wtorek, 27 lipca 2010

7. Wentylatory

Wentylatory to zdradzieckie wynalazki, stanowią kwintesencję przewrotności natury, mimo, że stworzyła je ludzka ręka.

No bo czym taki wentylator jest? Na poziomie designerskim- niczym szczególnym. Zwykle posiada podłużną podstawę z kolekcją przycisków i wielką, często nieproporcjonalną, głowę z elementem obrotowym. Kolorystyka raczej dowolna, choć dominują barwy stonowane. Ponieważ większość wentylatorów wygląda bardzo podobnie, zaczynam wierzyć, iż stworzenie konstrukcji oryginalnej z wyglądu, łamiącej zasadę wielkiego łba na chudej nóżce nie jest niczyim priorytetem. Nie szkodzi, w końcu nie o wygląd tu idzie.

Na poziomie użyteczności wentylator robi to, co obiecuje. A że nie obiecywał nigdy, że w sposób znaczący podniesie estetykę pomieszczenia, w którym się znajduje, to i nie podnosi. Ale za to pracuje bez wytchnienia, abyś ty, szanowny czytelniku, mógł działać nie w pocie czoła, rozkoszując się podróbką morskiej bryzy (podróbką, bo bez zapachu morza) jeśli taka twoja wola. A i dla miłośników małego huraganu znajdzie się odpowiednia opcja- zwykle wyzwalana przez włączenie przycisku oznaczonego najwyższą wartością liczbową. Tak więc, wentylator chłodzi bez narzekania na swój los, mozolnie kręci łopatkami z determinacją i oddaniem sprawie chłodzenia. I właściwie trudno jest wentylatora za to nie lubić- przecież przynosi ukojenie w upale. Pozornie.

Otóż wentylator ma swoją drugą, wredną twarz. Jest podstępny, działa z zaskoczenia (jak, nie przymierzając przyczajony tygrys albo inny ukryty smok). Jego uległość i chęć służenia człowiekowi to tylko pozory. Tak naprawdę, to działa przeciw rodzajowi ludzkiemu, powodując masowe zapalenia uszu, anginy ( o zwykłym przeziębieniu nie wspomnę) i niesamowite doznania gorąca, gdy jakiś mądry (lub po prostu tknięty przeczuciem niecnych zamiarów wentylatora) przedstawiciel homo sapiens ważyłby się odciąć go od źródła mocy tkwiącego w gniazdku elektrycznym. Jeden mały ruch i potęga wentylatora gaśnie na naszych oczach. Jeden mały ruch i fala gorąca zalewa nam ciało i mózg, trawi każdą myśl niezwiązaną z doznawanym skwarem. Słodycz zwycięstwa pomieszana z goryczą dyskomfortu. Upływają sekundy ciągnące się jak Średniowiecze i, w sposób niepostrzeżony, niemal bezwiedny, ręka (nasza ręka- zwykle posłuszna i bezideowa) jednym małym ruchem ogłasza zwycięstwo wentylatora. Pstryk. Z początku prawie niesłyszalny dźwięk zamienia się w cichutkie i nieustanne buczenie, trochę podobne do dźwięku wydawanego przez głaskanego kota. Ale nie jest to odgłos poddanej uległości lecz cichy i posępny zwiastun naszej gatunkowej klęski. Znowu się ugięliśmy, znowu komfort wziął górę nad rozsądkiem.

Wkurzają mnie wentylatory, bo są niespełnioną obietnicą nieba na Ziemi. Bo dają złudną nadzieje na coś za darmo, nieokupionego niebezpieczeństwem, czy choćby ryzykiem. Bo stworzone przez człowieka sobie z niego drwią. Bo są mechanicznym ucieleśnieniem klęski ducha nad materią. Bo tak się nie godzi z rodzajem ludzkim postępować. Nawet jeżeli rzeczony rodzaj ludzki sam się o to prosił……

(Porażająca naiwność powyższego stwierdzenia upewnia mnie w przekonaniu, że czas kończyć ten wywód, co niniejszym czynię.)

Brak komentarzy: