły się w mini lodowiska. Niektórzy z zaproszonych na ten dzień gości mieli kłopoty z dotarciem na świąteczny obiad. Na szczęście większości się udało. Tematem obiadowej konwersacji była- oczywiście- pogoda. Okazuje się, że trudne warunki meteo mogą być pożywką twórczości słowotwórczej- wymyślaliśmy sobie nowe określenia na to, co synoptycy nazywają gołoledzią. Zwycięzcą konkursu został autor określenia „stłuczydupa”. Wiem, wiem- puryści językowi się bardzo oburzą, że to nieeleganckie, ale ja uważam, że słowo to w sposób zwięzły i obrazowy ilustruje bolesne skutki zalegania cienkiej warstwy lodu na powierzchni, po której się poruszamy.

26 grudnia- kolejna biesiada, kolejni goście, nadal zamęt i bieganina. A wieczorem refleksja, że właściwie to już po Świętach jest. I jak co rok zdziwienie, że to tak szybko przeleciało.

Święta Bożego Narodzenia to rytuał, powtarzalność, rutyna. „Nuda”- ktoś powie. „Protestuję”- zakrzyknę gromko i prędko. Bo magia Bożego Narodzenia polega na tym, że wszystko dzieje się tak samo, ale zawsze po raz pierwszy i jedyny. I dlatego pamiętamy każde Święta, jako inne i ważne. Pozostają z nami na zawsze
i trwają w nas wszystkie, lekko tylko się usuwając, by zrobić miejsce tym nowym, które przecież znowu przyjdą i mimo, że znamy je tak dobrze, znowu będziemy na nie z utęsknieniem czekać i cieszyć się nimi- ponownie, ale zawsze po raz pierwszy.

5 komentarzy:

Becia pisze...

Nic dodać nic ująć!!! Gratuluję udanych świąt!!! Szkoda, że prezentu tego wymarzonego nie było, ale ten, który jest, wygląda na jeszcze lepszy!!!
Co się zaś tyczy Mikołaja, lat 25, to co jakiś czas ten Duży Mikołaj musi sobie wyhodować zastępstwo, przecież wiecznie żył nie będzie....Młodemu z roku na rok na pewno przybędzie siwych włosów i kilogramów i za parę lat będzie taki, jak trzeba!!!:P

Aylla pisze...

Beciu kocham do szaleństwa Twoją umiejętność znajdowania pozytywów w każdej sytuacji! W pewnym sensie, Ty jesteś Świętym Mikołajem przez cały rok :)

Becia pisze...

:O - tzw. syndrom karpia się u mnie pojawił po przeczytaniu komenta od Aylli....

Becia pisze...

Aylla to jedna z najmilszych rzeczy, jaką usłyszałam kiedykolwiek....DZIĘKUJĘ!!!

Aryel1 pisze...

Umęczona świętami i przejedzona mam wyłączony mózg i w tym stanie z całego posta zapamiętałam najbardziej słowo „stłuczydupa”:D