środa, 25 sierpnia 2010

18. W zdrowym ciele, zdrowe cielę

Lato mija powoli, a moje wiosenne postanowienia obrastają kurzem w szufladzie z napisem: „Do zrobienia”. A miało być zdrowo i sportowo: basen, siłownia, itp. Wyszło jak zwykle: książka i komputer. Potrzeba mi zachęty i motywacji, aby polubić wysiłek fizyczny, pot płynący strugami po plecach i ryzyko złamania paznokcia. To podobno odstresowuje. Wkurzak nie ma w tej kwestii zdania (co jest ewenementem, bo zwykle zdanie ma i zwykle przeciwne do mojego). Ma dla mnie jedynie dobrą radę, brzmiącą: „Rób, jak uważasz.” Wygłasza ją siedząc w fotelu, ze wzrokiem utkwionym w ekranie telewizora.

Na początku trochę się naburmuszam, ale chwilkę później zimny pot oblewa mnie od czubka głowy po pięty. Zdaję sobie sprawę, że Wkurzak wypowiedział owo zdanie tonem zrównoważonym, bez wkurzakowości w głosie, jakby informował o prognozowanym zachmurzeniu albo podawał aktualny czas. Na twarzy też nie malowało mu się żadne wkurzakowe uczucie. Kiedy to wszystko sobie uświadamiam, dociera do mnie w pełni groza sytuacji: WKURZAK STRACIŁ WYCZUCIE! Odpuścił możliwość wkurzenia, w ogóle jej nie zauważył. Patrzę na Wkurzaka z nadzieją, że się pomyliłam i zaraz zacznie wypełniać obowiązki służbowe dla niego przewidziane. Nic- siedzi spokojnie i chłonie informacje płynące z telewizyjnego ekranu.

Przecież to już nawet nie jest początek końca, to koniec sam w sobie. Stało się. Finita la comedia! Płacz i zgrzytanie zębów. Wychodzę z pokoju, żeby Wkurzak nie widział smutku w moich oczach. Przyszłość jawi mi się w najczarniejszych barwach. Wyobrażam sobie jak pakuję zepsutego Wkurzaka do worka z napisem „Niepotrzebne, bo uszkodzone” i taszczę na wysypisko Wkurzaków. A Wkurzak w środku ani drgnie, bezwolny, a może pogodzony z losem. Worek ciąży mi niemożliwie, od czasu do czasu nasłuchuję, czy Wkurzak nie wydaje z siebie jakiś dźwięków, które można byłoby zakwalifikować jako próbę wkurzenia. Nic, złowroga cisza. Wysypisko Wkurzaków jest coraz bliżej, nadchodzi rozwiązanie ostateczne…… Zamykam się w łazience kryjąc łzy.

Opanowuję się i wracam do pokoju. Wkurzak jest tam, gdzie był. To, że nadal nie lata jak oszalały po programach, jak to miał w zwyczaju, nie poprawia mi samopoczucia- widomy znak, że nadciągnęła katastrofa. Postanawiam postawić wszystko na jedną kartę: sprowokować Wkurzaka do wkurzania.

JA

Wiesz, zdecydowałam się jednak zapisać na siłownię.

( Staremu Wkurzakowi już by się oczy zaświeciły,
że taka gratka mu do łapek wpada)

WKURZAK

Słuszna decyzja.

( Nieznośny spokój w głosie)

JA

Dzięki. Zaraz poszperam w Internecie,
spróbuję znaleźć jakąś niezbyt daleko domu.

(Zaczynam wpisywać hasło w wyszukiwarce,
z nerwów robię po cztery błędy w każdym słowie)

WKURZAK
(po dłuższej chwili)

Nie trudź się, już poszperałem.

Wychodzi z pokoju. Wraca szybciutko, z teczką dokumentów w ręce, podaje mi ją.

Udając spokój i opanowanie przerzucam zawartość teczki. Tak, jak mówił Wkurzak, znajduję w niej oferty różnych siłowni. Zaraz, zaraz- one są ślicznie pogrupowane, a każda grupa opatrzona odpowiednią winietką:

„Siłownie, które Aylla odrzuci ze względu na wielkość lodówki w recepcji”
„Siłownie, które Aylla odrzuci ze względu na kolor ścian”
„Siłownie, które Aylla odrzuci ze względu na zbyt małe okna”


I tak dalej, w podobnie absurdalnym tonie. Przechodzę do końca tej sterty, aby zobaczyć, który przybytek mięśni wygrał. Nic, zero, nul, nada. Żaden nie przeszedł selekcji.

Wtedy spływa na mnie olśnienie: Ty Wkurzaku przebrzydły! Ty wredoto sakramencka! Cały czas mnie podpuszczałeś, pewnie w duchu miałeś ubaw do rozpuku! Do piekła za to pójdziesz, w gorącej smole się taplać. I dobrze Ci tak!
Wszystko to sobie myślę, ale fason trzymam- ze skupieniem, powoli przeglądam oferty. W końcu mówię: „Dzięki, Wkurzak, wykonałeś kawał świetnej roboty. Zupełnie się z Twoim rozumowaniem zgadzam- w tym mieście nie ma siłowni dla mnie.” Podchodzę do Wkurzaka i serdecznie go przytulam, potem wychodzę z pokoju posyłając mu jeszcze jedno spojrzenie.

Rany! Żałujcie, że nie widzieliście tej miny! Wkurzak oniemiał (to znaczy, ustami ruszał, ale żaden dźwięk się z jego aparatu gębowego nie wydobywał). Oczy mu prawie na podłogę powypadały, widać było, że nie jest w stanie zapanować nad opadaniem kącików ust, ręce majtały mu równie samowolnie. Widoczek pierwsza klasa, każdej gotówki wart. Następnie poczerwieniał na twarzy, coś tam pod nosem burknął, rozwalił się w fotelu i zaczął przerzucać kanały pilotem w odstępach pięciosekundowych. Status quo wróciło.

Wkurzyć Wkurzaka- to jest osiągnięcie! Że niby banalne i małostkowe. Być może, ale smakuje wyśmienicie i jest lepsze dla samopoczucia niż wszystkie siłownie świata. Przecież o to szło, żeby się odstresować. Nie wierzycie - spróbujcie sami.

1 komentarz:

Ewa pisze...

Pogratulować Aylla